, Tom Clancy Suma wszystkich strachow t.1 (3 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dzień przylotu prezydenta upłynął pod znakiem odpoczynku, pompy, a także tajemnicy.Nadal nie ujawniono żadnych szczegółów traktatu, co przyprawiało o desperację agencje prasowe, żądne informacji o “histo­rycznym wydarzeniu”, o którym wciąż trąbiły.Informacji jednak nie było.Przywódcy Izraela, Arabii Saudyjskiej, Szwajcarii, ZSRR, Stanów Zjednoczonych i ich gospodarze, Włosi, zgromadzili się wokół ogromne­go, piętnastowiecznego stołu, przy którym zasiedli także szefowie dyplo­macji wszystkich państw, przedstawiciele Watykanu i wysłannicy grec­kiej Cerkwi prawosławnej.By uszanować zwyczaje Saudyjczyków, koń­cowy toast wychylono sokiem pomarańczowym.Było to jedyne tego wie­czora odejście od protokołu.Szczególnie wylewny okazał się prezydent ZSRR Andriej Iljicz Narmonow, dla którego fakt udziału Moskwy w kon­ferencji miał ogromne znaczenie, a obecność Cerkwi rosyjskiej wśród członków Komisji Przybytków Świętych dodatkowo mogła poprawić jego sytuację na Kremlu.Bankiet trwał trzy godziny.Następnie goście udali się na drugi kraniec alei, a kręcący ich pochód filmowcy po raz kolejny stwierdzili z zaskoczeniem, że z dawnego chłodu nie pozostało ani śladu.Narmonow udał się wraz z wesołym Fowlerem do apartamentu tego i ostatniego, by odbyć drugie, nieoficjalne spotkanie na temat “proble­mów leżących w sferze wzajemnych zainteresowań”.- Spóźniacie się z rozbrajaniem strategicznych sil rakietowych - za­uważył Fowler, kiedy po wymianie grzeczności przyszedł czas na konkre­ty.Amerykanin załagodził jednak ostry ton, podając gościowi kieliszek wina.- Dziękuję, panie prezydencie.Zgodnie z tym, co powiedziałem wa­szej delegacji tydzień temu, okazało się, że nasze zakłady rozbiórki rakiet nie funkcjonują tak jak trzeba.Dlatego nie nadążamy z demonta­żem rakiet, a obrońcy przyrody w naszym parlamencie co rusz zgłaszają sprzeciw wobec naszych metod pozbywania się paliwa rakietowego.- Problem ten nie jest mi obcy.- Fowler uśmiechnął się współczują­co.Kiedy poprzedniej wiosny wybuchnął w ZSRR z nieoczekiwaną siłą ruch ekologiczny, radziecka Rada Najwyższa uchwaliła pakiet ustaw o ochronie środowiska, wzorowanych na amerykańskich, lecz znacznie od nich surowszych.Dla Fowlera najbardziej zaskakujące było to, że władze na Kremlu rzeczywiście zaczęły się stosować do nowych przepi­sów.Tego jednak nie można było powiedzieć dziś głośno.Trzeba nie tylko ustaw, lecz całych pokoleń, by naprawić ekologiczny koszmar, jaki zesła­ło na kraj Narmonowa siedemdziesiąt lat marksizmu.- Czy oznacza to, że wykroczycie poza datę nałożoną przez warunki porozumienia?- Robercie - rzekł na to z powagą Narmonow - Masz moje słowo, że do pierwszego marca rakiety zostaną zniszczone, nawet jeśli będę musiał osobiście wysadzić je w powietrze.- Wierzę, że tak będzie, Andrieju.Traktat o redukcji strategicznych sił rakietowych, odziedziczony po poprzedniej ekipie, nakazywał zniszczyć do wiosny pięćdziesiąt procent pocisków międzykontynentalnych.Na złom miały więc pójść wszystkie amerykańskie rakiety Minuteman H.Stany Zjednoczone wywiązywały się z tego warunku w terminie.Podobnie jak w przypadku traktatu o redu­kcji rakiet jądrowych średniego zasięgu, skasowane pociski rozmon­towywano na części, które następnie zgniatano bądź niszczono w inny sposób na oczach świadków.Telewizja transmitowała kilka pierwszych “rozbiórek”, lecz temat wkrótce się opatrzył.Z kolei z silosów rakieto­wych trzeba było usunąć całą instalację elektroniczną.Amerykanie sprzedali już pierwszą piętnastkę betonowych studni.W czterech wy­padkach zakupili je farmerzy, przekształcając w prawdziwe silosy do kiszonek.Rozlegle tereny dawnej bazy rakietowej w Dakocie południo­wej zakupił japoński koncern, który wpadł na pomysł, aby bunkier dowo­dzenia przerobić na piwnicę z winami, na użytek gości pałacyku myśli­wskiego dla dyrektorów firmy.Amerykańscy inspektorzy w ZSRR donosili ze swej strony, że Rosja­nie czynią co tylko w ich mocy, aby wywiązać się z postanowień traktatu, lecz ponieważ sknocili projekt zakładów rozbiórkowych, zniszczyli do tej pory o trzydzieści procent rakiet mniej niż Amerykanie.Na placu przed zakładami czekała na platformach transportowych kolejna setka poci­sków, których silosy wysadzono tymczasem w powietrze.Chociaż w każ­dym przypadku radzieccy rakietowcy na oczach Amerykanów wymonto­wali i spalili układ sterowania lotem, wywiad wciąż nosił się z podejrzeniem, że cała akcja została sfingowana.Niektórzy specjaliści uważali, że również hydrauliczne platformy transportowe mogą służyć jako wyrzut­nie.Podejrzliwość w stosunku do Moskwy okazała się dla amerykańskich służb nawykiem nie do przełamania.Fowler nie zdziwiłby się zresztą, gdyby usłyszał to samo na temat służb radzieckich.- Traktat oznacza ogromny krok naprzód, Robercie - odezwał się Narmonow, kosztując wina.Nareszcie obaj możemy się rozluźnić jak dwaj dżentelmeni, przyszła mu do głowy złośliwa myśl.- Tobie i twoim współpracownikom należą się gratulacje.- Bez twojej pomocy, Andrieju, nie byłoby mowy o sukcesie - odparł uprzejmie Fowler.Kłamał wprawdzie, lecz dyktowała mu to polityka, co obaj rozmówcy świetnie rozumieli.Z drugiej strony to, co powiedział, nie było zupełnym kłamstwem, lecz ten fakt nie docierał jakoś do żadnego z dwójki prezydentów.- Jeden punkt zapalny na mapie mniej.Jacy jednak byliśmy ślepi!- Zgadzam się najzupełniej.Na szczęście wszystko to już przeszłość.Jak wasi podwładni radzą sobie z Niemcami?- Armia nie jest zachwycona, jak sam się domyślasz.- Moja też nie - przerwał delikatnie Fowler.- Żołnierze są zupełnie jak psy.Oczywiście, przydają się, ale zawsze muszą znać pana.Lubią zapominać, kto tu naprawdę rządzi, więc od czasu do czasu trzeba im o tym przypomnieć.Słysząc, co powtarza mu tłumacz, Narmonow w zamyśleniu pokiwał głową.Arogancja Fowlera była wprost zadziwiająca.Dokładnie to samo Narmonow przeczytał niedawno w raporcie wywiadu.Arogancja, prote­kcjonalny ton.Cóż, Andrieju, pomyślał Narmonow, Amerykanin ma przynajmniej za sobą stabilny system polityczny, może więc pozwolić sobie na zadufanie, podczas gdy ty sam dzień w dzień musisz borykać się z ustrojem zbudowanym na ruchomych piaskach.Albo wręcz na bagnie, smętnie dodał Rosjanin w myśli.Można tylko pozazdrościć, że prezydent uczy swoich żołnierzy moresu jak psy.A może po prostu nie wie, że psy mają ostre zęby? Dziwny naród, ci Amerykanie.Podczas dziesięcioleci komunistycznych rządów na Kremlu niepokoili się wciąż o polityczną rolę Armii Czerwonej, chociaż już Stalin, mordując Tuchaczewskiego, położył kres podobnym ambicjom wojskowych.Teraz dla odmiany prze­stali wierzyć we wpływ wojska, choć przecież upadek doktryny marksizmu-leninizmu podsuwa dziś żołnierzom pomysły, za które jeszcze parę lat temu poszliby pod mur.Trudno, nie pora ani miejsce na to, by leczyć Amerykanina z iluzji.- Powiedz mi, proszę, Robercie.Skąd właściwie wzięła się koncep­cja traktatu rzymskiego? - zapytał Narmonow, który znał prawdziwą odpowiedź, lecz chciał się przekonać, czy Fowler potrafi kłamać [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl