, Dziekoński Józef Bohdan Sędziwój 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z g³êbi przepaSci mojej uSmiech wam Swieci.NieszczêSliwi wê-drowcy, na moim ³onie jedyny wasz pokój!- O! wSciekle! wSciekle! - j¹ka³ starzec - widzieæ przez ca³e ¿ycie wy¿sz¹, jedyn¹ prawdê,domySlaæ siê side³ i patrz¹c na gwiazdy wpaSæ w bezdenn¹ otch³añ fa³szu, spêtany piekielny-mi wiêzami czarnego ducha! i ca³ym wysileniem nie móc siê wydobyæ! - Spadaæ! w czczoScilecieæ! - wieki! - WiecznoSæ!- Stój, bluxnierco! - zagrzmia³ g³os z góry.- Dobroæ przedwieczna jest bez granic.Jest chwi-la odrodzenia! Sam szatan spada³, lecz stan¹³ i ju¿ siê zatrzyma³.- Twoja b³êdna droga, i ta ciê mo¿e zawieSæ do celu, bo dla ludzkoSci ¿adna mySl cz³owiekanie jest stracon¹! Co mySl stworzy³a to by³o konieczne!- Tak! - odezwa³ siê g³os szyderczy - piêkne twoje mySli! Pracowa³eS na nie dlatego, aby poSmierci, gdy duch twój przeszed³szy tysi¹ce zmian jeszcze siê nie otrz¹Snie z py³u ziemi, abyju¿ d¹¿enia twoje, nawet imiê twoje leg³y w grobie zapomnienia; a biedny szperacz, chc¹cSlad twej ziemskiej wêdrówki wynalexæ, bêdzie zmuszony sto ksi¹g przewróciæ, sto dni od-dychaæ wzruszonym py³em zbutwia³ych bibliotek, i aby wreszcie z kilku wspomnieñ, z kilkuwyrazów na los rzuconych, zbudowa³ obraz twych ob³êdów, twych wahañ siê, lecz ani jedne-go rysu do twej fizjognomii ducha.I skreSli twój ¿ywot jak mapê nieznanych krajów, gdziegranice wyraxne, a wewn¹trz pustynie.- W póxne wieki gawiedx bezdusznych pismakówpodawaæ sobie bêdzie w puScixnie najdziksze o was wieSci.- Rzekn¹, i¿ dla pod³ego zyskupracowaliScie, i¿ serca wasze bi³y tylko dla z³ota, a sprzeczaæ siê bêd¹ o nazwisko nauki,w imiê której walczyliScie, dla której poSwiêci³eS szczêScie doczesne i byt twój wieczysty!125 - Oni opisz¹ formy i cia³o - odezwa³ siê harmonijny g³os z prawej strony - bo ju¿ nadszed³czas Smierci waszej wewnêtrznej nauki! Jej duch w cudownej, nieskoñczonej metempsyko-zie przejdzie w inne, które znowu skonaj¹, aby nowym nadaæ pocz¹tek; bo choæ formy i cia³awszystkich zagin¹, to idea prawdy, co je o¿ywia³a, pozostanie wieczysta.Nauka, jak cz³o-wiek s¹ nieSmiertelne i spólnym pokarmem odradzaj¹ siê!- O ciesz siê! - rzek³ znowu szyderczy ton z lewej strony - ciesz siê, a ja spytam siê, coS zy-ska³, biedny starcze, przez tyle lat twojego ¿ycia pe³nego ¿¹dzy nieznanej? - Za nadgrodê sto-isz nad grobem jak dziecko zawstydzone nie Smiej¹c witaæ swojego ojca! Patrzysz na Swiatjak na zimny rachunek, a w ka¿dej istocie, w motylu i trupiej g³owie zarówno widzisz tylkojednostajne cyfry, u³amki wielkiej liczby, której poj¹æ nie mog³eS, a ka¿da przynosi ci spo-mnienie zmarnowanego dnia, chwili, roku nad badaniem, stracon¹ minut¹ u¿ywania ¿ycia!- Wyp³akawszy wszystkie ³zy twoje, bliski zamkniêcia oczu na wieki, czujesz ¿Ã³³ciow¹ go-rycz, jako przedsmak wiecznego bytu! - Przeklinaj godzinê urodzenia twojego! - Dla obro-ny od rozpaczy, ja, Smieræ, czekam na ciebie! - Urodzenie twoje wprowadzi³o ciê, mimotwojej woli, na Swiat, któregoS nie znal i nie pragn¹³, a ma¿ ci byæ teraz wzbronionym kie-rowanie siê w³asn¹ wol¹? Wejdx w inny Swiat, tym sztyletem uwolnij siê z wiêzienia cia³ai powitaj mnie, która jestem celem ka¿dego cz³owieka.Tu musia³eS z trudem poznawaætwoje w¹tpliwe obowi¹zki, tam tylko dwa s¹ bieguny, nie bêdziesz siê waha³: szczêScie lubzag³ada!- W ogólnej harmonii by³em potrzebny - rzek³ Sêdziwoj z godnoSci¹.- Rzucony w przestrze-ni punkt znikomy, nie dla siebie, lecz ¿y³em dla prawdy.MySl¹ce i wolne narzêdzie wyrokówWielkiego Boga, mam teraz Jego woli sprzeciwiaæ siê, ja, który cale ¿ycie d¹¿y³em, mimowiedzy, do objawienia Jego potêgi!- Poznajê teraz nieScig³oSæ Jego wyroków i spe³niam pokutê.- Precz ode mnie, g³osie zwodniczy!.- Chwa³a zwyciêzcy! - zagra³y glosy chórami.Widma i dxwiêki lewej strony niknê³y, a innepostaci nadludzkiej piêknoSci wieñcem ¿yj¹cym otoczy³y alchemika.Ca³a przestrzeñ, mar-twa niegdyS dla niego, zajaSnia³a ¿yciem.Wzrok jego siê rozjaSni³, serce i mySl orzexwi³a nie znana dot¹d b³ogoSæ.Rzuci³ okiem narêkopism Tholdena i zdziwiony czyta³ jego pismo.Litery jakby same przemawia³y wprost dojego duszy. Wzbronione nam jest, nam, mieszkañcom znikomego Swiata, wymówiæ potê¿ne IMIÊ, któ-re wedle pierwszych wyroczni ziemskich zabrzmia³o Sród niezliczonych Swiatów.Jednak¿e mo¿emy wynajdowaæ Slady wskrzeszanych prawd w ka¿dym nowym odkryciu napolu nauk; owych tajemniczych pierwiastków ¿ycia, bez którego Swiat ten by³by podobny doniezmiernego smêtarza; wszystko to zawiera³ ten kodeks, z którego staro¿ytna theurgia czer-pa³a ¿ywio³y swego prawodawstwa.Chcieæ z tych rozrzuconych wyrazów, s³abych Sladów jejbytu, odbudowywaæ histori¹ zasadniczej ksiêgi, by³oby równie szalonym zamiarem, jak od-gadn¹æ plan miasta zburzonego, w którym by tylko groby pozosta³y nietkniête.Nie! ja stajêprzed urn¹ grobow¹ i wyzywam geniusza ze zgaszon¹ pochodni¹: on tak dalece jest podob-nym do syna Aphrodite, i¿ czasami nie wiem, który z nich dwóch dyktuje mi moje s³owa.Mi³oSæ!.Rmieræ!.Starzec nie móg³ jeszcze poj¹æ, jakim sposobem prawdy wielkie i dotykalne, woko³o którychtak d³ugo siê b³¹ka³, by³y bliskie i widome, a on ich nie spostrzega³!.126 Mi³oSæ i wiara ko³ysa³y do spokoju duszê jego znu¿on¹ oSmdziesiêciu latami niechêci i po-w¹tpiewania.Dziwi³ siê, i¿ niegdyS nie móg³ spostrzec i poznaæ, ¿e postaæ straszliwego wroga tam tylkoby³a widzialn¹, gdzie siê w jego krainê wdziera³.¯e pod ró¿nymi postaciami i mySlami dot¹d go przeSladowa³ i dopiero, gdy przejdzie dowiecznoSci, jak cherubin, lub wróci do Swiata, jak dziecko, wtedy go opuSci.Pozna³, i¿ wrógzsy³a³ mu szczêScie, a jego stró¿ anio³ nieszczêScie, aby go wybawiæ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl