, Asimov Isaac Druga Fundacja (SCAN dal 850) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wtedy Rossemici słuchali opowieści o krwawych walkach i zdziesiątkowanej ludności wielu planet lub o okrutnych imperatorach i zbuntowanych wicekrólach.Wzdychali i kręcili głowami, a potem, głębiej wtuliwszy brodate twarze w futrzane kołnierze swych okryć, zbierali się na wiejskim placyku i grzejąc się w anemicznym blasku słońca toczyli filozoficzne dysputy o złu kryjącym się w człowieku.Potem statki w ogóle przestały się pokazywać i życie stało się cięższe.Skończyły się dostawy zagranicznych, delikatesowych artykułów żywnościowych, tytoniu, maszyn.Z niejasnych wzmianek w telewizji, ze strzępów nadawanych przez nią programów wyłaniał się coraz bardziej niepokojący obraz wydarzeń, aż w końcu rozeszła się wiadomość, że Trantor został zdobyty i splądrowany.Wielki Trantor, stolica całej Galaktyki - wspaniała, opiewana przez pisarzy, niedostępna i nieporównywalna z niczym siedziba imperatorów została złupiona i całkowicie zniszczona.Było to zdarzenie tak nieprawdopodobne i niepojęte, że wielu wieśniakom z Rossema, pracowicie grzebiącym w swojej ziemi, wydawało się, że zbliża się koniec Galaktyki.Minęło wiele czasu i oto któregoś dnia, nie różniącego się niczym od innych dni, znowu przyleciał statek.Starcy we wszystkich wioskach kiwali głowami, robili mądre miny i powiadali, że tak właśnie bywało w dniach ich ojców, ale nie była to prawda.Nie był to statek Imperium.Na jego burcie nie było Kosmolotu i Słońca - znaku Imperium.Był to niezgrabny pojazd sklecony ze szczątków starszych statków, a ludzie, którzy nim przybyli, podawali się za żołnierzy Tazendy.Wieśniacy byli zmieszani.Nigdy nie słyszeli o Tazendzie, ale zgodnie ze starymi zwyczajami przyjęli żołnierzy gościnnie.Przybysze wypytywali dokładnie o charakter planety, liczbę mieszkańców i liczbę miast - to ostatnie słowo Rossemici poczytali, ku ogólnej konfuzji, za synonim wsi - o rodzaj gospodarki i tak dalej.Potem pojawiły się inne statki i mieszkańcy Rossema dowiedzieli się, że Tazenda obejmuje władzę nad planetą i że w strefie równikowej - jedynym zamieszkałym rejonie - zostaną założone placówki pobierające podatki, do których co roku mają obowiązek dostarczać taki a taki procent zboża i futer, obliczony według odpowiednich norm.Rossemici z zakłopotaniem spoglądali po sobie, nie będąc pewni znaczenia słowa “podatki”.Kiedy nadszedł czas ich zbierania, wielu z nich płaciło lub patrzyło bezradnie, jak umundurowani przybysze z obcego świata ładują na szerokie platformy zebrane przez nich w pocie czoła zboże i skóry wyhodowanych w ciężkim trudzie zwierząt.Tu i ówdzie oburzeni chłopi wydobywali z zakamarków swych chat starożytną broń myśliwską i zbierali się w kupy, ale na tym się kończyło, bo gdy pojawiali się żołnierze z Tazendy, niedoszli powstańcy wycofywali się do domów, złorzecząc pod nosem.Ciężkie i przedtem życie rolników z Rossema stało się jeszcze cięższe.Jednak po pewnym czasie wszystko wróciło do równowagi.Gubernator tazendzki rezydował w wiosce Gentri, do której Rossemici mieli wzbroniony wstęp.Natomiast on sam, a także podlegli mu urzędnicy nader rzadko opuszczali swą siedzibę.Rossemici widywali tylko odwiedzających ich w stałych odstępach czasu poborców podatków - zresztą swoich krajan, tyle że w służbie Tazendy - ale zdołali już przywyknąć do tych wizyt i nauczyli się zawczasu chować zboże i wypędzać bydło do lasu.Dbali też o to, by ich chaty nie wyglądały zbyt okazale.Potem przyjmowali poborców z tępym wyrazem twarzy i niewinnym spojrzeniem, a na ich natarczywe pytania odpowiadali wskazując ręką swój nędzny dobytek.Wreszcie nawet wizyty poborców stały się rzadkie i podatki prawie przestały wpływać, jak gdyby Tazendzie sprzykrzyło się wydzieranie marnych groszy z takiego świata.Rozwinął się handel i być może Tazenda uznała, że jest on bardziej zyskowny niż ściąganie podatków.Co prawda mieszkańcy Rossema nie otrzymywali już w zamian za produkty rolne lśniących wytworów przemysłu Imperium, ale nawet tazendzkie maszyny i konserwy były lepsze niż produkty miejscowe.A dostawali też odzież damską uszytą z innych materiałów niż szary samodział, co bardzo się liczyło.Tak więc raz jeszcze los okazał się dla - nich łaskawy, pozostawiając ich na uboczu wielkich wydarzeń.Mogli, jak dawniej, wydzierać z mozołem, lecz w spokoju ziemi jej plony.Wyszedłszy z chaty, Narovi westchnął i pogłaskał brodę.Na zmarzniętą ziemię padały pierwsze płatki śniegu, a niebo zaciągnięte było bladoróżowymi chmurami.Zerknął w górę i stwierdził, że na razie nie zanosi się na prawdziwą śnieżycę.Mógł bez specjalnych kłopotów dojechać do Gentri i wymienić nadwyżkę zboża na tyle konserw, żeby starczyło na całą zimę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl