, Glen Cook Slodki srebrny blues 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie mają wśród siebie żadnych zawodowców i nie wiedzą, co to takiego mieszkanie Truposza.Sprytnie, Garrett.Przypomnij mi, żebym nie znalazł się nigdy po przeciwnej stronie.Jesteś tak śliski, że ślizgałbyś się pod górę.Spojrzałem na dwóch facetów na nabrzeżu i zamyśliłem się.- Powiedziałam ci, Garrett, że jadę z tobą - zagruchała Róża.tak jakby sama to wszystko zaplanowała.Szybko pozbyła się strachu.- To niech ci się dalej tak wydaje - odparłem obojętnie.- Proszę bardzo.Miałem zamiar poprosić mistrza Arbanosa, żeby wysadził je o jakieś trzy kilometry dalej, i nareszcie mieć święty spokój.Cholera! Ta Tionie jest bez litości!Mniej więcej w tej chwili Staruszek Tate pojawił się w doku, ale było już za późno na cokolwiek poza pożegnaniem.- Panie Arbanos, gdzie możemy przybić do brzegu, żeby wysadzić nasze panie? - zapytałem tak głośno, by Tate usłyszał tę informację.- Leifmold - odkrzyknął.Leifmold.Na drugim końcu wybrzeża.Nie ustąpi.Ogłuchł na wszelkie propozycje finansowe w tej dziedzinie.Ma reputację, rozkład jazdy i przypływ, i na pewno nie zechce ryzykować żadnej z tych rzeczy dla byle napiwku, który mógłbym mu zaofiarować.Kłóciłem się, a Róża chichotała złośliwie.Uśmiech Tionie był bardziej obiecujący.XVIIIJedyną wadą tego cholernego statku był brak intymności.Ledwie spróbujesz głaskania po rączce i dmuchania w uszko, a już masz na karku Dorisa albo Marshę, albo Dojanga, albo jakiegoś cholernego majtka, który w dodatku robi oczy jak spodki.Obaj z Morleyem omal nie dostaliśmy fioła od tego podglądania.Róża wykazywała wielką ochotę na przyjacielskie stosunki z moim kumplem.A on, rzecz jasna, miał naprawdę złote ręce.Domyślam się, że wcinanie jarzynek dobrze wpływa na to i owo.Leifmold nie znajduje się na drugim końcu świata.Przy pierwszej lepszej okazji zahaczyłem Morleya i zapytałem:- Jak się pozbędziemy tej parki?- Źle dobierasz słowa, Garrett.Ale i tak rozumiem twoją frustrację.Czy twój pryncypał ma w Leifmold zaufanych wspólników?- Nie wiem.- A dlaczego nie wiesz?- Nigdy nie miałem powodu, żeby pytać.- Niedobrze.Teraz musimy to wyczarować z dziewczyn.- Jego ton nie brzmiał zbyt optymistycznie.Róża zaczęła się śmiać, skoro tylko spróbowaliśmy z niej coś wyciągnąć.Tionie udawała, że nie słyszy.Obaj z Morleyem poszliśmy na rufę, żeby się pomartwić we dwóch.- Nic z tego, Garrett - burknął po chwili.- Aha - odmruknąłem.- Nie ma siły.- Aha.- Kiecki w Kantardzie.Gorsze niż trucizna, z tego co słyszałem.Jeśli zabierzemy tam kobiety, to tak, jakbyśmy już nie żyli.Mamy to jak na piśmie.- Wiem.Ale nie możemy ich tak po prostu porzucić.Spojrzał na mnie zezem i palnął:- Gdybym nie przypisywał twojego zachowania kiepskiej głowie do interesów, powiedziałbym, że jesteś zbyt romantyczny.Bagaż to bagaż.Żadna z nich nie siedzi na czymś wyjątkowym, czego inna kobieta nie ma.Na rzece panował spory tłok, ponieważ większość statków ruszyła wraz z odpływem.Były na pewno szybsze od Cekina Binkeya, ale jeden z nich, zwinny i luksusowy jacht, wydawał się jakby przywiązany na smyczy do naszej rufy.- Nie wiem, jak taki facet jak ty może mieć tyle szczęścia.Jacht miał żagiel w żółte i niebieskie pasy, był smukły i ażśmierdział bogactwem.A bogactwo oznacza siłę.Mógł nas wyprzedzić bez trudu, ale nie, wlókł się za nami.- One lubią, kiedy się je tak traktuje, Garrett.Jeśli nie traktujesz ich jak szczury, zaczynają myśleć, że są odpowiedzialne za to, co robią.Znasz kobiety.One nigdy się nie przyznają, że dostały kopa w tyłek, bo rozrabiały.- A może spróbujemy tak.jeśli mistrz Arbanos się zgodzi- No, słucham.- Zanim zawiniemy do portu, zwiążemy je.Mistrz Arbanos ukryje dziewczyny podczas załadunku i wyładunku, a potem zabierze z powrotem do TunFaire.Ot, jako część towaru.- Niegłupi pomysł.A kiedy już będziesz z nim rozmawiał, spytaj go o ten statek z żaglem w paski.A już zastanawiałem się, czy zauważył.Mistrz Arbanos zachował się zgodnie z moimi przewidywaniami.Dyktował przecież warunki, a ja znajdowałem się między młotem i kowadłem, i on o tym wiedział.Zapłaciłem.W końcu i tak wszystko szło na rachunek Tate'a.Zapytałem o jacht z pasiastym żaglem.Spojrzał na mnie jak na idiotę.- Przepraszam, zapomniałem, że jesteś szczurem lądowym.To Tajfun, osobisty statek Władcy Burzy Thunderheada.Wszyscy na rzece go znają.Pływa do Leifmold i z powrotem, obnosząc jego barwy.- Ojejejejej - mruknąłem.- Władca Burzy nigdy nie pływa nim osobiście.To tylko reklama.Właścicielką jachtu jest karthyjska dziwka o temperamencie i moralności kota dachowca.Miała już kłopoty ze wszystkimi, jak rzeka długa i szeroka.Niektórzy uważają, że na noc zwija żagiel w paski i podnosi czarny.- Co to znaczy?- Że na noc, kiedy nikt nie patrzy, zmienia się w rzecznego pirata.- To tylko plotki czy coś w tym jest?- Do licha, czy to nie moje zafajdane szczęście, żeby siedzieć na barce akurat wtedy, kiedy po rzece kręcą się piraci? Bogowie chyba wynajęli sobie specjalnego faceta, żeby mi komplikował życie.Kto wie? Oni są piratami, widziałem, jak odpływają.- I co? - Trzeba go było ciągnąć za język.- Nie pozostawiają świadków.Dlatego nie brałem nigdy ładunku, na który oni mogliby mieć ochotę.Wszystkie kółeczka, dźwigienki i przekładnie w moim mózgu pracowały na pełnych obrotach jak w zegarku.Zegarku, który się odrobinę spóźnia.Jaki rodzaj ładunku mógłby interesować pirata działającego na statku, który należy do jednego z Władców Burzy? O co w tym wszystkim chodzi? Srebro.Kochane sreberko.Paliwo do czarodziejskich motorków.Jeszcze jedna komplikacja? A do diabła, dlaczego nie? Ze wszystkich innych stron byłem chroniony.Podkarmiłem mistrza Arbanosa porządną porcją metalowego cukru.Zapewnił, że moje polecenia dotyczące kobiet zostaną wykonane.Damy będą traktowane jak królowe, a w powrotnej drodze dostarczone staremu Tate'owi do rąk własnych.Nie mogłem żądać niczego lepszego.* * *Załoga mistrza Arbanosa - wszyscy co do jednego jego krewniacy - zabrała się do dziewczyn na dobę przed osiągnięciem Leifmold.Przyłapali je we śnie.Co za język i przekleństwa! Nie do wiary! Spodziewałem się, że Róża nie będzie zbyt uprzejma, ale Tionie?! Zaklasyfikowałem ją wcześniej jako damę, przynajmniej częściowo.Okazało sig, że to ona wrzeszczała najgłośniej.Poza tym wszystko poszło gładko.Morze znajdowało się po naszej lewej ręce.Leifmold wspinało się na strome wzgórza po prawej jakiś kilometr od nas.Czekaliśmy, żeby wziąć pilota, który był konieczny, jeśli Cekin Binkeya miał przebrnąć przez zasadzki zastawione na bandytów Venageti.Morley rozwalił się na rufie.- Chodź tu - mruknął, leniwie przyzywając mnie gestem.Chrupał surowego kartofla wykradzionego z ładunku.Z widocznym wstrętem spojrzałem na bulwę.- Niezły, jeśli go leciutko posolić - powiedział Morley.- I zdrowy dla ciebie, bez wątpienia.- Jasne.Zerknij na nabrzeże.Zerknąłem.I zobaczyłem, o co mu chodziło.Pasiasty żagiel wchodził właśnie do doku.Minął nas nocą i dorwał pierwszego dostępnego pilota [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl