, Jablonski Witold Dzieci Nocy 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Pozwól, że zastąpię kelnera.Selene uśmiechnęła się i skinęła głową.Nie mógł sięoprzeć wrażeniu, iż doskonale wiedziała, dlaczego tak mupilno do baru.Raz jeszcze miał okazję przekonać się, jak wielebzdurnych bajek opowiadali sobie w długie słonecznepopołudnia swietlaki i szaraczki o tiomnikach naczelnych.Choć stał się już prawdopodobnie stuprocentowymstrzygoniem, nadal doskonale, wbrew legendom, odbijałsię w lustrze.Brak odbicia byłby zresztą diabelnąniewygodą, a wiadomo przecież, że nocniki i nocniceprzywiązywały do elegancji wielką wagę.Chwilękontemplował swoją alabastrową, poznaczoną delikatnymiżyłkami twarz, intensywne spojrzenie żółtawych oczu,stworzoną do fraka wysmukłą sylwetkę.I dziwną,karminową plamę na czole, która powiększała się corazbardziej, przypominając teraz ślad po oparzeniu hostią.Ach, te stare transylwańskie legendy! Dotknął jej pazuremwskazującego palca i znów syknął z bólu.Coś się tamwykluwało pod skórą.Uznał, że na razie lepiej nie wiedziećco.Podczas gdy podziwiał swoją postać, mimochodem spostrzegł, że oplecione mądrymi pnączami, wbudowane wścianę lustro ma w prawej ramie niemal niewidoczną,pomysłowo ukrytą wśród secesyjnych gałązek klawiaturę zcyfrowymi i literowymi symbolami.Zapewne były to więcdrzwi wiodące do.- Miauuu! Fantastyczny gość!Obok podziwu Kola wyczuł także nieprzyjazną ironię.Zobaczył w lustrze stojącego za nim potężnego czarnegozwierzaka, prężącego z wyrazną dumą masywny grzbiet ipokazny, z pewnością w razie czego grozny ogon.Pyskmarszczył nieprzyjemnie, wąs stroszył zajadle.- Nazywasz się.? - spytał bezceremonialnie kocur.- A ty? - zrewanżował się równie bezpośrednioAzimow.- To właśnie główna zagadka wieczoru, mój książę -napuszył się tamten.- Słyszałem, że jesteś księciem.Detektyw zarejestrował kątem oka tańczącego wpobliżu Eliadego.Chłopak rzucił poplamioną i podartąrubaszkę.Skakał półnagi, chwilami unoszony w górędziesiątkami puszystych grzbietów i łap.Ocierało się oniego mnóstwo futrzastych stworzeń płci obojga.Eliadebył rozgrzany, upojony, jednym słowem szczęśliwy.I piękny.Prawdziwy Blond Valentino.- Na dodatek rosyjskim - syczał natrętny kot.- Więcjak mnie nazwiesz?- Oczywiście Behemot - odparł Kola na odczepnego.- Słuuusznie! - miauknął tamten przeciągle.- Rodakwielkiego Bułhakowa nie mógł odpowiedzieć inaczej.Niestety, odpowiedz jest błędna.Przegrał pan, drogiksiążę! -zakończył z triumfem.- Chyba jednak poznam właściwą odpowiedz? - podjąłAzimow z niejakim rozbawieniem, dając się wciągnąć wgrę.- Proszę mi dać ostatnią szansę.- Niestety, pierwsza odpowiedz się liczy - napuszył sięznowu kot.- Poza konkursem powiem ci, że mojegoimienia trzeba szukać na drugim krańcu Europy, jakbymnie nazwał.Nieważne, kto.Oto nagroda pocieszenia dlanaszego gracza! - obwieścił z triumfem.- Najwspanialszykot zamku Nieśmiertelnik nazywa się Miaugion!- Rzeczywiście, imię prześliczne - przytaknął Azimow.- I znajome.Gdzieś już czytałem o tobie.- A gdybyś miał lepszą pamięć - syknął złowieszczotamten - wiedziałbyś, że od Miaugiona lepiej się trzymać zdaleka.I od tajnych przejść. - Więc jednak - zawołał Kola - to lustro prowadzi do.- Poznania prawdy.Ale mam rozkaz strzec jej,zwłaszcza przed tobą.Książę rozumie?Głos Miaugiona nabrał cech groznego pomruku.Najeżony grzbiet i stwardniały jak pałka ogon dopełniałymarsowego wyglądu.- Rozumiem.Pamiętaj jednak, że nawet kot w butachprzechytrzył księcia tylko jeden raz.- Uważaj! - mruczał tamten, podchodząc coraz bliżej.- Mam dziewięć żywotów!- A ja chyba jestem nieśmiertelny jak twój pan.Nigdyjeszcze nie piłem kociej krwi.- I nigdy się nie napijesz - wrzasnął Miaugion,wysuwając spomiędzy imponujących, ostrych jak igły kłówróżowy języczek i błyskając wściekle prześlicznymizielonkawymi ślepiami.Spomiędzy poduszeczek przednichłap wysunęły się kocie pazurki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl