,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Strąć go na ulicę, z której go wzięłaś, nim ja.- Zanim co, Starbucku? Czy mi rozkazujesz? - Pochyliła się ku niemu, unosząc berło.Odsunął się lekko i opuścił wzrok.- Nie.Proszę tylko, Arienrhod.Proszę cię, pozbądz się go.Nie potrzebujesz go, skoro tadziewczyna.Spuściła nagle berło na dłoń spoczywającą na poręczy tronu; zaskoczony Starbuck jęknął zbólu.- Zabroniłam ci o niej mówić.- Przycisnęła dłoń do oczu, nie chcąc na niego patrzeć.Przegrała tę grę, przegrała! Jej plany, przyszłość, wszystko to przepadło w jednym fatalnym rzucielosu.Udało się jej zasadzić dziewięć ziaren, wyrósł z nich jeden nieskazitelny kwiat.a teraz zginął.Przez nieudolne wtrącenie się tych samych pozaziemców, których tyranię miała nadziejęprzełamać.Nawet znając jej plany, nie mogliby bardziej gładko ich pokrzyżować.A teraz - co marobić teraz? Musi zacząć od początku, ułożyć nowy plan, z konieczności mniej subtelny, mniejkruchy.a przez to bardziej zagrażający jej pozycji.Zbadanie wszystkich możliwości wymagajednak czasu.Tymczasem może się zemścić na ponoszących odpowiedzialność.Tak, może.- LiouxSked.Chcę, by za to zapłacił, by Sini cierpieli.Przestań się nim opiekować, pozbądzsię go.- Czy chcesz śmierci komendanta policji? - Głos Starbucka zdradzał lekkie zdumienie.- Nie.- Pokręciła głową, zdejmując pierścienie z palców.- To byłoby za proste.Chcę, byzostał zrujnowany, całkowicie upokorzony, by utracił wszystko - swą pozycję, szacunek przyjaciół,szacunek dla siebie.Chcę kompromitacji policji.Znasz ludzi, którzy mogą to zapewnić.idz doLabiryntu i załatw to.Ciemne oczy Starbucka za szparkami czarnej maski wypełniła mroczna ciekawość.- Dlaczego, Arienrhod? Czemu taka kara za Letnią dzierlatkę, której nigdy nawet niewidziałaś? Najpierw sprowadziłaś chłopca, by ją ściągnąć; a teraz, skoro przepadła.Na siedempięter piekła, czym jest dla ciebie?- Jest dla mnie kimś.- Zrobiła długi wdech - była dla mnie kimś, lecz nie mogę ci tegowytłumaczyć, gdybym nawet chciała.- Gdy z zazdrości o chłopca zaczął stawać się nieudolny,podała mu sam szkielet sprawy, nie pokrywając go ciałem.Był zadowolony, gdy miał pewność, żejej zainteresowanie innymi kochankami jest sztuczne, ale Sparks to coś innego, nie tylko on todostrzegał.Nie lubiła zaborczości Starbucka, lecz potrafiła ją wykorzystywać, jak i inne słabości.Dlatego powiedziała mu o istnieniu dziewczyny, nie wyjaśniając przyczyn swej troski.- Skoroprzepadła, tym bardziej nie ma powodu, byś wiedział, kim była.Zapomnij o niej.- Ja też muszę.- A chłopiec? - zapytał zawzięcie.- O nim też zapomnij, jeśli przez to poczujesz się lepiej.- Zobaczyła, jak się krzywi.Imbardziej ktoś się cofa, tym chętniej jest ścigany.Pomyślała o Sparksie Dawntreaderze.- Skup się naLiouxSkedzie, a poczujesz się lepiej, znacznie lepiej.- Wychyliła się i lekko dotknęła jegoramienia.Kiwnął głową, uspokojony jej dłonią.- Co z PalaThion? To przecież ona pozwoliła przemytnikom uciec z planety.Czy chcesz,bym.załatwił coś dla niej?- Nie.- Spojrzała ku Sali Wiatrów.- Mam dla niej inne plany.Zapłaci za swe winy.uwierzmi, zapłaci.Idz teraz.Chcę, by to się stało szybko.Skłonił się i wyszedł.Siedziała samotnie w ogromnej, białej ciszy.14Sparks leżał rozciągnięty na łożu w swym prywatnym apartamencie, błądząc palcami powąsach obcego pnącza, porastającego pięknie rzezbiony zagłówek.Przepadła.Przepadła.powtarzał te słowa tak jak wzór, bez końca.Nie miał sił, by w to uwierzyć, by zareagować,poruszyć się, poczuć.By zapłakać.Jak mogła odejść - opuścić tę planetę równie nieodwracalnie,jakby umarła? Nie Moon, która była cząstką jego życia od dnia narodzin.Nie Moon, którazaprzysięgła być na zawsze cząstką jego.Moon złamała tę przysięgę i została sybillą.Dlaczego? Dlaczego mu to zrobiła? Dlaczegozrobiła mu to teraz? Bo uwierzyła, iż nigdy nie wróci? Czemu już dawno nie powrócił na Neith?Gdyby czekał tam na nią, nigdy by do tego nie doszło.Ale nie mógł wrócić.Najpierw dlatego, że wszystko szło zle, a potem, gdy znalazła goKrólowa, dlatego że wszystko szło dobrze.Zawsze przez Krwawnik.Neith i cała reszta świataLetniaków wydawała mu się teraz odległa i szara jak brzeg we mgle; jedyną rzeczywistością jestkalejdoskop obrazów miasta rozszerzający mu zmysły i świadomość; czuł, że nigdy już niezadowoli się ograniczonym światem wysp i morza.Morze.Dla mieszkańców miasta było jedyniewarstewką wody na kamiennej kuli.Klęli na tysiące bogów, rzadko się do nich modlili, a potrzebneim odpowiedzi czerpali z maszyn.Na stole w sąsiedniej komnacie miał końcówkę jednej z nich.Przeznaczoną dlańabsurdalnie wielką przestrzeń wypełnił przyrządami, które gadały, śpiewały, a nawet słuchały,które wysyłały i pokazywały obrazy, podawały mu czas i odległość do najbliższych gwiazd.Niekiedy próbował je rozebrać, lecz przekonywał się tylko, iż części wewnętrzne rozsypują mu sięna rękach w proch, albo środek był pusty, z wyjątkiem metalowych płytek pokrytych ścieżkamiowadów i ich odchodami.Królowa zachęcała go do tego, pozwalała badać techowe urządzeniapałacu, nawet wysłała do plątaniny sklepów w Labiryncie, by znalazł sobie nowe.Ciągle się zastanawiał, dlaczego go wybrała i tak hojnie się odpłaca za tę odrobinę, którą jejdaje.Choć mniej o tym myślał niż na początku.Zaniepokoił go najpierw sposób, w jaki Królowaobserwowała go przy graniu - z natężeniem nie mającym nic wspólnego z muzyką, powodującymdrżenie jej palców i sprawiającym, że czuł się przed nią nagi.Potem nastąpiły dotknięcia,wyszeptywane słowa, pocałunki, przypadkowe spotkania na osobności.A jest tak podobna doMoon, że trudno mu przychodzi odrywać od niej oczy, trudno unikać jej spojrzeń, trudno nieodwzajemniać uczuć i nie odpowiadać na oczekiwania.Ale to nie Moon, lecz ponadczasowa Królowa Zimy, coraz wyrazniej dostrzegał tę prawdę,gdy patrzył, jak się zachowuje wobec odwiedzających dwór pozaziemców i dostojników.Były wniej rzeczy, których Moon nie nabędzie - mądrość, wyrachowane oceny, głębia doświadczenia,jakie nigdy nie stanie się udziałem Moon, rzeczy, których nie potrafił nazwać.podobnie jak nigdyw niej nie dostrzegł nieokreślonego sedna Moon.Nigdy też nie stanie się wspomnieniem, nigdy niebędzie tą, z którą dzielił wszystko.A przecież były takie podobne, minęło tyle czasu.że podobnie jak miasto, Arienrhodstawała się rzeczywistością, zaś Moon jedynie przelotnym wrażeniem.To budziło w nim lęk;strach przed utratą własnej osobowości pętał mu język, gdy miał przyjąć jej zaproszenie.Teraz jednak pękła nić łącząca go z Letnią połową życia.Moon odeszła.Przepadła.Nie majuż po co wracać do domu.nigdy nie rozwikłają supłów, w jakie zmienili swą przyszłość.Nigdywięcej jej nie zobaczy; nigdy więcej się przy niej nie położy, jak wtedy, gdy pierwszy raz spoczął ujej boku na splecionym chodniku przy piecu.Za ścianami w mroku północy szumiał wówczas i łkałwiatr, a Babcia spała spokojnie w sąsiedniej izbie.Wreszcie przyszły łzy, przekręcił się na bok ischował je w miękkiej ciemności poduszki [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|