, Laurens Stephanie Czarna Kobra 03 Zuchwała narzeczona(1)(1) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jej wcześniejsi kochankowie poczuli się tym zdeprymowani idlatego ponieśli klęskę.Była zbyt silną kobietą, żeby kochać się z niądelikatnie, z czcią, przynajmniej nie na początku.Nie potrzebowałamężczyzny, który będzie się jej kłaniał, ale takiego, który ją wezmie,posiądzie - pokaże jej, jakie to uczucie: być pożądaną.Bral ją zatem, puścił wodze drapieżnej żądzy i wdzierał się w niąniepohamowanie.Wymagał, rozkazywał, brał wszystko, co miała dooddania, z lubością chłonąc jej jęki, urywane westchnienia, kapitulację,aż wreszcie swym orgazmem sprowokowała jego własny.Wynikły z tego kataklizm wstrząsnął nawet nim.Unosił się nad nią, dysząc, czekając, aż jego serce się uspokoi, achrapliwy oddech nieco przycichnie, i przyglądał się, jak ona, tym razemzaspokojona ponad wszelkie wyobrażenie, bezwładna i zrelaksowanaosuwa się w sen.Z poczuciem głębokiej satysfakcji wycofał się z uścisku jej ciała izwalił obok niej na materac.Tak długo, jak tu pozostanie, tak długo, jak będzie trwać owa dziwnawyrwa w jego życiorysie, Linnet będzie jego.Będzie ją brał, ilekroćzapragnie.Ilekroć zdoła ją do tego namówić.12 grudnia 1822Mon Coeur, parafia Torteval, GuernseyLogan obudził się w pustym łóżku, kiedy do pokoju sączyło się jużpierwsze światło dnia.Uśmiechnął się sze-84 roko, gdy odżyły w nim zdarzenia z minionej nocy, lecz euforiaprędko przygasła, kiedy przypomniał sobie swą sytuację.Nadal nie wiedział, kim jest, on, Logan Monteith - jako dorosłyczłowiek, teraz.Nie wiedział, czym się zajmuje, jak zarabia na życie,gdzie mieszka ani dokąd podróżował.Koniecznie musiał pobudzićpamięć, żeby przypomnieć sobie to wszystko, niemniej tak czy owakjeden fakt rysował się krystalicznie jasno.Choć na razie tego nie pamiętał, bez wątpienia miał życie, do któregobędzie musiał wrócić.A więc jego czas tutaj, z Linnet, był ograniczony.Wiedział o tym, podobnie jak i ona.W gruncie rzeczy poniekądznajdowała oparcie w myśli, że bez względu na to, co zaistnieje międzynimi, on w końcu wyjedzie.Dzięki temu nie zagrażał ani jej samej, ani jejpozycji.Odrzucił pościel, opuścił nogi na podłogę i zmarszczył brwi.Wiedza otym, że ich związek byl z góry skazany na tymczasowość, nie przypadłamu do gustu.Całkiem jakby w przeszłości doświadczył wielu takichpozbawionych znaczenia zbliżeń i przestały mu one wystarczać.To akurat mogła być prawda.Skrzywił się, wstał i z fotela przy okniewziął płaszcz kąpielowy, który dostał od Linnet.Zakładając go,postanowił dołożyć starań, by jak najszybciej odzyskać pamięć.Poszedł się umyć i ogolić.Wykręcając się przed niewielkim lustrem,spróbował rozsupłać węzeł zabezpieczający bandaż na torsie, ale mu sięnie udało.Chciał obejrzeć ranę, potrzebował jednak do tego pomocy.Zaczął odwijać bandaż na głowie, lecz prędko okazało się, że opatrunekmocno przysechł.Sfrustrowany zawinął płótno z powrotem najlepiej, jakpotrafił.Wracając korytarzem do sypialni Linnet, zobaczył pokojówkę, którastała pod drzwiami, balansując stosem ubrań, żeby jakoś zapukać.Odwróciła się na dzwięk jego kroków i rozpromieniła.85 - To pan, sir.Przyniosłam je dla pana.- Podsunęła mu ubrania.- Wtym wyrzuciło pana na brzeg.Zrobiłyśmy, co się dało, ale pannaTrevission mówi, że w razie czego może pan nadal nosić ubrania od niej.- Dziękuję.- Wziął stos wypranych rzeczy.Pokojówka dygnęła i odeszła, stukając obcasami.Logan wszedł dosypialni, zamknął drzwi i rozłożył ubrania na łóżku.Przyjrzał się im zuwagą: prosty surdut, lniana koszula, czarne spodnie.Usiłowałprzypomnieć sobie związane z nimi szczegóły - gdzie je kupił, kiedy,dlaczego - ale nic mu się nie nasunęło.Nie czuł nawet, żeby stanowiłyjego własność.Być może zaliczał się do ludzi, którzy nie przywiązująwagi do stroju.Odniósł wrażenie, że nie jest to właściwa odpowiedz.Wzruszył ramionami i włożył ubrania, odkrywając zaszyte starannierozcięcia w koszuli i surducie, odpowiadające jego ranie.Spodniepasowały nań lepiej niż te należące do ojca Linnet.Zostawił sobiepończochy, które mu dała, oraz buty jej ojca, w miarę wygodne, aczkol-wiek mogłyby być odrobinę większe.Jego własne na razie się niepokazały.Czując się osobliwie sobą, zszedł na dół i skierował się do jadalni,skąd dobiegał szmer licznych rozmów.Dziś pojawił się na tyle wcześnie,że zastał przy stole innych mężczyzn.Wymieniwszy z wszystkimiskinienia głowy i powitania, zajął wolne krzesło obok Linnet.Brandon podał mu nad stołem pas.- Należy do ciebie.Natłuściliśmy go na nowo i wygląda niezle, aletwoich butów nie udało się uratować.- Dziękuję.- Logan wziął pas.Gdy go rozwinął, stwierdził, że klamra.powinna mu się z czymśkojarzyć, ale nie potrafił sobie przypomnieć z czym.Siedząc, przeciągnąłpas przez szlufki w spodniach i zapiął.Kiedy pozostali mężczyzni rozeszli się do swoich zajęć, Linnetpochwyciła jego wzrok [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl