, Trylogia Lando Calrissiana.03.Lando Calrissian i Gwiazdogrota ThonBoka (2) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Każdego uśmiercał, mimo iż to przecież oni, dobrotliwiczarownicy, obdarzyli go miłością i nauczyli posługiwać się czarodziejską mocą.Możliwe,że właśnie to przyczyniło się do ich zguby.Zdradliwy uczeń siedział nieruchomo, pogrążonyw głębokiej zadumie.Przebywał w absolutnych, nieprzeniknionych ciemnościach - nierozjaśnianych przez żaden przelatujący samotny foton.Rokur Gepta czuł, że właśnietakie okoliczności najlepiej pomagają mu zebrać myśli.Znał inne sposoby postrzeganiarzeczywistości.A zresztą, nawet gdyby zobaczył go ktokolwiek inny, przebywający na powierzchniplanety skąpanej jaskrawym blaskiem słońca, musiałby dojść do wniosku, że niewielewidzi.Po prostu Rokur Gepta nie zaliczał się do istot, dających się rozpoznać zapomocą zmysłów.Był czymś w rodzaju rozmytej, niewyraznej plamy- czymś niejasnym,zarówno pod względem fizycznym, jak i psychologicznym - zapewne dlatego, że jegonajbardziej charakterystyczną barwą była trwoga.Jeżeli jego wygląd opisywali postronniobserwatorzy - chociaż zdarzało to się wyjątkowo rzadko  ich opisy krańcowo sięróżniły.Jedni twierdzili, że czarownik jest złośliwym karłem.Inni utrzymywali, że istotąprzeciętną, aczkolwiek obdarzoną nadprzyrodzonymi cechami.Jeszcze inni uważali goza przerażającego giganta, mającego ponad dwa, a czasem nawet i trzy metry.Wszyscyjednakże się zgadzali, że zawsze bywa ubrany w długi do samej ziemi fałdzisty płaszcz16 @ Lando Calrissian i Gwiazdogrota ThonBokai zawój - wszystko takiej samej ciemnoszarej barwy jak pozbawiony wszelkiego życiaświat, z którego się wywodził.Wszyscy też się zgadzali co do tego, że ów niezwykły strójokrywa całe ciało czarownika - począwszy od (domniemanych) stóp, a skończywszy naczubku (przypuszczalnej) głowy.Na głowie zaś magik nosi coś, co przypomina turbanalbo zawój.Końcowe zwoje ciemnoszarej wstęgi niknęły tam, gdzie powinna zaczynać sięszyja.Odsłonięte pozostawały jedynie oczy - wyglądające jak dwa wirujące, bezlitosnei zachłanne stawy.Rzecz jasna, Rokur Gepta miał wielu wrogów, ale przeżył - czasami przedsiębiorącniezwykłe środki - ogromną większość spośród tych, którzy mogli wyrządzić mu jakąśkrzywdę.Przeżył również wielu innych, po prostu dlatego, że zaliczał się do istotwyjątkowo długowiecznych.Mimo to jego długie życie bywało narażane na śmiertelneniebezpieczeństwa - ze strony tych nielicznych, którzy wciąż żyli, a także nowych,żywiących względem niego niecne zamiary.I właśnie przez tych ostatnich znajdował sięw obecnym trudnym położeniu.Czarownik otrzymał informację, przekazywaną przez wszystkie pośrednie szczeblesłużbowej hierarchii, o pojawieniu się emisariusza - wysłannika, którego listyuwierzytelniające proponowały zawarcie korzystnego przymierza.Gepta nie wiedział,czy powinien zaufać gościowi na tyle, żeby spełnić jego żądanie.Nie miał pojęcia, czyprzyjąć go na prywatnej audiencji i wysłuchać, co ma do powiedzenia.Zastanawiał się nad tym jeszcze dłuższą chwilę.Ryzyko, związane z takim indywidualnymposłuchaniem, było niepokojąco duże.Co więcej, wysłannik reprezentował interesyistoty obdarzonej tak dużą władzą, że zachodziła obawa, iż przedsięwzięcie wyjątkowychśrodków bezpieczeństwa mogłoby zostać zinterpretowane jako afront.Istniały graniceśrodków, do jakich można było się uciec, a poza tym żadne nie chroniły przed sprytemi przebiegłością skrytobójców albo zamachowców.Rokur Gepta wiedział o tym lepiej niżktokolwiek inny.Sam przecież bardzo często korzystał z ich usług.Kiedy w końcu podjął ostateczną decyzję, wykonał gest ukrytą w szarej rękawicydłonią.W monstrualnie wielkiej jaskini pojawiła się słaba poświata, która przybierała naintensywności, aż w końcu wypełniła wszystkie zakamarki.Niewielkie włochate czarnestworzenia zamieszkujące szczeliny w ścianach zapiszczały na znak protestu, a potem,przebierając odnóżami, ukryły się jeszcze głębiej w swoich kryjówkach.Gepta pomyślał, że musi jakoś wynagrodzić swoim ulubieńcom te niewygody.A jeżelinieznajomy wysłannik zawiedzie oczekiwania, jakie czarownik pokładał w związku z jegowizytą, pozwoli, żeby stał się częścią owej nagrody.Cichy elektroniczny świergot, jaki wydobył się z głośnika urządzenia, ukrytego wlewym podłokietniku bazaltowego tronu, ostrzegł go, że zbliżają się goście.Czarownikunieruchomił swój wizerunek.Nie widział sensu w niepokojeniu wysłannika już na samympoczątku audiencji.Pomyślał, że czas na zastraszanie, wprowadzanie w błąd i zdradęprzyjdzie nieco pózniej.Zawsze tak się działo [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl