, Brust Steven Taltos 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To też była dobra szko-ła ostrożności i przetrwania.Wykonałem w tym czasie kilka zleceń, choć tylkojedna  robota miała związek z wojną, z tego co się orientuję.Nieodgadnioną tajemnicą było i pozostało dla mnie, gdzie się podziały za-robione w ten sposób pieniądze.Mój fach był dobrze płatny i powinienem staćsię bogaty.Fakt, mieszkałem w wygodnym i przestronnym mieszkaniu z błękit-no-białym dywanem i piecem w kuchni, ale nie kosztowało ono aż tak wiele.Jadałem dobrze, płaciłem słono za lekcje magii i szermierki, walczyłem też wyko-nanym na zamówienie i dostosowanym do wzrostu i uchwytu rapierem, co kosz-towało naprawdę uczciwie.Ale w sumie wydatki te nie stanowiły nawet połowymoich zarobków.Grywałem rzadko i ostrożnie, w przeciwieństwie do większościwspółpracowników, więc w ten sposób także nie traciłem zbyt wiele.Część wydatków miała nieco inny charakter, ale nie były znów aż tak wielkie.Na przykład poznałem dziewczynę ze Wschodu imieniem Jeanine.Byliśmy ra-zem z rok i przekonałem się, ile można stracić na rozrywkę, jeśli człowiek się dotego naprawdę przyłoży.Był też taki okres, w którym płaciłem słono za teleporty,i to po dwa-trzy dziennie.Trwało to ze dwa tygodnie.Powód był prosty i waż-ny  równocześnie widywałem się z Jeanine i Konstance, i nie miałem ochoty,by dowiedziały się nawzajem o swoim istnieniu.Musiałem z tym skończyć, gdyżpo takiej liczbie teleportacji byłem zbyt chory, by mieć z którejkolwiek z nichwiększy pożytek.To mogło mnie sporo kosztować  teleporty nie są tanie.No, ale nie aż tyle.I nadal nie mam pojęcia, gdzie się podziały te wszystkie pieniądze.* * *W pierwszym momencie wydało mi się, że wyszliśmy na zewnątrz.I w pewiensposób miałem rację, ale było to  zewnątrz , jakiego nigdy dotąd nie widziałemna własne oczy.Na ciemnogranatowym niebie lśniły jasno gwiazdy  takie jakiewidziałem oczami dziadka.Błyszczały wszędzie i było ich tak wiele.Stwierdziłem ze sporym zdziwieniem, że kark mnie boli od długiego zadzie-rania głowy.I że jest całkiem chłodno.A potem zauważyłem, że Morrolan nadalgapi się w górę. Morrolan!136  Zapomniałem już, jak wyglądają  powiedział cicho.Potem potrząsnął głową i rozejrzał się wokół.Prawie równocześnie zrobiłem to samo i obaj ujrzeliśmy siedzących na tro-nach Władców Sądu.Na wprost nas siedziało dwoje, reszta zaś na masywnym kręgu tronów, krze-seł, stołków czy innych urządzeń do siedzenia.Część ustawiła je blisko siebie,jakby w grupach, inni w parach lub trójkątach, a jeszcze inni siedzieli w sporymoddaleniu od pozostałych.Może pięćdziesiąt stóp przede mną usadowiło się cośmasywnego i zielonego.Morrolan ruszył ku niemu, a ja poszedłem za nim.Kiedy podeszliśmy bliżej, zauważyłem, że istota pokryta jest łuską i ma wiel-kie, głęboko osadzone oczy jasnozielonej barwy.Rozpoznałem Barlana i z trudemopanowałem nagłą, przemożną ochotę oddania mu hołdu na leżąco, czyli w naj-bardziej upokarzający sposób.Pojęcia nie mam, co mnie napadło.Obok niego siedziała postać wyglądająca prawie jak Dragaerianka, ubranaw szatę o zmieniających się barwach.Nosiła fryzurę przypominającą kunsztow-ną mgłę, a każdy z palców jej dłoni miał o jeden staw więcej niż powinien.Byłato Verra, Bogini Demonów moich przodków.Spojrzałem w prawo, spodziewającsię ujrzeć jej siostry, które według podań i innych świętych relacji miała.Myślę,że zobaczyłem je  i tę kryjącą się zawsze w cieniu, i tę o włosach płynącychjak woda.Odwróciłem wzrok, starając się nie patrzeć na nie, zapanowałem nadnagłym atakiem dreszczy i poszedłem za Morrolanem.Pozostałych na dobrą sprawę nie pamiętam.Utkwiło mi w pamięci tylkodwóch bogów  jeden odziany w płomienie, drugi migoczący, gdyż pojawiał sięi znikał w szybkim tempie.Nie znałem ich imion.Ilu było bogów, też nie jestemw stanie określić [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl