, MAREK KRAJEWSKI Edward Popielski 03.Liczby Harona (2011) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z jego okna niosły się po nocach jęki rozkoszy i zakłócały senmieszkańców.Posterunkowy z Balonowej udał się tam i zastał w mieszkaniu Frylichadziewiętnastoletnią Liję Kochównę.Upomniał ją surowo, a na Frylicha nałożył mandat i tak sięta cała jęcząca sprawa zakończyła. Jęki rozkoszy?  powtórzył Popielski w zamyśleniu.Przy stoliku zjawił się kelner z nową dwustugramową karafką wódki oraz wazą zupyrakowej i pasztecikami w zaparzanym cieście.Rozstawił talerze przed mężczyznami i wręczyłim nakrochmalone serwety.Kiedy je zawiązywali pod szyjami, nalał im z wazy solidne chochlezupy, po czym zaczerpnął łyżką śmietany i rozjaśnił nią różową toń. Zjedzmy najpierw  zaproponował Popielski  bo jeszcze poplamię zupą ekspertyzę. Smacznego!  powiedział kelner i oddalił się tanecznym krokiem.Popielski rozgryzł gorące ciasto i jego usta napełnił miękki móżdżek cielęcy.Odrobinazupy nadała tej kombinacji delikatny słonawy posmak.Zamknął oczy.Od dwóch lat nie jadłniczego, co by dorównywało temu specjałowi.Zaremba nalał po kieliszku. Twoje zdrowie, Edziu! Szybkiego gojenia ran! Dziękuję, bracie!Popielski po wódce pochłonął ostatni pasztecik, a Zaremba wypił trochę wody gazowej.44 Chędoży.  Czytaj tę ekspertyzę, a ja muszę do pana Edzia. Wilhelm wstał i poszedł w stronębaru.Tylko temu jedynemu człowiekowi Popielski wybaczał zwrot, który we Lwowieoznaczał udanie się do ubikacji.Wyjął ekspertyzę profesora Kuryłowicza i rabina Schatzkera.Obaj identycznie przetłumaczyli zapis hebrajski znaleziony przy zwłokach Lii Kochówny.Obaj uczeni zwrócili uwagę na ostatnie słowo w tym zapisie: wyrazIwjtn, a po włączeniu weń samogłosek liwjatan,  wąż , uległ pózniejszej deformacji izaczął w tradycji żydowskiej i chrześcijańskiej oznaczać jakiegoś potwora, skąd już tylko małykrok do znaczenia  szatan.Toteż w obu zapisach hebrajskich, znalezionych przy zwłokachjednej i drugiej kobiety  konkludowali naukowcy  występują jakieś określenia diabła.Na tymkończyły się ustalenia rabina Schatzkera, natomiast profesor Jerzy Kuryłowicz dodawał, iż donapisania drugiego komunikatu potrzebna jest lepsza znajomość hebrajskiego niż w pierwszymwypadku, który jest  słownikową wyliczanką.Ku ich stolikowi walcował kelner z tacą, poprzedzany przez Zarembę.Przed Edwardempojawił się talerz z ozorami na szaro i z papką z groszku zielonego i kartofli, przed Wilhelmem klops z kaszą hreczaną obłożony buraczkami.Kelner nalał panom po kieliszku i z pytającymwzrokiem uniósł drugą już opróżnioną karafkę.Obaj kiwnęli głowami, uprzedziwszy jegopytanie.Kelner odszedł w stronę baru, a oni stuknęli się kieliszkami i wypili.Tłumaczenie brzmiało: Zmrożona wódka łagodnie spłynęła po przełyku Popielskiego, a jej ostry smaknatychmiast się rozpłynął wśród aromatów, którymi był nasączony peklowany ozór.Poczuł wnosie lekką woń korzeni i cytryny.Od dwóch lat nie jadł takiej kolacji.Musiał się niąnacieszyć, bo mogły znowu wrócić chude dni.Dzisiaj po południu w czasie spaceru z Ritą,kiedy stał z dzieckiem na kopcu Unii Lubelskiej i patrzył na ukochane miasto, podjął ważną itrudną decyzję, która może przerwać jego dobrą passę finansową. Posłuchaj, Wilek  zaczął  mam do ciebie bardzo poważną sprawę. Pewnie ci chodzi o sekty satanistyczne. Zaremba spojrzał na niego znad talerza zklopsem. Nie ma takich we Lwowie. Nie, nie o to. O dywagacje tych profesorów? Nie, tym się zajmę dziś w nocy. Popielski nabił na widelec ostatni kawałek ozora iułożył na nim pryzmę groszkowo-kartoflanego piure. Posiedzę nad tym w nocy, bo mampewną myśl.Ale nie o tym chciałem. No to powiedz, bracie, co to za pilna sprawa. Powiem, tylko mi nie przerywaj, chłopie, bo oszaleję tu z tobą. Uśmiechnął się, lecznagle spoważniał i nalał do kieliszków. Proszę cię, żebyś powiedział coś Grabowskiemu.Zpominięciem Kocowskiego.Jeśli odmówisz, nie będę miał do ciebie żalu. Czy ty zdajesz sobie sprawę, czego ode mnie żądasz?  Zaremba przełknął ostatni kęsi zapalił papierosa. %7łebym rozmawiał z komendantem wojewódzkim, nie wspominając o tymmojemu bezpośredniemu zwierzchnikowi! Muszę być wobec ciebie całkiem szczery. Popielski stuknął swym kieliszkiemkieliszek Zaremby i łyknął, odchyliwszy gwałtownie głowę do tyłu. Jako prywatny detektywdostałem od syna zamordowanej wróżki inżyniera Bajdyka bardzo intratne zlecenie.Grubaforsa, a do tego pewny trop, którego inżynier nie zdradził policji, nie chcąc kalać pamięcimatki.Bajdyk dał mi tę wskazówkę śledczą, pod warunkiem że oddam mordercę w jego ręce.Ale ja tak nie uczynię.Złamię umowę i oddam mordercę policji.Wyrzeknę się ogromnegohonorarium.Uczynię to jednak tylko wtedy, gdy Grabowski przyjmie mnie z powrotem dopracy.Chcę, żebyś powiedział mu coś takiego: Panie komendancie, prywatny detektywPopielski ma trop, po którym na pewno dojdzie do Hebraisty.Może zrobić to sam, a może wewspółpracy z policją.W pierwszym wypadku zaprowadzi skutego kajdankami Hebraistę doredakcji  Wieku Nowego i ogłosi, że samodzielnie złapał seryjnego mordercę.W drugimwypadku odda go po cichu policji i zostanie z powrotem zatrudniony.Tylko tyle i aż tyle chcę od ciebie.Masz prawo odmówić, a ja nie będę się gniewał.Dopóki jednak nie będę miał zgodystarego, będę musiał działać sam i moje śledztwo będzie bardzo powolne. I będą kolejne ofiary.Wiesz, jaką bierzesz na siebie odpowiedzialność? Wiem. A wiesz, jaką mnie przy okazji obarczasz odpowiedzialnością?!  warknął zirytowanyZaremba. Naprawdę, nie pogniewam się na ciebie, Wilek  Popielski rozlał do końca trzeciądwustugramową karafkę  jeśli o wszystkim powiesz Kocowskiemu i jego nią obarczysz.Tyleże ta kanalia z nienawiści do mnie nie powie nic staremu.A Hebraista będzie nadal zabijać iwysyłać kolejne obłąkane liściki. Jutro stary obchodzi imieniny. Zaremba się uspokoił. W auli komendy będziepoczęstunek.Kieliszek wódki, kawałek studzininy45, andruty i herbatka na deser, jak zwykle.Wtedy będzie łatwo dostępny i przystępny na różne prośby. Jak to jutro? Przecież Czesława jest w czerwcu! On celebruje wyłącznie swoje drugie imię.A Paulina wypada dzisiaj, w niedzielę,toteż urzędowe świętowanie odbędzie się jutro. A rzeczywiście, przecież to imieniny mojego ojca. Popielski uniósł kieliszek Dziękuję ci, Wiluś! No to wypijmy i zamówmy ostatnią karafkę, bo ten ober pomyśli, żeśmyjakieś frunie46, a nie charakterniaki ze Stanisławowa!Dwa kwadranse pózniej wyszli z restauracji.Obaj mieli w sobie po cztery setki wódki.Ta ilość znacznie większe wrażenie zrobiła na Zarembie niż na Popielskim.Toteż ten uparł się,że odprowadzi nieco pijanego Wilhelma do domu, i to koniecznie przez ulicę Lindego.Kiedy już tam dotarli, Popielski przystanął pod bramą numer 3.Okna nowoczesnejkamienicy z małymi balkonami były pouchylane.Nie musiał długo nasłuchiwać.Z otwartegookna na pierwszym piętrze dobiegały kobiece jęki i okrzyki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl