, Cornwell Bernard Kampanie Richarda Sharpe'a 03 Forteca Oblężenie Gawilghur, 1803 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie ma mowy! - Ostatnietrzy słowa wypowiedział po angielsku, ale wszyscy zrozumieli, co miał na myśli.Pochylił się do przodu.- Jeśli uciekniesz - rzekł - garnizon straci serce.Reszta żołnierzy nie możezabrać swoich kobiet, więc dlaczego ty miałbyś? Będziemy walczyć tutaj i tuich zatrzymamy.Zatrzymamy na dobre! - Wstał i podszedł na kraniecpawilonu, skąd splunął na pokryty zielonym szlamem brzeg, a potemodwrócił się do Beny ego Singha.- Twoje kobiety są tu bezpieczne,killadarze.Z zaledwie setką ludzi mógłbym utrzymać tę fortecę do końcaświata.- Brytyjczycy to dżiny - szepnął Beny Singh.Piesek w jego ramionachzadrżał.- Nie są dżinami - warknął Dodd.- Nie ma żadnych demonów! Nie istnieją!- Skrzydlatymi dżinami - Beny Singh mówił niemalże szeptem -niewidzialnymi dżinami! Latającymi!Dodd znów splunął.- Cholera! - powiedział po angielsku, a potem nagle odwrócił się doBeny ego Singha.- Ja jestem angielskim demonem.Ja! Rozumiesz? Jestemdżinem i jeśli zabierzesz swoje kobiety, podążę za tobą, przyjdę do nich wnocy i wypełnię je czarną żółcią.- Odsłonił pożółkłe zęby i killadar zadrżał.Biały piesek zaszczekał przenikliwie.Manu Bappoo gestem kazał Doddowi wrócić na miejsce.Dodd byłostatnim europejskim oficerem, jaki został w jego armii i chociaż Bappoocieszył się, że ma u siebie Anglika, pułkownik Dodd bywał irytujący.- Jeśli istnieją dżiny - zwrócił się do Singha - to stoją po naszej stronie.-Poczekał, aż killadar uspokoi przestraszonego psa i pochylił się do przodu.- Powiedz mi - zapytał Beny ego Singha - czy Brytyjczycy są w stanie zająćfortecę, używając którejś ze ścieżek?Beny Singh myślał chwilę o dwóch krętych drogach wijących się podmurami Gawilghur.%7ładen człowiek nie mógł przeżyć takiej wspinaczki,kiedy obrońcy zrzucali po stromych zboczach kule i skały.- Nie - przyznał.- Zatem mogą nadejść tylko jedną drogą.Tylko jedną! Przez przesmyklądowy.A moi ludzie będą strzegli Zewnętrznego Fortu, natomiast żołnierzepułkownika Dodda - Wewnętrznego.- I nikt - rzekł Dodd ostro - nikt nie przedostanie się przez moje Kobry.-Miał żal o to, że jego dobrze wyszkoleni, odziani na biało żołnierze niebronili Zewnętrznego Fortu, ale przyjął argument Manu Bappoo, żeutrzymanie Wewnętrznego było istotniejsze.Jeśli jakimś trafemBrytyjczycy zajęliby Fort Zewnętrzny, nigdy nie wywalczą sobie przejściaprzez ludzi Dodda.- Moi ludzie - warknął - nigdy nie zostali pokonani.I ni-gdy nie zostaną.Manu Bappoo uśmiechnął się do zdenerwowanego Beny ego Singha. - Widzisz, killadarze, umrzesz tu ze starości.- Lub od nadmiaru kobiet - dodał ktoś inny, wywołując wybuch śmiechu.Z północnych wałów Zewnętrznego Fortu dobiegł ich armatni wystrzał, apo kilku sekundach następny.Nikt nie wiedział, co mogło je spowodować,więc tuzin mężczyzn podążył za Manu Bappoo, kiedy wyszedł z pawilonu iruszył w stronę północnych obwarowań Wewnętrznego Fortu.Małpki osrebrnym futrze mamrotały do żołnierzy, siedząc na gałęziach drzew.Przy bramie ogrodu radży stali arabscy strażnicy.Zajmowali tam miejsce,aby powstrzymać zwykłych żołnierzy z garnizonu przed pójściem w stronęścieżek koło zbiornika, gdzie w wieczornym chłodzie lubiły przechadzać siękobiety killadara.Sto kroków za bramą ogrodu znajdował się skalny dół ostromych ścianach, głęboki na dwóch chłopa.Dodd zatrzymał się, abyspojrzeć w jego zacienioną głębię.Zciany zostały wygładzone przez ka-mieniarzy tak, aby nic nie mogło wydostać się z dna zasypanego białymikośćmi.- Dziura Zdrajców - rzekł Bappoo, zatrzymując się koło Dodda.- Jednakkości należą do małych małp.- Zjadają ludzi? - zapytał Dodd zaintrygowany czernią na dnie dziury.- Zabijają - rzekł Bappoo - ale nie zjadają.Nie są wystarczająco duże.- %7ładnego nie widzę - powiedział Dodd zawiedziony, a potem nagle wijącysię cień prześlizgnął się pomiędzy dwiema rozpadlinami.- Tam! -powiedział pułkownik z zadowoleniem.- Nie rosną wystarczająco duże, byzjeść człowieka?- Zazwyczaj uciekają - odparł Bappoo.- Deszcze monsunowe zalewajądziurę, węże wypływają na powierzchnię i uciekają.Wtedy musimyznajdować nowe.Ale w tym roku nie będzie problemu.Urosną większe niżzwykle.Beny Singh czekał kilka kroków dalej, ściskając pieska, jakby obawiał się,że Dodd wrzuci go do dołu.- Tym draniem należałoby nakarmić węże - rzekł Dodd do Bappoo,wskazując głową na killadara.- Mój brat go lubi - powiedział Bappoo łagodnie, dotykając ramieniaDodda i wskazując, że powinni iść dalej.- Mają wspólne gusta.- Jakie?- Kobiety, muzyka, luksus.Naprawdę nie potrzebujemy go tutaj.Dodd pokręcił głową.- Jeśli pozwolimy mu odjechać, sahibie, połowa cholernego garnizonubędzie chciała uciec.A jeśli pozwolimy odejść kobietom, o co będą walczylimężczyzni? Poza tym, naprawdę myślicie, że istnieje jakieś niebezpieczeń-stwo?- %7ładnego - przyznał Bappoo. Poprowadził oficerów w górę stromych kamiennych schodów donaturalnego bastionu, gdzie wielkie, żelazne działo wycelowane było przezrozpadlinę w stronę odległych wzgórz wyżyny.Wzgórza odległe były oprawie milę, ale Dodd widział grupę jezdzców stłoczonych na krawędzirozpadliny.Jeden z nich, w ciemnych szatach, sprowokował kanonierów zZewnętrznego Fortu do strzału, ale widząc, że kule nie dolatywały do celu,zrezygnowali.Dodd wyciągnął lunetę, wycelował ją i zobaczył mężczyznę wmundurze Królewskich Inżynierów.Siedział na ziemi, kilka kroków odtowarzyszy.Szkicował coś.Wszyscy pozostali jezdzcy byli Hindusami.Doddopuścił teleskop i spojrzał na żelazne działo.- Załadowane? - zapytał kanonierów.- Tak, sahibie.- Po haideri dla każdego, jeśli zabijecie człowieka w ciemnym mundurze.Tego siedzącego nad brzegiem przepaści.Kanonierzy zaśmiali się [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl