,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oczywiście zdawała sobie sprawę, \e czuje sympatię doMarka i on chyba do niej te\.Lal jakoś to od razu dostrzegła i nie widziała powodu, \eby na ten te-mat nie mówić.- Och, nie.- przedrzezniła ją.- Przepraszam.- Myślała, \e Una ja-koś zareaguje, ale Una tylko le\ała przygnębiona.- Nie chcesz go.? Nie czujesz.?- Nie - rzuciła Una.- Nie, to na nic.Miała ochotę się rozpłakać, ale milczała.- Dobrze, nie musisz - rzekła Lal rozsądnie, choć \al jej było Marka.Znowu odczekała i spytała: - Ale.ale czemu nie?- Bo.- Una nie wiedziała, dlaczego odczuwa potrzebę tłumaczeniasię przyjaznej Lal.Ona tak lubi plotkować i jest taka młoda, pomyślała,niemal zapominając, \e sama jest starsza tylko o rok.Jednak czuła sięwinna i nie potrafiłaby tego wyjaśnić Markowi.Jej głos zabrzmiał prawie jak jęk; urwała i zaczęła od nowa, energicz-nie uniósłszy się na łokciach.- Słuchaj - powiedziała zdecydowanie - co by z tego wynikło? Gdy-by jego \ycie potoczyło się normalnie, nigdy byśmy się nie spotkali, agdyby nawet, nie zamienilibyśmy ze sobą ani słowa.Gdyby był w Rzy-mie, nie poczułby tego.W Rzymie jest jego prawdziwe \ycie, nie tu, tutajto w ogóle nie on.Kiedy wróci, stanie się.kimś innym.Tylko pozorniesię znamy.- Mój ojciec i Ziye te\ by się pewnie nie zeszli, gdyby tu nie wylą-dowali.Lal nie naciskała.Tak naprawdę nie miała za złe ojcu romansu z Ziye,ale uwa\ała, \e jest trochę komiczny.- Ale oni tu zostaną - rzekła Una.- A on nie.A poza tymnie mogę - dodała po chwili.- Po prostu.295Lal zapragnęła ją przytulić albo przynajmniej pogłaskać, ale przyszłojej do głowy, \e Una mo\e nie chce, by dotykał jej ktoś obcy.Ludzieprzybywający do Holzarty często tego nie lubili.Biedactwo, pomyślała.Una odniosła wra\enie, \e bezgraniczne współczucie Lal osłabiło ją,jakby oboje z Markiem byli bezdomnymi ofiarami klęski głodu czy trzę-sienia ziemi.A jednak, ku swemu zaskoczeniu, poczuła te\ odrobinę ulgi.Marek, była pewna, jeszcze tego nie spostrzegł, jeszcze się nie zorien-tował, ile od niej chce.- Zresztą - zaczęła boleśnie - i tak nie będę się z nim często widy-wać, skoro ju\ tu jesteśmy.Lal nie podzielała jej zdania, ale nie umiała powiedzieć nic sensowne-go, więc tylko wymamrotała usypiające potwierdzenie.Una przebrała sięw milczeniu w starą koszulę nocną, którą dostała, i zamiast martwić sięMarkiem, poło\yła się umyta na miękkim łó\ku i błyskawicznie zapadław sen bez majaków.Następnego dnia spotkała na ście\ce Damę, który nie był ju\ blady iwściekły, lecz wyraznie zachwycony nią i całym światem.- Spotkałem się z twoim bratem i moja ręka.ju\ teraz jestinaczej.Jak to mo\liwe?Na ka\dym ramieniu, pod barkiem, gdzie niegdyś musiały pęczniećmięśnie, a teraz zostało tylko wyschnięte włókno, brakowało owalnegofragmentu ciała.Dama dopiero teraz zdał sobie z tego sprawę, przedtemnie zwracał na to okaleczenie uwagi, traktując je jako dość drobne.Terazw tym odrętwiałym miejscu na lewym ramieniu czuł jakby ukłucie.Rę-kaw, który ocierał się o to miejsce, boleśnie je dra\nił, co było czymścudownym.- Sulien opowiedział mi o tobie - dodał.- Ty te\ mo\esz nam po-móc.Wydaje mi się, \e los was zesłał.- Nie dotarlibyśmy tu, gdyby nie Marek- odparła i poczuła lekki nie-pokój, wymawiając jego imię.Jeszcze się z nim nie spotkała.Początkowomyślała, \e jemu na razie nie wyda się to dziwne, ale ona ju\ czuła sięnieswojo.Przedtem nie mieli wyboru, musieli się widywać.Dama jakby się zawahał.296- No.- odezwał się niepewnie - wczoraj.nie powinienem tego ro-bić, ale.- Impulsywnie przesunął zakrzywionymi palcami po jej ręce.-Coś ci poka\ę.Okazało się, \e prowadzi ją do chaty Delira, w której nikogo nie było.- Mo\emy? - spytała Una.- Tak, tak.To bardziej biuro ni\.- Nie skończył, bo tłumaczeniewydawało mu się stratą czasu.Chciał jej wyjaśnić, dlaczego ją tu przy-prowadził.- Patrz.- Co?- Mapa.Rzymska mapa.Widzisz, jaka jest zniekształcona?Una spojrzała kolejno na oceany i Damę, zbita z tropu i za\enowana.Trzy arkusze mapy wisiały w odstępach mniej więcej sześciu stóp, tak \elinie kontynentów wyciągały się ku sobie \ałośnie, a ona wyobraziła so-bie morze wlewające się w tę pustą przestrzeń.O co mu chodziło? Damawyjaśnił szybko:- Pomyśl o świecie, \e go obdzierasz ze skórki, obierasz.Ta zdartaskóra nie powinna być taka płaska, prawda? Nie mo\esz zmienić kuli wprostokąt, nie zniekształcając jej.- Nie wiedziałam - powiedziała, lekko sztywniejąc.Ka\dy by siędomyślił, pomyślała.Nie wiem o tylu rzeczach, \e a\ strach.Dama zerknął na nią.- Bo niby skąd? - spytał łagodnie.- Kto miałby ci powiedzieć? Kie-dy miałaś czas albo powód, \eby się nad tym zastanawiać? No dobrze,popatrz, jak to zrobili.Według nich Europa - i Italia - i Rzym.- roze-śmiał się chrapliwie, krótko - są dwa razy większe ni\ w rzeczywistości.A wszystko inne jest mniejsze.Wszystko na południu.Afryka jest du\odłu\sza.Widzisz? Ciągnie się stąd.dotąd.- Tu zacisnął zęby ze znie-cierpliwienia, bo nie potrafił wskazać jak nale\y, musiał się bardziej zbli-\yć do mapy, a potem przechodzić od jednego arkusza do drugiego,gwałtownie przekrzywiając głowę, by wskazać granice cesarstwa.- Alenawet tego było im mało, musieli to jeszcze napompować.Nie wiem,dlaczego Delir.Dlaczego Delir to trzyma, chciał powiedzieć, ale się pohamował.Pochwili ciągnął, usiłując wskazać Pireneje:297- A my jesteśmy tutaj.I to nie jest ich ziemia.- Spotkałeś kiedyś Leona? - spytała Una.Dama westchnął lekko iskinął głową.- Więc wiedziałeś.musiałeś wiedzieć, co chciał zrobić?Dama zmarszczył brwi z namysłem.- Ale kiedy? Spotkałem go.I był jednym z nich, cokolwiek by mó-wił.- Wskazał mapę brodą.- I wymagał, \eby wszyscy traktowali gojak.jak boga.Zwłaszcza kobiety i niewolnicy.A poniewa\ taka byłajego wola, to słuchaliśmy.Ale dlaczego mielibyśmy.- Urwał i poprawiłsię: - śądał nie tylko czci, ale te\ wdzięczności.Una spodziewała się raczej, \e powie: Nie tylko wdzięczności, alete\ czci , lecz nagle coś zaczęło jej świtać, przypomniała sobie, co Marekzrobił dla niej w Wilczym Kroku i w jaki sposób.- Ale nikt inny nie starał się znieść niewolnictwa.A Marek.- po-wiedziała.- Dlaczego mamy czekać na kogoś takiego? - wpadł jej w słowoDama.- Niewa\ne, jaki był, bardziej liczy się, co mógłby zrobić.A terazjest Marek.Spytałeś, dlaczego tu przybył.Musiał.Oto powód [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|