, Trylogia Lando Calrissiana.01.Lando Calrissian i Mysloharfa Sharow (2) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na szczęście niewielka broń nie zdążyłajeszcze ostygnąć po pierwszym strzale, który pozwolił mu się uwolnić.Nadszedł czas, by pomyśleć o wstaniu.A może powinien najpierw zdjąć kurtkę i włożyćpod spód podkoszulek i tunikę? Nie wątpił, że byłoby to oznaką dobrego gustu, alejakoś wydawało mu się to teraz mało ważne.Ach, tak! Niemal zapomniał o skarpetachi butach.Kiedy jednak zaczął oglądać stopy, prawie natychmiast tego pożałował.Pomyślał, żebędzie tęsknił za palcami.Regeneracja to zabieg bolesny i czasochłonny.No cóż, gdybysparafrazować stare, bardzo stare powiedzenie, i tak mógł się cieszyć, że wygrał losna loterii i nie musi regenerować całych stóp.Starając się zachowywać jak największą66 @ Lando Calrissian i Myśloharfa Sharówostrożność, wciągnął najpierw skarpety - nie zapomniawszy o wysypaniu z nich wszystkichziarenek piasku - a następnie buty.Jak, u diabła, miał teraz wstać? Nie odważy się przecież doczołgać do pnia jednego ztych śmiercionośnych drzew na tyle blisko, by się oprzeć.Ułożył się na boku, podciągnąłkolana pod brodę i uczyniwszy heroiczny wysiłek, uklęknął.Poczuł się tak, jakby ktoś pochwycił jego stopy w szczęki imadła i zacisnął, żeby gounieruchomić.Powiedział sobie jednak, iż powinien cieszyć się tym, że żyje i możeodczuwać ból.Jakoś nie bardzo go to pocieszyło.Wobec tego powiedział sobie, że niestracił rozumu.Może myśleć i nie przemieni się w zaślinioną roślinę.Z ogromnym wysiłkiem wstał i z jeszcze większym wysiłkiem się odwrócił.A więc tak wyglądał prawdziwy życiodajny sad.Pomyślał, że niewiele brakowało, a dlaniego stałby się sadem śmiercionośnym.Ależ Mohs będzie zdumiony, kiedy powróciwczesnym rankiem i przekona się, że jego ofiara zniknęła, a wraz z nią.Klucz!Sięgnął pod szeroką szarfę.Mimo iż miał dłoń ukrytą w grubej rękawicy, nie mógł niepoczuć charakterystycznej wypukłości dziwacznego artefaktu.No cóż, to dopiero wprawistarucha w przerażenie.Lando zachichotał.Nagle przyszła mu do głowy myśl, że może ktoś go obserwuje.No cóż, niech goobserwują! Lufa paralizatora nie miała takiego otworu, w jaki zaopatrzono lufę blastera.Wyglądała jak krótki metalowy pręt, wskutek czego przypominała bardziej grubą antenęniż cokolwiek innego.Lando żył, czuł, myślał, mógł chodzić -i zamierzał powrócić napokład  Sokoła , żeby wypić filiżankę gorącej.Vuffi Raa!Wydarzenia tego dnia naprawdę można uznać za coś potwornego! Niemal został zabity,z pewnością porwany, a do tego stracił najlepszego przyjaciela.Nie, nie wstydził sięprzyznać tego przed samym sobą: mały android był dla niego lepszym i wierniejszymprzyjacielem niż ktokolwiek inny w przeszłości.Będzie mu brakowało towarzystwamałego automatu.W jakim kierunku powinien iść, żeby wrócić do statku? To akurat był bardzo proste.Musipodążać po śladach, które dzięki blaskowi, rzucanemu przez oba księżyce, i suchemu,czystemu powietrzu, były widoczne jak na dłoni.Postąpił pierwszy krok.- LANDO CALRISSIAN!Zanim uświadomił sobie, co robi, ściągnął prawą rękawicę i skierował lufę paralizatoraw górę.Nad jego głową unosił się jaskrawo oświetlony blaskiem pozycyjnych światełrepulsorowy transportowiec, a strzelający z niego snop światła ukazywał nie tylkohazardzistę, ale także wszystkie życiokryształowe drzewa.Transportowiec powoli osiadł na miałkim piasku.- Rzuć broń! - odezwał się znajomy głos, wzmocniony wskutek posłużenia się megafonem.- I unieś ręce nad głowę!Lando się nie poruszył.Nie uczynił żadnego ruchu także wówczas, kiedy z wehikułu wyskoczyło czterechkolonialnych policjantów, odzianych w nowiutkie, połyskujące w blasku reflektorówopancerzone mundury.Ani na chwilę nie przestając mierzyć w pierś z ciężkich blasterów,funkcjonariusze podbiegli do Calrissiana i wyjęli z jego zdrętwiałych palców małypistolet.Kapitan Jandler - o ile tak brzmiało jego nazwisko - tym razem uznał, że nie musiopuszczać osłony hełmu.On także wyskoczył z repulsorowego transportowca.- No cóż, kapitanie Calrissian, znów się spotykamy.Kiedy skończymy zajmować się67 @ Lando Calrissian i Myśloharfa Sharówtobą, opanujemy twój statek i zwrócimy cały ładunek prawowitym właścicielom.Jeżelikiedykolwiek przedtem uważałeś, że znalazłeś się w tarapatach.A tak, przy okazji,chyba masz przy sobie coś, na czym nam zależy.Gdzie to masz?- Gdzie mam co? - zapytał Lando przez zaciśnięte zęby.- Przedmiot, wykonany rękami Sharów.Klucz, który wręczył ci gubernator [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl