, Eschbach Andreas Bilion dolarów 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.nimi na horyzont.Mimowolnie odwrócili głowy, chcączobaczyć, co tam może być - wprost na nich płynęła motorówka PROPHECY, biała i elegancka,mknęła po falach.Teraz, kiedy krzyki zamilkły, dało się słyszeć głuchy warkot łodzi.Przysadzista sylwetka rybaka skurczyła się.Upuścił wiosło, usiadł i ukrył twarz wdłoniach, płakał.Drugi patrzył na niego przybity, z dłonią na kilku rybkach w jego kociołku, i takpogodzili się ze swym losem.Motorówka podpłynęła do nich wzdłuż burty.Za sterem siedział Marco, obok niegomłody, chudy mężczyzna w okularach słonecznych, na imię miał Chris, o ile John pamiętał,rudowłosy Irlandczyk, najwyrazniej zmęczony tropikalnym słońcem.- Wszystko w porządku? - spytał zatroskany Marco i spuścił drabinę, żeby mogli wejść napokład.Najbardziej wstrząsnęło Johnem to, jak mizerny był połów rybaków.W starym,plastikowym wiadrze w musztardowym kolorze dno było ledwie zakryte rybami, z których żadna nie była większa od dłoni.Razem z ogłuszonymi rybami jeszcze unoszącymi się na wodzie,byłyby z tego najwyżej dwa posiłki, gdyby zjeść również płetwy i ości.- Nie rozumiem - powiedział do Benigno.- Jak to się może opłacać? Chodzi mi o to, żedynamitu nie dostają przecież za darmo.Benigno nie był w nastroju dla ekonomicznych rozważań.Siedział, ocierał drżącymidłońmi twarz i mamrotał pod nosem coś w swoim ojczystym języku.- Ponad dziewięćdziesiąt procent raf koralowych zostało już zniszczonych dynamitem -wyrwało mu się.- Zabrania im się tego.Zabiera im się łodzie.A oni wciąż nie przestają.- Tak - skinął głową John.- Ale musi być jakiś powód.- Bo są głupi! Głupi, przesądni i uparci.- Wyglądał naprawdę na wykończonego.John spojrzał po zebranych.Marco patrzył na niego wyczekująco, czekał na polecenia.Patricia przykucnęła obok Benigno na ławce i wydawała się niezdecydowana, czy ma go objąć,czy nie.Dwaj rybacy patrzyli na nich ze swojej kołyszącej się na falach łodzi, na ich twarzachmalowało się przerażenie.- Benigno - powiedział John.- Chciałbym zobaczyć, jak oni żyją.Delegat rządu spojrzał na niego, nie rozumiejąc.- Jak żyją?- Tak.Ich wioskę, ich rodziny, całe otoczenie.Chcę zrozumieć, dlaczego to robią.- Po co?- Chyba to właśnie powiedziałem:  Chcę zrozumieć, jak żyją".Barczysty Filipińczykchciał się sprzeciwić, jednak chyba przypomniało mu się, jakie zadanie mu przydzielono.- %7łyją bardzo prosto.To z pewnością dla pana nic ciekawego.- Jeśli to mnie interesuje, to widocznie jest to dla mnie ciekawe.Wysłannik rządu walczyłze sobą.- Ale to nie należy do pięknych stron mojego kraju.Miałem panu pokazać piękne widoki,a nie jakąś nędzną rybacką wioskę.- Piękne widoki oglądam już od trzech tygodni.Benigno wbił wzrok w pokład, jakby zobaczył tam coś fascynującego.- Naprawdę, powinniśmy oddać ich policji i pojechać dalej.Tak byłoby najlepiej.- Na pewno nie dla tych dwóch.A ja nie mam ochoty bawić się w policjanta.- John potarłbrodę.- Ale oczywiście nie chcę pana do niczego zmuszać.Mój sekretariat może znalezć innego tłumacza i przysłać go samolotem, to kwestia kilku godzin.- Kłamał, bo nie chciał go do niczegozmuszać.Pierwszy raz zdarzyło mu się świadomie i absolutnie z rozmysłem zastosować naukiMcCaina o władzy i jej używaniu.I to skutecznie.Benigno patrzył przed siebie niewidzącym wzrokiem.W milczeniu, jakienastąpiło po słowach Johna, można było niemal usłyszeć jego myśli.Odesłano by go do domu ibyłaby to hańba.- Nie, to nie jest konieczne - wymamrotał w końcu.- Jeśli pan ma ochotę.- Dziękuję.- John wskazał na rybaków.- Proszę im powiedzieć, czego chcemy.%7łeby naszaprowadzili do swojej wioski.- Teraz? - uniosła się Patricia.- Nie, John, nie może pan tego zrobić.Muszę wrócić nastatek, wypłukać z włosów sól.Oczywiście teraz, pomyślał John.Potem już ich na pewno więcej nie znajdziemy.- Dziś wieczorem będziemy z powrotem.Benigno, proszę.Kiedy Patricia mruczała podnosem, delegat pochylił się nad łódką i rozmawiał z dwoma rybakami.Ten z wiosłem,przysadzisty mężczyzna o twarzy pooranej bliznami, był najwyrazniej przywódcą, drugi, któremu- jak John dopiero teraz zauważył - na każdej dłoni brakowało po jednym palcu, co pozwalało siędomyślać, że rybołówstwa za pomocą materiałów wybuchowych nie uprawia od dziś - byłwprawdzie znacznie starszy, siwowłosy i pomarszczony, wyglądał jednak na posłusznego.- Są dość niechętni - wyjaśnił Benigno.- Pytają, czego pan chce w ich wiosce.Myślą, żechcemy coś zrobić ich rodzinom [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl