, Duenas Maria Krawcowa z Madrytu 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy to mówiła, zamknęłam oczy i tylko milcząco kręciłamgłową.Na kilka chwil przeniosłam się myślami do pierwszych dnimojego pobytu w Tetuanie, do owej nocy, gdy Candelaria pokazałami pistolety i powiedziała, że chce je sprzedać, aby sfinansować naszeatelier.Ogarnęła mnie teraz taka sama panika, a sceneria również byłaznajoma - dwie kobiety ukryte w ciasnym pokoju: jednaprzedstawiała ryzykowny, choć starannie przemyślany plan, druga,przerażona, odmawiała swojego w nim udziału.Z jedną różnicą.Ogromną.Propozycja Rosalindy miała zupełnie inną skalę.Dzwięk jej głosu sprawił, że powróciłam do terazniejszości i znędznej izdebki w pensjonacie na La Luneta przeniosłam się znów doklitki na zapleczu baru Deana.- Zrobimy z ciebie sławę.Mam dobre stosunki w kręgach, którenas interesują w Madrycie, ktoś komuś coś szepnie, ktoś innypowtórzy i nikt cię nie powiąże z moją osobą.SOE wezmie na siebiepoczątkowe koszty: zapłaci za odpowiedni lokal, wyposażeniepracowni, tkaniny i dodatki.Juan Luis zajmie się urzędem celnym,załatwi konieczne pozwolenia na przywóz towarów z Tangeru, atrzeba będzie sprowadzić tego sporo, bo kiedy odejdzie zministerstwa, będzie o wiele trudniej.Wszystkie zyski pójdą na twojekonto.Ty będziesz robić to samo co w Maroku, ale musisz mieć uszyi oczy otwarte, słuchać uważnie, co mówią klientki.Nie tylko Niemki,także Hiszpanki z kręgów powiązanych z nazistami, o ile uda się namje ściągnąć.Niemki mają dużo wolnego czasu i pieniędzy, twojeatelier może się stać dla nich miejscem spotkań.Dowiesz się, gdzie bywają ich mężowie, z kim się spotykają, co zamierzają, kto do nichprzyjeżdża z Niemiec.- Słabo mówię po niemiecku.- Wystarczy, żeby czuły się u ciebie swobodnie.Enough.- Znam tylko liczby, kolory, dni tygodnia, umiem się przywitać iwydukać kilka zdań, nic więcej - obstawałam przy swoim.- Nieważne.Pomyśleliśmy o tym.Mamy kogoś, kto ci pomoże.Ty będziesz tylko musiała zbierać informacje i przekazywać je dalej.- Jak?Wzruszyła ramionami.- To ci powie Hillgarth, kiedy już się zgodzisz.Ja nie znamszczegółów operacyjnych.Na pewno coś wymyślą.Znów pokręciłam głową, tym razem bardziej stanowczo.- Nie zgodzę się, Rosalindo.Zapaliła następnego papierosa i zaciągnęła się mocno.- Dlaczego? - zapytała, wydmuchując dym.- Bo nie - powiedziałam twardo.Miałam tysiąc powodów, żebynie pakować się w to wariactwo, ale wolałam streścić je wszystkie wjednym krótkim słowie.Nie.Nie i już.Nie zrobię tego.Odmawiamkategorycznie.Pociągnęłam kolejny łyk z butelki whisky.Smakowaławspaniale.- Ale dlaczego, darling? Boisz się, right? - mówiła teraz cichym,pewnym głosem.Muzyka ucichła; słychać było tylko skrobanie igły opłytę, śmiechy i szmer rozmów dobiegający zza kotary.- Wszyscy sięboimy, wszyscy umieramy ze strachu - szepnęła.- Ale to nie jestżadne usprawiedliwienie.Nie możemy siedzieć z założonymi rękami,Siro.Musimy pomóc.Ty, ja, wszyscy - każdy na miarę swoichmożliwości.Musimy dorzucić własne ziarnko piasku, żebypowstrzymać ten obłęd.- Poza tym ja nie mogę wrócić do Madrytu.Czeka mnie proces.Przecież wiesz.Wciąż nie oczyszczono mnie z zarzutów postawionych wczasach, kiedy byłam z Ramirem.Od zakończenia wojnyrozmawiałam o tym parę razy z komisarzem Vazquezem.Próbowałsię czegoś dowiedzieć, ale nic z tego nie wyszło.W Madrycie nadalpanuje chaos, poczekajmy, dajmy im trochę czasu, niech się towszystko uspokoi, powtarzał.Więc czekałam, bo przecież nie miałam zamiaru wracać.Rosalinda znała moją sytuację, sama jejopowiedziałam.- O tym również pomyśleliśmy.I o tym, że musisz być kryta, bomogą się pojawić kłopoty.Nasza ambasada nie może ci zapewnićżadnej ochrony, a jako obywatelka hiszpańska ponosisz wielkieryzyko, zwłaszcza w dzisiejszych czasach.Ale Juan Luis wpadł napewien pomysł.Chciałam zapytać jaki, ale nie mogłam wydobyć głosu.Niemusiałam.Sama mi to od razu wyjaśniła.- Może ci załatwić marokański paszport.- Fałszywe dokumenty - dodałam.- Nie, sweetie.Prawdziwe.Nadal ma tu oddanych przyjaciół.Zakilka godzin możesz zostać obywatelką marokańską.Pod innymnazwiskiem, obviously.Wstałam.Zauważyłam, że z trudem utrzymuję równowagę.Wmoim umyśle, w kałużach ginu i whisky, hałaśliwie bulgotałyniepokojące słowa: tajne służby, agenci, zadania.Fałszywe nazwisko,marokański paszport.Oparłam się o ścianę i spróbowałam odzyskaćspokój.- Rosalindo, nie.Przestań już.Nie mogę się zgodzić.- Nie musisz decydować natychmiast.Przemyśl to sobie.- Nie ma o czym myśleć.Która godzina?Spojrzała na zegarek; chciałam zrobić to samo, lecz cyfryrozpływały mi się przed oczami.- Za kwadrans dziesiąta.- Muszę wracać do Tetuanu.- Zamówiłam samochód na dziesiątą, ale chyba nie powinnamcię wypuścić w tym stanie.Zostań na noc w Tangerze.Zamówię pokój w El Minzah i poproszę, żeby zawiadomili twojąmatkę.Aóżko, w którym mogłabym zasnąć i zapomnieć o tej strasznejrozmowie, było bardzo kuszącą wizją.Wielkie łoże z białą pościelą,w pięknym pokoju, gdzie mogłabym się obudzić nazajutrz i odkryć zulgą, że spotkanie z Rosalinda było tylko koszmarnym snem.Dziwacznym, nierzeczywistym snem.Nagle, w jakimś zakamarkumózgu, pojawił się przebłysk świadomości.- Nie mogą zawiadomić mojej matki.Przecież wiesz, że nie mamy telefonu.- Ktoś zadzwoni do Felixa Arandy, a on jej powie.Wszystkimsię zajmę.Jutro ktoś podjedzie po ciebie do hotelu i z samego ranawrócisz do Tetuanu.- A ty gdzie się zatrzymałaś?- U przyjaciół z Anglii, na rue de Hollande.Nie chcę, żeby ktośsię dowiedział, że jestem w Tangerze.Przywiezli mnie tu autem spodjednych drzwi pod drugie, nawet nie postawiłam nogi na ulicy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl