, Fagyas Maria Porucznik diabla (2) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeśli tam była owa kobieta, to ją odnajdziemy.Raz jeszcze dziękuję za pańską pomoc.Pragnę też powiadomić - dodał - że diagnoza pana była słuszna.Kapitan Mader istotnie zmarł od zatrucia cyjankiem potasu.- Nie miałem ani krzty wątpliwości - zaśmiał się doktor.- Wiem.Uważałem jednak za słuszne powiadomić o tym pana.Kunze żałował, iż nie może powiadomić o tym także doktora Rupperta, chociaż na nic by się to zdało.Lu­dzie tego co on pokroju nie przejmują się własnymi potknięciami i nie myląc kroku idą dalej z głową do góry i butnym spojrzeniem, gotowi zmiażdżyć każdego, kto się ośmieli rzucić im prawdę w oczy.Kapitan Kunze polecił wezwać Bokę na przesłucha­nie.Kiedy czekał, aż go przyprowadzą, uczuł w głębi prawego oka szarpiący ból, który niczym żarłoczne zwierzątko drążyć zaczął czaszkę.Mdliło go przy tym, choć od rana nie miał nic w ustach.Ostatnio coraz częściej nawiedzały go podobne ataki migreny, toteż zastanawiał się nad ich przyczyną.Wiódł przyjemne i uregulowane życie, w którym było wszystko, co skła­da się na pojęcie tak zwanego potocznie „szczęścia”: dobre zdrowie, zadowolenie z pracy i pogodna atmo­sfera w domu.Emil Kunze wstąpił do służby czynnej stosunkowo późno.Możliwość tę stworzył mu generał Hartmann, stary znajomy, a właściwie przyjaciel, chociaż cha­rakter ich stosunków nie upoważniał do nazywania go w ten sposób.Nastąpiło to wkrótce po manewrach w 1902 roku, w których Kunze brał udział jako pod­porucznik rezerwy.Matka kapitana była przez piętnaś­cie lat gospodynią u Hartmannów, on sam zaś wycho­wywał się w ich bezpretensjonalnej i wygodnej willi położonej w olbrzymim, ale zaniedbanym ogrodzie.Wilhelmina Kunze, córka nauczyciela, była szczupłą, nawet niebrzydką istotą, o ascetycznym i pozbawio­nym ziemskiego powabu wyglądzie średniowiecznej świętej.Otrzymała staranne wykształcenie i miała nieskazitelne maniery damy.Zastanawiano się często, czemu wybrała służbę w domu innej kobiety, zamiast wyjść za mąż i być panią u siebie.Kiedy mając dwadzieścia pięć lat urodziła syna, Emila, była przez krótki czas żoną sierżanta z wiedeń­skiego pułku Deutschmeister, Herberta Kunze, który wkrótce po ślubie ulotnił się z jej życia równie cicho, jak się w nim pojawił.- Tylko mi nie próbuj go szukać - powiedziała do syna, kiedy jako młodzieniec zapytał ją o ta­jemniczego sierżanta.- Był przyzwoitym człowie­kiem i dobrym żołnierzem.Niech ci to wystarczy.Nazwisko, którym cię obdarzył, jest godne szacunku.Jeżeli w przyszłości zgłosi się ktoś do ciebie z żąda­niami w imieniu sierżanta Herberta Kunze, to pokaż mu drzwi.Nie jesteś nic winien sierżantowi! Ani pie­niędzy, ani uczucia.Żebyś o tym zawsze pamiętał!Był to dość dziwny sposób mówienia chłopcu o jego domniemanym ojcu, ale Emil Kunze był przyzwycza­jony do dziwactw matki.Nauczył się też szanować jej zamiłowanie do tajemniczości.Pracowała ciężko na każdy grosz, bo w przeciwieństwie do innych służą­cych miała na wychowaniu dorastającego syna.Pozy­cję w gospodarstwie też miała nietypową, jako że nie była właściwie ani służącą, ani członkiem rodziny.Sama zresztą taki układ narzuciła.To właśnie pani domu, jak na ironię, bardzo się ze swą gospodynią li­czyła, a nawet trochę się jej bała, nie zaś odwrotnie.Kunze podejrzewał, że matka musiała posiadać ja­kiś dodatkowy fundusz, z którego łożyła na jego wy­kształcenie, ubranie, opiekę lekarską i dwa razy do roku na fotografie robione w drogim atelier.Na siebie nie wydawała ani grosza.W niedzielne popołudnia.kiedy miała wychodne, zabierała go na długie spacery do lasu albo nad Dunaj, a na urodziny Emila i na uro­dziny cesarza do wesołego miasteczka na Praterze.Dwa razy w roku, kiedy fotografie były gotowe, prosiła panią Hartmann o dodatkowe wolne popołudnie, ubie­rała się nadzwyczaj starannie i wyjeżdżała do miasta.Wracała po paru godzinach i przez najbliższe dni była jeszcze bardziej milcząca niż kiedykolwiek.Zwyczaj dwukrotnego znikania w ciągu roku praktykowała do samej śmierci.Do tego czasu Emil ukończył prawo i otrzymał posadę w wielce szacownej kancelarii ad­wokackiej Tellera i Bauera.Nalegał, by matka porzu­ciła służbę, ale Wilhelmina Kunze dalej prowadziła dom u Hartmannów.Dopiero atak serca położył kres jej trudom i życiu.Ku swemu wielkiemu zdumieniu Kunze dowiedział się, że miała odłożone dziesięć ty­sięcy florenów.„To dla mego ukochanego syna, Emi­la - napisała w testamencie - by mu wynagrodzić nieszczęśliwe dzieciństwo bez ojca”.Nieraz żałował, że nie może jej powiedzieć, jak bar­dzo się myliła.Nie czuł się wcale nieszczęśliwy i ni­gdy nie pragnął być kimś innym niż Emilem Kunze, synem pani Wilhelminy.Generał Hartmann, jego żona, córka i dwaj synowie traktowali go jak członka ro­dziny.Poza tym gdzieś na świecie istniał człowiek, który go spłodził i czuwał nad nim z daleka [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl