, Makuszynski Kornel Po mlecznej drodze (2) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Mówi do mnie: Szczygieł przyjacielu, ty jesteś wielki malarz, choć świnia…Haneczka uczyniła się groźna, więc wielki malarz szybko dodaje:— Tak to on nie powiedział, niech Bóg broni, ja tylko tak pod figurą, jak poeta… On inaczej mówił.Powiada: Namaluj obraz, Pana Boga ucieszysz, mnie ucieszysz, Haneczkę ucieszysz, wszystkich …Haneczka uśmiechnęła się jak słońce, dowiedziawszy się, że się wszyscy będą cieszyli.— Aha! a potem mówi: _ Dante jest święty i Michał Anioł także.A potem płakał, bo eremita umarł…— Umarł! — powiada Haneczka z wielką radością bez bliżej określonego powodu.— A ja obraz machnę, taki pierwszej klasy.Ale jaki obraz! Ksiądz powiada: maluj tak i tak, aby ludzie w proch! ho! ho! czołem i jeszcze jakoś groźnie, niby nie żartuj, psia jucho z Panem Bogiem, kiedyś małpa… Już ja wiem, czego on chciał, mądry ksiądz!— Mądry! — potwierdza Haneczka, nie rozumiejąca ani słowa z tej przemowy hotentockiej i wpatrzona w niego z niebiańskim zachwytem.— A ja myślę sobie, — mówi on z filuternem zmrużeniem oka, co ona w tej chwili z cudownym wdziękiem kopjuje, — myślą sobie: gadaj sobie i niech er wyjdzie na zdrowie.Ty jesteś Łoś, a ja jestem Szczygieł!— Wujcio jest Szczygieł, — potwierdza maleństwo i oboje w śmiech.Ja w kącie nakryłem twarz ręką, bo mnie również radość porwała.— A widzisz, — rży mój przyjaciel niesamowitym głosem, — ty Łoś, a ja Szczygieł, kto z nas lepszy? Ja obraz maluję, oj, oj! jaki obraz, ale na nim nam Jezus ludzi straszyć nie będzie.Jak Boga kocham, nie będzie! On mnie na fizjonomję z takim obrazem wyleje, bo to gmach nie człowiek, ale Pan Jezus będzie tak z obrazu patrzył, jak niebo… Haneczka będzie stała koło niego, a On będzie dziecinę błogosławił.Dobrze, Hanuś?— Dobrze, — zgadza się ona po rozpatrzeniu mdłego projektu Szczygła.Wobec tego, choć nie było to wszystko razem powodem dostatecznym do ostentacji.serdecznych uczuć, rzucili się sobie w objęcia, czyli, że dziewczynka w ramionach Szczygła wyglądała właśnie jako szczygieł w uścisku jastrzębia; swoją drogą jest to cud boski i wyraźna opieka boska nad dziećmi, że ten człowiek nie połamał dotąd temu kurczątku wszystkich żeber, uściski Szczygła bowiem są w sam raz dla dębowego kloca, tak są namiętnie i zdawałoby się, rozpaczliwie.Zdaje mi się, że ściskając w ten sposób córkę, w marzeniu ściskał on jej matkę, w której z całą pewnością kochał się na swój sposób, ten zaś był jedynym, przyjacielowi mojemu bowiem było właściwie wszystko jedno, kogo miłuje, — musiał jedynie mieć stanowczą, niezbytą pewność, że przedmiot jego plugawych pożądań jest płci niewieściej, co ostatecznie łatwem jest do sprawdzenia nawet przy inteligencji malarskiej.Tem się też tłumaczy jego haniebna niestałość i fakt oburzający, że nigdy nie znał imion swoich kochanek, szło mu bowiem o treść boską, nie o ludzkie dodatki.Szczęście zaś do kobiet, na hańbę tego rodu, miał nieporównane; zdaje się, że potwornie smutna, centkami śmiertelnej rozpaczy naznaczona twarz jego, była tego powodem, kobieta bowiem ma w psychologji swojej ten rys niedocieczony, że mając do wyboru Apollina i Centaura, albo anioła i zbrodniarza, dziewięćdziesiąt razy na sto wybierze Centaura i zbrodniarza.Z tego swojego smętnego szczęścia Szczygieł mało korzystał i za czemś tęsknił, za czemś, czego się równocześnie bał i trwożył; nic umiał sobie zapewne sam zdać z tego sprawy, lecz go nudziły modelki, mierziły zaś wszelkie wyświechtane lafiryndy, szczególnie z „artystycznego” l świata, wałęsające się po ziemi arogancko, z krótko obciętymi włosami, naiwnie cyniczne, komedjantki siedmiu boleści, szukające „dreszczu”.Biedny Szczygieł wypatrywał w przestrzeni kogoś promiennego, ludzie go zaś mijali wciąż i nikt się przy nim nie zatrzymał.Teraz to się pewno kochał w pani Zasielskiej i to nawet — ha! tragicznie, jeśli doszedł aż do pisania listów, które na każdej wystawie domowego przemysłu warjatów dostałyby niewątpliwie złoty medal.Listy Szczygła to były arcydzieła nieporównane, szczególnie ze względu na kwiecistość stylu, który w zasadzie mógł być przypodobionym do cierpliwego uderzenia czytelnika kołem w głowę, w jego ciągu jednakże były pauzy liryczne pierwszorzędnej jakości, godne największego poety, apostrofy, których tkliwemu wołaniu kamień by się nie oparł.Ponieważ Szczygieł najpierw pisał w bruljonie, potem przepisywał „na czysto”, miałem sposobność przeczytania jednego z listów do pani Zasielskiej, bez narażenia na szwank dyskrecji, bo list ten dał mi Szczygieł ostentacyjnie, pogardliwym ruchem na podpałkę do pieca.List ten był ponury i wynikało z niego, że mój przyjaciel jest bezwstydnie napastliwym, a ona się broni i czyni jakieś zastrzeżenia; dokładną treść tego listu mógłby podać jedynie człowiek bardzo uczony, który przez lat pięćdziesiąt odczytywał papyrusy, — ja się tego podjąć nie mogę, utkwiły mi w pamięci jedynie owe śliczne zwroty liryczne, któremi serce mówi do serca, zwroty, któreby człowiek znalazł zapewne w śpiewie słowiczym, gdyby ptasią rozumiał mowę.Między innemi pisał Szczygieł do pani Zasielskiej:„Oddaj mi się, jak kwiat jabłoni!”Czy można przemówić do kobiety czulej ? Wyznaję, że mi to porównanie napełniło oczy łzami, a duszę zapachami rozkwitłych drzew.„Oddaj mi się’, jak kwiat jabłoni”.Zaprawdę, mało jest poetów na świecie, którzyby się zdobyli na taką śmiałość porównania, w której szumiało cicho wielkie, srebrne morze fantazji i tkwiło głębokie odczucie roślinnego świata.Nie wiem, co na to wezwanie słowicze, czy też szczygle, na ten tryl wśród miesięcznej rozlegający się nocy, odpowiedziała pani Zasielska, wiem to tylko, że piec nasz, pożarłszy ten snop kwietnej poezji, strzelił cudownym błękitnym płomieniem.Zabawę z podsłuchiwania bełkotu Szczygła popsuła mi Haneczka, która, ujrzawszy mnie, kiwnęła rączką i woła:— Chodź się śmiać!Szczygieł uczynił groźną twarz i spojrzał na mnie podejrzliwie, badając, czy słyszałem cokolwiek z jego rozmowy.Odwróciłem jego uwagę, podając mu list, do niego adresowany, który mi stróż oddał na dole ze znaczącym uśmiechem.— Do mnie? — zapytał ze strachem.Wziął list ostrożnie dwoma palcami, jakby po nim łaziły dorodne choleryczne bakcyle, obraca go na wszystkie strony, to czerwieniejąc, to blednąc, i nie wiedział, co z tym uczynić?— To nie do mnie! — powtarza wreszcie i uradował się.z wynalazku.— Oszalałeś, Szczygieł? Spójrz na adres.— Tak, to moje nazwisko, ale to pewnie pomyłka [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl