, Cook Robin Dopuszczalne ryzyko (2) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Sądziłem, że zanim zakopiesz się w papierach, powinniśmy coś zrobić w kierunku uporządkowania domu.Masz cały miesiąc, żeby się tym zajmować.- Tu jest coś, co nawet tobie wyda się fascynujące - powiedziała Kim, puszczając jego uwagę mimo uszu.Ostrożnie otworzyła notatnik w miejscu, gdzie zapiski się kończyły.Podała go Edwardowi i wskazała ustęp, który ma przeczytać.Edward położył swoje plany na stoliku karcianym, przy którym siedziała Kim.W miarę czytania z jego twarzy stopniowo znikała a jej miejsce zajęło żywe zainteresowanie.- Masz rację - przytaknął skwapliwie.Podał notatnik Stantonowi.Kim ostrzegła ich, żeby obchodzili się z nim ostrożnie.- To byłby wspaniały wstęp do artykułu, który chcę napisać dla Science albo Nature na temat naukowego wyjaśnienia rzekomego opętania w Salem - powiedział Edward.- Po prostu idealny.Ona wręcz sama pisze o pieczeniu chleba z żyta.A te opisy halucynacji to strzał w dziesiątkę.Ten fragment pamiętnika plus wyniki spektrografii masowej jej mózgu zamykają sprawę.Wyjątkowo eleganckie.- Nie ma mowy o żadnych artykułach, dopóki sytuacja z patentem się nie wyklaruje - oznajmił Stanton.- Nie będziemy ryzykować tylko dlatego, że ty masz ochotę zabawić swoich kolegów ze świata nauki.- Oczywiście, że nie teraz - odparł Edward.- Za kogo ty mnie masz, za ekonomicznego analfabetę?- Ty to powiedziałeś, nie ja - podsumował Stanton.Kim zabrała mu pamiętnik i wskazała Edwardowi fragment, w którym Elizabeth pisała, jak uczyła dzieci robić lalki.Spytała, czy nie wydaje mu się znaczący.- Masz na myśli ewentualny związek z brakującym dowodem?Skinęła głową.- Trudno powiedzieć.Może i jest to trochę podejrzane.Ale wiesz co, jestem głodny jak wilk.A ty, Stanton? Miałbyś ochotę coś zjeść?- Zawsze mam ochotę coś zjeść - odpowiedział Stanton.- No to co, Kim? - spytał Edward.- Nie upitrasiłabyś nam czegoś? Stanton i ja mamy jeszcze mnóstwo roboty.- Nie jestem specjalnie przygotowana do podejmowania gości - powiedziała Kim.Nie odważyła się nawet jeszcze zajrzeć do kuchni.To zamów coś z dostawą - podsunął Edward.Zaczął rozkładać swoje plany.- Nie jesteśmy wybredni.- Mów za siebie - zaoponował Stanton.- Chyba mogłabym zrobić spaghetti - stwierdziła Kim, przepowiedziawszy sobie w myślach, co jej będzie potrzebne.Jedynym pomieszczeniem, w którym panował jaki taki porządek, była jadalnia; czyli dawna kuchnia sprzed remontu.Stół, krzesła i bufet były na miejscu.- Spaghetti będzie idealne - oświadczył Edward.Kazał Stantonowi przytrzymać plan i przycisnął rogi książkami.Kim z westchnieniem ulgi wsunęła się między czyściutkie, szeleszczące prześcieradła.Po raz pierwszy kładzie się spać w nowym domu.Pracowała nieprzerwanie, od chwili gdy zaczęła robić spaghetti, do momentu gdy pół godziny temu weszła pod prysznic.Naturalnie było jeszcze dużo do zrobienia, ale dom był z grubsza uporządkowany.Po wyjściu Stantona Edward pracował na równi z nią.Kim wzięła z nocnego stolika pamiętnik Elizabeth.Miała szczery zamiar czytać go w łóżku, ale gdy się położyła, do jej świadomości zaczęły docierać odgłosy nocy.Dominowała zdumiewająco głośna symfonia nocnych owadów i żab, mieszkańców pobliskich lasów, moczarów i pól.Stary dom skrzypiał łagodnie, wypromieniowując ciepło, które zgromadził w ciągu dnia.Wreszcie przez kwatery okien przenikały subtelne westchnienia podmuchu wiatru znad rzeki Danvers.Myśli Kim powoli przycichały, ale uprzytomniła sobie, że nieokreślony niepokój, który poczuła, gdy po południu przekroczyła próg domu, nadal jej towarzyszy.Był tylko zepchnięty na dalszy plan przez jej nieustającą gorączkową aktywność.Kim zdawała sobie sprawę, że na jej niewyraźne samopoczucie składa się kilka przyczyn, lecz jedna była oczywista; zaskakujące życzenie Edwarda, żeby sypiali osobno.Wprawdzie teraz rozumiała jego motywy lepiej niż wtedy, gdy problem wypłynął, lecz mimo wszystko była zmartwiona i rozczarowana.Odłożyła pamiętnik Elizabeth i wygramoliła się z łóżka.Sheba, która zdążyła już głęboko zasnąć, rzuciła jej wściekłe spojrzenie.Kim wsunęła stopy w kapcie i przeszła do sypialni Edwarda.Światło jeszcze się paliło, drzwi były lekko uchylone.Kim pchnęła je; powitało ją głębokie warczenie Bufora.Zacisnęła zęby; ten wstrętny kundel zaczynał ją denerwować.- Stało się coś? - spytał Edward.Leżał w łóżku w otoczeniu rozpostartych ze wszystkich stron planów laboratorium.- Tylko tyle, że tęsknię za tobą.Jesteś przekonany co do tego pomysłu, żebyśmy spali oddzielnie? Czuję się samotna i mówiąc oględnie, nie jest to zbyt romantyczne.Edward przywołał ją gestem.Uprzątnął plany z łóżka i poklepał jego krawędź, zachęcając ją w ten sposób, żeby usiadła.- Przepraszam - rzekł.- To wszystko moja wina.Przyjmuję na siebie całkowitą odpowiedzialność.Ale nadal uważam, że to w tej chwili najlepsze rozwiązanie.Jestem jak struna, która zaraz pęknie.Jak zauważyłaś, o mało nie wybuchnąłem przy Stantonie.Kim skinęła głową, lecz nie podniosła jej.Nadal pilnie obserwowała swoje dłonie splecione na kolanach.Edward ujął ją pod brodę i uniósł jej twarz.- W porządku? - spytał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl