, Jakub Ćwiek Kłamca Tom I 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tu i ówdzie brakowało jakiegoś kawałka albo wręczcałej kończyny.W jednym przypadku dłoń wtopiła się w udo, w innym przedramię zespoliło z klatkąpiersiową, przywodząc na myśl manipulację genetyczną szalonego naukowca bądz pozostałość popożarze w gabinecie figur woskowych.Archanioł pokręcił głową z rezygnacją.- Nie wygląda to przekonująco.- A właśnie, że jest idealnie - zaprzeczył Kłamca, otwierając torbę.Wyciągnął z niej garśćnadpalonych szmat, które jeszcze niedawno były koszulkami, spodniami, bielizną.Rzucił nimi wGabriela.- Ubierz w to, co się da.Jakieś większe kawałki nóg, korpusy i tak dalej.Potem wynieśtrzech koło drzwi wejściowych.Który to gospodarz?Archanioł przyglądał się przez chwilę zwłokom, po czym niepewnie wskazał na resztki Magusa.Loki skinął głową.- Więc niech będzie wśród tych trzech.Jednego wsadz na kibel, jednego tu przy schodach.Pozostali do salonu na kanapę.I daj tam też parę szklanek i ciasteczka.Niech się chłopcy rozerwą.- A co ty będziesz robił? - zapytał nieco zdezorientowany Gabriel.Kłamca raz jeszcze sięgnął dotorby i wyciągnął klucz francuski.- Sodomę i Gomorę, przyjacielu.* * *Staszek Wołoryński, przez kumpli zwany Stanem, miał właśnie swoje erotyczne pięć minut.Długie miesiące zajęło mu namówienie na ten wypad Kingi, sąsiadki z naprzeciwka, która wedługplotek rżnęła się już z każdym, prócz Stana właśnie.Potem obiecał przez dwa miesiące pomagać ojcuw warsztacie w zamian za samochód na jedną noc, a matce myć gary, jeśli da stówę.Dużo wyrzeczeńkosztowała go ta sprawa.Teraz jednak, czując drobną dłoń Kingi zaciśniętą na swym kutasie,stwierdził, że było warto.Jęknął.Dziewczyna uśmiechnęła się, ścisnęła trochę mocniej, a potem wsadziła głowę między jegonogi.I wtedy właśnie nastąpił wybuch.Przez chwilę oślepiony i ogłuszony Stan nie wiedział, co jest grane.Potem pojawiła się myśl, żeto pewnie boska kara i właśnie nie żyje.Spanikowany odepchnął od siebie równie oszołomionądziewczynę i wyskoczył z forda.Dopiero wtedy dostrzegł łunę za wzgórzem.Biegiem wrócił do51 / 94 Jakub wiek - Kłamcasamochodu.- Pali się chałupa Kolińskich! - wrzasnął i odpalił silnik.Ruszył w stronę miasteczka.* * *- No dobra - usiłował zrozumieć Gabriel.Jechali właśnie czarnym BMW autostradą na Kraków,daleko za sobą zostawiwszy maleńkie miasteczko z płonącym kowbojskim domkiem.-Ale ciągle niewiem, dlaczego właśnie w tym domu wybuch gazu nie powinien wzbudzać podejrzeń.- Toż właśnie ci tłumaczę.Swego czasu wszyscy tu czerpali gaz koksowniczy.Miał on to dosiebie, że sam uszczelniał rury smolistymi substancjami.Ale potem okazało się, że nie jest tosubstancja szczególnie bezpieczna czy dobrze pachnąca, nieważne.Grunt, że wymienili to wszystko nagaz ziemny, który prócz wszystkich swych zalet miał jedną poważną wadę.Był, nazwijmy to, suchy iwykruszał wszystko, co tamten uszczelnił.Oczywiście w wielu miejscach wraz z wymianą gazuwymieniono też całą instalację, ale takie stare domy jak owa hacjenda chyba by tego nie przeżyły.Wyciek był więc tylko kwestią czasu.Tak przynajmniej twierdził ten facet od gazu.Archanioł pokręcił głową z uznaniem.- Sprytne, ale nie obawiasz się, że ten gazownik pokojarzy fakty?- A myślisz, że dlaczego wyszliśmy tylnym wyjściem?- Coś ty mu zrobił? - Archanioł tak gwałtownie odwrócił się ku Kłamcy, że o mało nie straciłpanowania nad kierownicą.- Zawiadomiłem o wycieku.- Loki wzruszył ramionami.- I poczekałem z wybuchem, aż gośćsię zbliży.Czy to podchodzi pod nieumyślne?- Jesteś potworem!- Tak - zgodził się Kłamca.Sięgnął pod siedzenie i wyciągnął nadpaloną księgę.- I to sprytnym.Jak myślisz, ile da mi Michał za, powiedzmy, jakąś połowę jego listy?* * *Aniołom dobrze było w czerni.Loki krążył wokół zakapturzonych skrzydlatych postaci i zuśmiechem przyglądał się goszczącemu na ich twarzach speszeniu.W końcu Gabriel nie wytrzymał.- Jesteś pewien, że to zgodnie z zasadami?Kłamca nie zdążył odpowiedzieć.Za jego plecami rozległ się tubalny głos archanioła Michała.- A myślisz, Gabrielu, że ta wojna wciąż jeszcze ma jakieś zasady? Uważam, że pomysł Lokiegojest wręcz genialny.- Cieszę się - odparł bóg fałszu z uśmiechem.- Ale ten komplement nie zbije ceny.Głowąwskazał wyrysowaną na posadzce pięcioramienną gwiazdę.- Czas zająć miejsca - powiedział i ruszył w stronę ambonki.Coś się zmieniło.Pięć stojących za wierzchołkami pentagramu aniołów spoglądało niepewnie naboki.Michał z twarzą skrytą w mroku czarnego kaptura zajął pozycję obok Lokiego, ściskając w dłonipłonący miecz.Po chwili w kręgu pojawił się demon.Jego zamknięte oczy i wysunięty lubieżnie język mówiływyraznie, jaką przyjemność czerpał z przyzwania.Trwał tak w całości już zmaterializowany, a jegorogaty łeb kiwał się w ekstazie.Loki krytycznie obejrzał rycinę w księdze.- Niepodobny wcale - stwierdził.- To ten?Archanioł skinął głową i ruszył w stronę demona.Ten, słysząc głosy, otworzył oczy.i zamarł.Ostatnim jego widokiem była pozbawiona wyrazu twarz wodza zastępów Michała.Kłamca wykonałołówkiem haczyk w rogu strony i raz jeszcze przewertował księgę.- Działamy dalej, chłopaki - powiedział z uśmiechem.- Czeka nas jeszcze mnóstwo pracy.PRZEPOWIEDNIAPrzeddzień w Los AngelesLoki podniósł karty i westchnął w duchu.Zupełnie nie szło mu tego wieczora.Powiódłwzrokiem po gładkich twarzach pozostałych graczy.A miało być tak pięknie! W końcu anioły nie52 / 94 Jakub wiek - Kłamcapotrafią blefować.Z ich oczu zwykle czytał jak z otwartych ksiąg.Nie może być nic prostszego -myślał - niż ograć anioła w pokera i na parę piór.Dopiero po pół godziny spostrzegł, że przeoczył mały szczegół - oni czytają w myślach.Zanim nauczył się blokować swój umysł, minęło następne trzydzieści minut, a potem po prostumiał pecha.Tak się przynajmniej łudził, licząc, że fart wróci.- To jak, Loki? - zapytał zniecierpliwiony Araazel.- Grasz czy nie? Pamiętaj, że niektórzy z nasmają pracę.- Ty to nazywasz pracą? - prychnął Kłamca.- Leży sobie twój podopieczny w szpitalu i zasysakroplówy.Jedyne, co mu grozi, to nagły wzwód i tym samym niedokrwienie mózgu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl