, Józef Piłsudski Bibuła 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tam stali jacyś ludzie, ale grzecznie usunęli się nam z drogi.Nigdybymnie przypuścił, że to byli szpicle.Wyglądają wcale przyzwoicie,  ale wy chyba na tem sięznacie.Przeszliśmy koło pięciu dorożek, wyobraz sobie wszędzie byli szpicle.Ilu tu ichjest! I to my na to tałatajstwo tyle podatków płacimy! Koło szóstej dopiero dorożki nikogonie było  siedliśmy i jazda do ciotki na ulicę  tu wymienił mi nazwę ulicy, numer domu inazwisko ciotki.Tam bratowa długo coś szeptała z ciotką, wreszcie oswobodzono mię od tych pakun-ków.Wyobraz sobie, z dziesięć minut w paltocie stałem w pokoju  nigdy tak niegrzecznynie byłem!Opowiadał mi z takim zapałem, tak komicznie przyciszonym głosem, tak często pod-biegał do drzwi i zaglądał, czy kogo za drzwiami nie ma, żem ledwie nie poległ od śmie-chu, wyobrażając sobie, jak ta para wystraszonych profanów rewolucyjnych odsuwała sięod dorożki, dlatego, że gdzieś niedaleko ktoś stoi lub przechodzi. A imaginuj sobie  mówił dalej kolega,  gdyśmy przyszli do domu, po książkiprzyszli. Jakto przyszli?  zerwałem się, chwytając za kapelusz, przypuszczałem bowiem, żemówi o żandarmach i że, jak to zwykle w takich wypadkach bywa, mój kolega jest już podbacznym dozorem policji i szpiegów.1Nie do rzeczy.  A przyszli  potwierdził  wasi.Jakiś pan, raczej młody chłopiec z panną.Ten panprzedstawił mi się jako Szczurowski, ale bratowa mi mówiła, że to kłamstwo, bo jakobywy prawdziwego swego nazwiska nigdy nikomu nie mówicie.Wiesz, że to niebardzogrzecznie, to mi się nie podoba.Jak potem przez ciekawość sprawdziłem, część bibuły warszawskiej pozostawiono nanoc u bratowej mego kolegi i ta po jednej nocy, spędzonej z bibułą pod jednym dachem,tak się wystraszyła, że zaledwie doczekawszy się rana, wyniosła ją natychmiast dalej.Takie perturbacje składowe i panika, powstająca na peryferiach ruchu rewolucyjnegoza lada przyczyną, sprawiają zwykle dużo kłopotów organizacjom i ludziom, zmuszonymopiekować się bibułą.Niekiedy mają przy tym miejsce przykre, wstrząsające sceny.O ta-kiej właśnie scenie słyszałem od pewnej towarzyszki, która przez dłuższy czas opiekowałasię bibułą i składami w Warszawie. Miałam  mówiła mi  wspaniały skład u jednej swojej znajomej, żony drobnegourzędnika.Naturalnie  dodawała feministycznie usposobiona towarzyszka  mąż o tymnic nie wiedział.Już to mężczyzni w sferze nieściśle rewolucyjnej są daleko większymitchórzami, niż niewiasty.W dodatku pan mąż należał do kategorii zazdrosnych, co międzywami na każdym kroku się zdarza.Biedna kobiecina drżała przed swym despotą, lecz wtajemnicy przed nim oddawała nam spore usługi.Co prawda, musieliśmy się stosować dowarunków życia naszej składniczki.Przychodziliśmy do niej tylko w czasie zajęć biuro-wych pana domu, a więc przed obiadem, nie mogliśmy posyłać tam mężczyzn, bo razupewnego, gdyśmy tak postąpili, Otello przez sługę się dowiedział o tem i zrobił strasznąscenę żonie, która, nie chcąc zdradzić tajemnicy, nie mogła mu wytłumaczyć męskiej wi-zyty u siebie.Tak trwało dosyć długo  parę lat.Przyzwyczaiłyśmy się do siebie, interessię ułożył, wszystko szło, jak po maśle.I nagle spadła na nas katastrofa! Razu pewnego zachodzę w porze przedobiadowej donaszej składniczki, żeby się z nią umówić o przeniesienie do niej świeżego transportu bi-buły agitacyjnej, dzwonię i ku wielkiemu zdumieniu słyszę za drzwiami męskie kroki.Przypuszczałam, że mąż-despota zachorował i nie poszedł do biura, lecz drzwi się otwo-rzyły i przede mną stał sam pan mąż.Był blady, twarz miał zmęczoną. Czy pańska żona w domu?  spytałam grzecznie. %7łona moja umarła  odpowiedział mi pan grobowym głosem.Odskoczyłam przerażona.Było to tak nagłe i niespodziewane, żem przez pewien czasnie mogła przyjść do siebie.Lecz wreszcie przez głowę przemknęła mi myśl, chociaż iśmiesznie mała wobec majestatu śmierci, lecz pomimo to obchodząca mię  myśl o bibule. Pani była przyjaciółką mojej żony?  pytał łagodnym, przyciszonym głosem.Pod wpływem łagodnego tonu rozmiękłam i ja. Przepraszam pana  rzekłam,  że w takiej chwili będę pana mymi kłopotami zaj-mowała, ale nieboszczka żona pańska miała na przechowaniu trochę moich rzeczy.Mia-łam właśnie zabrać je teraz.Nie dokończyłam, gdyż poczułam, że gospodarz chwycił mię brutalnie za ramię i cią-gnął do dalszych pokoi. Aha! to pani!  powtarzał chrypliwym głosem.Wreszcie znalezliśmy się w pokoju, gdzie tak niedawno jeszcze prowadziłam zezmarłą przyjaciółką narady o wspólnym interesie, a gdzie teraz leżała ona martwa w trum-nie.Koło nieboszczki modliła się jakaś staruszka, która na znak gospodarza wyszła z po-koju.  Więc to pani!  mówił gospodarz,  co, jak wąż, wślizgnęła się do mojego domu, byzakłócać jego spokój, by swą niecną robotą narażać szczęście i dobre imię moje i mojejżony.Oburzyłam się na te słowa, wydały mi się one obrazą pamięci mojej przyjaciółki, obokciała której staliśmy w tej chwili. Niech pan żony swojej  powiedziałam ostro  nie obraża przypuszczeniem, że jakjakaś głupia istota bez woli mogła być wplątaną przez kogoś do rzeczy, nieuznawanejprzez siebie za godną ofiary i poświęcenia.Jeżeli to robiła pod sekretem przed panem, tojedynie dlatego, żeby nie było piekła w domu, za co pan wdzięcznym jej być powinien.Proszę pana zaprzestać tych przykrych scen i powiedzieć wyraznie, gdzie są książki i jak jemam odebrać. Nie! ja pani tak nie wypuszczę!  chrypiał gospodarz,  pani tu, w tym pokoju przy-siąc mi musi, że z ust pani nie wyjdzie tajemnica, która hańbą pokryć dom mój może. O co panu chodzi?  rzekłam ze wstrętem, widząc, że ten człowiek drży o własnąskórę i chce wykorzystać nawet śmierć żony, by tę skórę zabezpieczyć [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl