,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Najpierw usiłował dojść do siebie, później zdławionym głosem zapytał:- Czy ty zwariowałeś?Momentalnie chwyciłem większy odłamek szkła i wyskoczyłem z łóżka.Groźnie skierowałem szkło w jego stronę.- Zostaw mnie w spokoju - wychrypiałem.- Jesteś wszystkiemu winien, ty sadystyczna świnio.Próbujesz udowodnić mi twoją śmiesznie małą władzę.Ale nie uda ci się to ze mną, ty żałosny, mały gnojku.Szatan ci za to zapłaci.Spływaj, zanim się nie zapomnę i nie rozetnę ci tym brzucha!Jak bokser podskakiwałem wokół niego i wyciągałem odłamek w jego kierunku.Krew długimi strużkami spływała mi po ramionach i całym ciele na podłogę.Musiałem wyglądać jak po masakrze.Na twarzy Krzysztofa malowały się strach i przerażenie.Odwrócił się w miejscu i wyprowadził pośpiesznie obu chłopców.Temu dopiero dałem szkołę.Zadowolony położyłem się z powrotem.Piekła mnie prawa dłoń.Tak mocno ściskałem szkło, że jego ostre brzegi wbiły mi się głęboko w ciało.Obojętne.Jednak tej nocy spokój nie był mi pisany.Jakieś dwadzieścia minut później ktoś gwałtownie otworzył moje drzwi.Krzysztof zadzwonił po policję, a ci zabrali ze sobą lekarza.Mówił do mnie uspokajająco i zbliżał się powoli, krok po kroku.Chciał mnie zbadać.Wściekły wyskoczyłem ponownie z łóżka i zatoczyłem się.Poczułem zawrót głowy i wpadłem na ścianę.Lekarz chciał mi pośpieszyć z pomocą, lecz ledwo odzyskałem przytomność, zagroziłem mu odłamkiem szkła, który momentalnie schwyciłem z nocnego stolika.- Jeśli mnie dotkniesz, podetnę ci gardło!Później opowiadano mi, że jak zaszczute zwierzę kucałem w kącie pokoju i mamrotałem łacińskie formułki.A moje gałki oczne przekręciły się tak potwornie, że widać było tylko białka.Za wszelką cenę chciałem się jeszcze raz podnieść.Jednym ruchem złapałem mój podkoszulek i wybiegłem z krzykiem na korytarz.Ciąłem powietrze na oślep kawałkiem szkła, minąłem w biegu wszystkich tych bezradnie stojących ludzi i uciekałem skrywając się w ciemnościach.Nie zaszedłem daleko - w majtkach i podkoszulku.Nic dziwnego.Właściwie musiało to być dla mnie jasne.Jednak w tym momencie nic już nie było normalne.Mój rozum przestał funkcjonować.Mój mózg się wyłączył.Gliny znalazły mnie szybko i otoczyły.Czterech z nich wycelowało we mnie pistolety.- Rzuć szkło - rozkazał jeden.Rzeczywiście ciągle jeszcze kurczowo ściskałem odłamek.Podniosłem ręce, zakręciłem się wkoło i zaśmiałem szyderczo:- Zastrzelcie mnie! No, już, zróbcie to, tchórze!Chciałem, żeby mnie wyręczyli.Niestety, nie mogłem mieć na oku wszystkich czterech jednocześnie.W ten sposób jednemu udało się wtrącić mi kopniakiem szkło z ręki.Drugi złapał mnie za nadgarstki i wykręcił ręce na plecy.Chwyt policyjny.Chcieli mnie zabrać ze sobą i wsadzić do izby wytrzeźwień.Ale ja wcale nie byłem pijany.Gliny znowu nic nie rozumiały.Powoli wracało opamiętanie.Mój zakrwawiony podkoszulek przyklejał się lepko i nieprzyjemnie do ciała, moje pocięte ręce piekły i drżały niekontrolowane.Zebrałem się w sobie i usiłowałem naprawić zawikłaną sytuację.Tylko nie do komisariatu policyjnego.Żeby się tylko nie dostać do akt.Muszę z powrotem.Chciałem wrócić do moich odłamków.Nie zrezygnowałem jeszcze z planu śmierci.Bądź miły dla glin, mówiłem sobie w duchu.Udowodnij im, że jesteś całkiem normalny, nawet jeśli na takiego nie wyglądasz.Kiedy chwilę później doszedł do nas Krzysztof, najspokojniej w świecie rozmawiałem sobie właśnie ze stróżami porządku.Także i na nim zrobiłem wrażenie, że jestem znowu spokojny.Dobrodusznie uśmiechałem się na wszystkie strony i wyrażałem skruchę.I rzeczywiście zwolniono mnie pod opiekę wychowawcy.Ledwie jednak policja zniknęła z pola widzenia, zrzuciłem przyjazną maskę.Ujawniło się moje prawdziwe oblicze - wykrzywiona nienawiścią twarz.Krzysztof patrzył na mnie z ukosa.Potem już tylko szedł obok w milczeniu, z podniesioną głową.Z pewnością pchały mu się na usta tysiące pytań.Nie odważył się jednak ich postawić.I miał szczęście.Później napisał w raporcie do kierownictwa internatu: "Jeszcze nigdy się tak nie bałem żadnego człowieka, jak wtedy Łukasza".Zaraz po przyjściu do domu, bez słowa zniknąłem w moim pokoju.Było już krótko po północy.Krzysztof upewnił się jeszcze, że zmieniłem prześcieradło i wyrzuciłem odłamki do kosza i pojechał do domu.Aż do następnego ranka uprzątałem ślady moich okultystycznych poczynań.Czyściłem ze szkła i krwi podłogę między pokojem a łazienką, szorowałem kafelki po kąpieli, wyrzuciłem przesączone krwią prześcieradło i ubranie i uprzątnąłem nawet resztę pokoju.I tak wiedziałem, że mimo to będę miał jeszcze poważne nieprzyjemności.Miałem jednak nadzieje, że uda mi się jakoś ułagodzić wychowawców moją "grzecznością".ROZDZIAŁ 16Nadciągnęła burza i to gwałtowna.Ja jednak otworzyłem serce przed wychowawcami i opowiedziałem wszystko.O coraz silniejszych i nieuniknionych więzach z satanistami, o rytuałach, o potwornych wahaniach, wątpliwościach i lękach, które przeżywałem, i o decyzji opuszczenia sekty.Czasami nie mogli uwierzyć w moje opowieści z dreszczykiem.I nie mogli sobie wyobrazić, że od tej chwili moje życie znajduje się w niebezpieczeństwie (odejście było nierozerwalnie złączone z bezlitosnym polowaniem na mnie), i że sataniści dołożą wszelkich starań, żeby mnie odnaleźć i zlikwidować [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|