, Mc Auley Paul J Czterysta miliardow gwiazd (SCA 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W łagodnych promieniach wielkiego, zamglonego słońca wszystko było karminowe i cynobro­we, ale szybko przesuwające się światła reflektorów maszyny, jak iluminowane panele Dni i Nocy Ernsta, ukazywały fantastycznie porozszczepiane, pastelowo żółte i cyjanowe skały, kolumny po­przecinane żyłami lśniącego kwarcu i skalenia, oraz piaskowe wy­dmy połyskujące płytkami miki.W innym świetle ten świat mógłby być piękny, ale pod złowrogim okiem czerwonego karła był po prostu ponury.Nigdzie nie było widać śladu życia.Przekształcono go, owszem, ale tylko do pewnego stopnia.- Mniej niż godzina do celu - odezwał się Kilczer i zaraz dodał: - Widzi pani to, tam przed nami?Przemówił po dość długim milczeniu, przerywanym tylko krót­kimi meldunkami do transmitera, gdyż dotychczas Dorthy uparcie ignorowała podejmowane przez niego próby nawiązania rozmowy.Obwiniała go o zdrAda w tym samym stopniu co Andrewsa i czuła się osamotniona po rozważeniu i odrzuceniu nieśmiałej propozycji przymierza, z jaką wystąpiła pułkownik Chung.Trzymaj się z dala od wszystkiego, a nic cię nie zbruka.Wznieś się ponad drobne ludzkie sprawy, intrygi, sprzeczki, pamiętaj o milczącej kontempla­cji przesyconego światłem wszechświata.Teraz pochyliła się do przodu i ujrzała, że na horyzoncie wznosi się ciemna krawędź.- To jest ostoja?- Chyba jej skraj.- Kilczer ujął drążek jedną ręką, a drugą sięgnął wyżej i musnął palcami wskaźnik loranu.- Żólty jak pergamin - stwierdziła Dorthy.- Z zieloną gdzie­niegdzie cętką.- To Szekspir, prawda?- A już myślałam, że jestem jedyną osobą, która go czyta.- Na Nowej Rosji jest dość znany.Niekiedy nawet wystawia się jego sztuki.- Kilczer najwidoczniej spodziewał się, że Dorthy zapyta go teraz o Nową Rosję.Kiedy tego nie zrobiła, sam spytał retorycznie: - Dlaczego ktoś zechciał tu zamieszkać? Ta planeta jest gorsza, njż mój rodzinny świat.- Może już niedługo będę mogła panu odpowiedzieć - cierp­ko stwierdziła Dorthy.Kilczer wzruszył ramionami i udał, że jest zajęty sterami heli­koptera, który tak naprawdę kierował się sam.Nie trzeba było być empatą, by wyczuć chłodną niechęć dziewczyny.Dorlhy ponownie zajęła się obserwowaniem krajobrazu.Pusty­nia zaczęła ustępować krzaczastej roślinności - widziała z góry pozbawione liści krzewy o czarnych gałęziach, a te po jakimś czasie zastąpiła mizernie wyglądająca trawa (o ile była to trawa; światło czerwonego słońca barwiło ją na fioletowo i Dorthy widziała zieleń tylko tam, gdzie padały snopy świateł reflektorów).Jałowa otwarta przestrzeń przypominała jej rodzinne strony.Jednak nie chciała teraz o tym myśleć.Teren przed nimi wznosił się i poprzecinane jarami, porośnięte drzewami zbocza z wystającymi gdzieniegdzie skałami, znikały w chmurach.Silnik helikoptera zawył basowo, gdy maszyna uniosła się w strefy rzadszego powietrza, podążając z biegiem wąskiego i krętego wąwozu.Pomiędzy niskimi drzewami Dorthy zobaczyła stado wielkich stworzeń.Kilczer skierował helikopter w ich stronę, schodząc tak nisko, że gałęzie drzew zaczęły się giąć od podmuchu śmigła.Dorthy przez krótką chwilę patrzyła na kilka długowłosych stworów o rozmiarach słoni, kroczących jeden za drugim na krót­kich, muskularnych tylnych łapach i znacznie od nich dłuższych przednich.Zwierzęta miały długie, ruchliwe paszcze.Kilczer ze zdumieniem mruknął coś po rosyjsku i położył maszynę w ciasny skręt.Pasy wpiły się na chwilę w ramiona Dorthy, kiedy ponownie przelecieli nad dziwnymi stworzeniami.- Megatheria - wystękał niemal pozbawiony tchu Kilczer.Dorthy przechyliła się w bok, by lepiej widzieć.Przednie łapy stworzeń były uzbrojone w długie, przeciwstawne pary potężnych pazurów, które zmuszały te zwierzęta do opierania się na knykciach.Przez całą długość każdego kudłatego grzbietu ciągnął się szeroki, ciemny pas - ale pyski miały różowe i nieowłosione.- Megatheria - powtórzył Kilczer.- To nie może być nic innego.Tylko skąd.- Wie pan, co to za stwory?- Chyba tak.Gigantyczne leniwce żyjące na Ziemi jakieś mi­lion lat temu.- Pchnął drążek i maszyna nabrała szybkości, wzno­sząc się jednocześnie w górę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl