,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jimmy ciągle przyglądał siękobietom Zara z wielką uwagą, co sprawiało im przyjemność.- Podobam ci się, co, Jimmy, kochasiu? - odezwała się Mae.Chłopiec spłonął rumieńcem.- Przyznaj się, ze masz ochotę na Mae?- Nie, proszę pani.- Przyłóż rękę, zobacz, jakie to miękkie.Położyła dłoń Jimmy'ego na swojej piersi i właśnie w tym momencie zjawiła się Molly itrzepnęła ją w ucho.Mae była tak zaskoczona, że nawet się nie rozzłościła, tylko przygryzła wargę i uciekła.Jimmyszybko zabrał się z powrotem do rozdrabniania darni, a Molly stała i patrzała^ na mnie jak nagada.To, co czułem, nie było ostrym bólem, a raczej czymś w rodzaju nieustannego pobolewania,jakby czyjaś ręka ściskała mi serce.Uczucie to nigdy mnie nie opuszczało.Kiedy patrzałem hetna równinę, w kierunku grobów, albo w górę na skaty, albo na spaloną ulicę naszego miasta,zawsze miałem przed oczami twarz Złego Człowieka z Bodie.Teraz już wiem, na czym polegałkłopot, na czym polegał mój błąd.Nie potrafiłem się wczuwać w cierpienia innych ludzi, nieumiałem odgadywać ich myśli.Nadszedł dzień, kiedy skończyłem zbitą z solidnych desekprzybudówkę do ziemianki.Mieliśmy więc dwie izby.Z kawałków balustrady okalającej niegdyś,,Srebrne Słońce" i kilku gładkich desek skleciłem stół.Jimmy i ja gromadziliśmy przez całydzień wszystko, co nam się trafiało, a nadawało do jedzenia, tak żeby wieczorem można byłozasiąść przy tym stole.Molly szykowała nam posiłek, potem brata swoją porcję do ziemianki,gdzie jadła osobno, a Jimmy i ja siedzieliśmy, jedliśmy i nie patrząc sobie w oczy mówiliśmy, żenam smakuje.Poza tym wyłoniła się sprawa Jenksa.To właśnie Jenks przywiózł karawan Hausenfielda zrówniny i był tak zadowolony ze swojego łupu, że nawet nie poczuł wydobywającego się z35wnętrza smrodu.Miał głowę wąską jak kij od szczotki, a podbródek tak daleko cofnięty, żewłaściwie nie istniejący.Patrzał na ludzi niby to chytrymi, żółtymi oczami przypominającymiślepia przebiegłego wilka, ale wrzeczywistości był idiotą.Zanim dal sobie radę z pochowaniem zwłok Niemca, musiałem mudokładnie powiedzieć, gdzie ma to zrobić, pokazać kilof klinujący drzwi wozu i wytłumaczyć, żetym właśnie narzędziem najłatwiej będzie mu wykopać grób, zmierzyć jego głębokość, aleskończyło się oczywiście na tym, że sam napracowałem się co najmniej tyle samo co on.KiedyHausenfield byt już pochowany, Jenks przez dobry tydzień w ogóle nic nie robił, tylko siedział wcieniu swojego nowego wozu, przyglądał się dziewczynom, oliwił broń i czyścił pasrewolwerowy.Kiedy siedział dzień w dzień i bawił się bronią, wyglądał na człowieka takzamyślonego, że dopiero po pewnym czasie zrozumiałem, iż on po prostu nie może sięzdecydować na to, czy zostać, czy jechać dalej.Byt zwykłym włóczęgą, który szedł, gdzie go oczy niosły, a teraz został właścicielem czarnegokarawanu i myślał o tym, jak z tego wyciągnąć możliwie największy zysk.Zar byt zły na mnie zato, że pozwalałem mu za darmo czerpać ze studni wodę dla muła, siwka i jego własnej wyleniałejszkapy.Mnie to już także zaczynało działać na nerwy.Obydwaj z Zarem mieliśmy zastrzeżenieco do Leo Jenksa.Pewnego ranka Molly podeszła do niego i zapytała go tym swoim donośnym, lekko zachrypłymgłosem:- Panie Jenks, czy pan tylko potrafi oliwić tę strzelbę i nic poza tym?Jenks siedział na ziemi oparty plecami o koło wozu, ale kiedy Molly przemówiła do niego,zerwał się szybko na nogi i zdjął kapelusz.- Co pani wskaże, rąbnę jednym strzałem.- Rzeczywiście?- Tak, pszepani.- Ten wiatrak przed nami ma osiem krótkich ramion.Patrzę teraz na to, co sterczy do góry.Jenks włożył kapelusz na głowę, odbezpieczył pistolet, wycelował, wystrzelił i bezbłędnie trafiłw górne ramię wiatraka.Konie Zarżały.John Niedzwiedz, który okopywał swoje grządki,wyprostował się i podniósł oczy.- Widzę szyjkę butelki! - zawołała Molly.- Sterczy tam z gruzów!Jenks odwrócił się, wycelował i w sekundę pózniej drobne ułamki szkła prysnęły w górę.JeszczetrzykrotnieMolly wskazywała mu cel-kamień, kupę śmieci, patyk-za każdym razem Jenks trafiał bez pudła.Huk jego strzałów odbijał się od skat i wracał do nas echem.Wszyscy przyglądali się widowisku.Dziewczyny spod namiotu.Zar zza świeżo postawionej zagrody dla koni, Jimmy, skulony, ztylnego siedzenia bryczki majora.Stałem tak blisko Jenksa, iż mogłem stwierdzić, że ilekroć brałcoś na cel, jego niespokojne wilcze ślepia przybierały wyraz pełnego skupienia.Na koniec wsunął pistolet za pas i znów zdjął kapelusz z głowy.-Dziękuję panu, panie Jenks-powiedziała Molly patrząc prosto na mnie.- Nieczęsto trafia się wtych stronach prawdziwy mężczyzna.Bóg mi świadkiem, życzyłabym sobie, żeby mój mąż umiałtak strzelać jak pan!Od tego momentu Jenks nie miał już wątpliwości co do swoich doraznych życiowych planów.Oświcie jechał wozem w kierunku wschodnim, het na równinę i wracał wieczorem przywożąc wskrzynce pół tuzina świstaków [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|