, Evanovich Janet Seven Up 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Złożył swój wielki łeb na rogu poduszki Joego, westchnął z zadowole­niem i natychmiast zasnął.- Musisz załatwić sobie większe łóżko - zauważył Mo­relli.Nie musiałabym też martwić się zbytnio o antykoncepcję.Morelli zlazł z łóżka o bladym świcie.Otworzyłam oko.- Co robisz? Ledwie świta.- Nie mogę spać.Bob się rozpycha.Przyrzekłem poza tym weterynarzowi, że zmuszę go do wysiłku, idziemy więc pobiegać.- To miłe.- Wstawaj.- Nie ma mowy.- To ty mi załatwiłaś tego psa.I teraz ruszysz tyłek z łóżka i pobiegasz z nami.- Nie zrobiłabym tego, nawet gdyby zajęło się ogniem.Morelli złapał mnie za kostkę i ściągnął z łóżka.- Nie zmuszaj mnie do brutalności - ostrzegł.Staliśmy oboje, patrząc na Boba.Tylko on został jesz­cze w łóżku.Wciąż trzymał łeb na poduszce, ale nie wyglądał na zadowolonego.To nie był ranny ptaszek.Ani typ atlety.- Wstawaj - nakazał Morelli.Bob zacisnął powieki, udając głęboki sen.Morelli spróbował wyciągnąć Boba z łóżka i Bob za­warczał głucho.Widać było, że nie żartuje.- Cholera - zaklął Morelli.- Jak mam sobie z nim poradzić? Jak mam go zmusić, żeby narżnął o tej porze na trawnik Joyce?- Wiedziałeś o tym?- Gordon Skyer mieszka naprzeciwko.Grywam z nim w squasha.- Ja przekupuję Boba żarciem.Morelli poszedł do kuchni i wrócił z torebką mar­chewki.- Zobacz, co znalazłem - powiedział.- Masz w lo­dówce zdrową żywność.Jestem pod wrażeniem.Nie chciałam psuć mu dobrego nastroju, ale marchew­ki były dla Reksa.Osobiście lubię marchewki tylko wtedy, kiedy są przysmażone w cieście naleśnikowym albo stano­wią składnik ciasta z mnóstwem kremu.Morelli podsunął marchewkę Bobowi, a Bob spojrzał na niego, jakby chciał powiedzieć: Chyba żartujesz.Zrobiło mi się żal Joego.- No dobra, ubierzmy się i zacznijmy przestawiać garnki w kuchni - zaproponowałam.- Bob się nie oprze.Pięć minut później byliśmy gotowi do wyjścia, a Bob miał na szyi obrożę z przypiętą smyczą.- Zaczekaj - powiedziałam.- Nie możemy wyjść i zo­stawić serca na pastwę losu.Ludzie regularnie się do mnie włamują.- Jacy ludzie?- Przede wszystkim Benny i Ziggy.- Ludzie nie mogą ot, tak sobie, wchodzić do twojego mieszkania.To niezgodne z prawem.To włamanie i na­ruszenie terenu prywatnego.- Nic wielkiego - uspokoiłam go.- Na początku czło­wiek jest trochę zaskoczony, ale potem się przyzwycza­ja.A serce zostawimy u pana Morgensterna.To ranny ptaszek.Wyjęłam serce z lodówki i poszliśmy do pana Morgensterna.- Moja zamrażarka coś szwankuje - poinformowałam go.- Nie chcę, żeby się rozmroziło.Może pan to przecho­wać do obiadu?- Pewnie - odparł.- Wygląda jak serce.- Nowa dieta.Raz na tydzień trzeba zjeść całe serce.- Coś podobnego.Może też powinienem tak robić.Ostatnio czułem się nieco ociężały.Morelli czekał już na parkingu.Biegał w miejscu.Bob zaś miał zadowoloną minę i cieszył się, że jest na świeżym powietrzu.- Ma pusty brzuch? - spytałam.- Dopilnowałem tego.Morelli i Bob ruszyli żwawo do przodu, a ja powlokłam się za nimi.Mogę przejść pięć kilometrów w szpilkach i zamęczyć Morellego na śmierć podczas zakupów, ale nie biegam wyczynowo.Może gdyby chodziło o sprint do sklepu, gdzie wyprzedają torebki damskie.Powoli zostawałam w tyle.Kiedy Morelli i Bob zniknęli za rogiem, udałam się do piekarni Ferraro.Kupiłam sobie ciastko zbożowe z migdałami i ruszyłam leniwym krokiem w stronę domu, jedząc po drodze.Byłam już prawie na parkingu, kiedy zobaczyłam Joego i Boba, jak cwałują wzdłuż St.James.Natychmiast zaczęłam biec i ciężko dyszeć.- Gdzie się podziewaliście, chłopaki? - spytałam.- Zgubiłam was.Morelli pokiwał z obrzydzeniem głową.- Jakie to smutne.Masz cukier puder na koszuli.- Musiał spaść z nieba.- Żałosne - oświadczył Morelli.W holu natknęliśmy się na Ziggy'ego i Benny'ego.- Widzę, że uprawiacie jogging - zauważył Ziggy.- To bardzo zdrowe.Wszyscy ludzie powinni to robić.Morelli położył dłoń na piersi Ziggy'ego, by go zatrzy­mać.- Co tu robicie?- Przyszliśmy zobaczyć się z panną Plum, ale nie za­staliśmy jej.- Stoi teraz przed wami.Chcecie z nią pogadać?- Pewnie - odparł Ziggy.- Smakował ci dżem?- Jest doskonały.Dzięki.- Nie włamaliście się przed chwilą do jej mieszkania, prawda? - upewnił się Morelli.- Nigdy byśmy czegoś takiego nie zrobili - oświadczył uroczyście Benny.- Mamy dla niej zbyt wiele szacunku.Prawda, Ziggy?- Tak, zgadza się - potwierdził Ziggy.- Ale mogliby­śmy, gdybyśmy tylko chcieli.Dłonie mam nadal sprawne [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl