, Fowles John Mag (SCAN dal 900) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Byłem podobny żeglarzom Ulissesa; zamieniony w świnię musiałem się zachowywać zgodnie z moją nową osobowością.Po­darłem kartki.Prawdą było co innego: uległem czarom, choć było to absurdalne, chciałem zachować swobodę, aby móc im dalej ulegać.Choć raz konieczność prowadzenia lekcji przyniosła mi ulgę, pomogła przetrwać dzień.W środę wieczorem, kiedy po lekcjach wróciłem do pokoju, znalazłem na biurku liś­cik.Od razu rozpoznałem charakter pisma.List mówił: Cieszymy się, że zobaczymy cię w sobotę.Jeśli nie dasz znać, będą cię oczekiwał o zwykłej porze.Maurice Conchis.U góry widniała data: środa rano.Poczułem ogrom­ną ulgę; ogarnęła mnie fala podniecenia i nagle wszystko, co zdarzyło się w ciągu weekendu, wydało mi się może nie tyle usprawiedliwione, co wręcz konieczne.Miałem poprawiać wypracowania, ale nie mogłem usie­dzieć w domu.Poszedłem na grzbiet wzgórz stanowiący mój zwykły punkt obserwacyjny.Widziałem dach Bourani, południe wyspy, morze, góry, całą tę rzeczywistą stronę nierzeczywistości.Ale nie czułem, tak jak w poprzednim tygodniu, nieodpartej potrzeby zejścia na dół na przeszpiegi, przepełniało mnie uczucie pogodnego wyczekiwania.Należałem do nich, a oni do mnie.Kiedy wracałem uszczęśliwiony do szkoły, z bliżej nie znanych powodów przyszła mi znów na myśl Alison, tak jakbym nagle poczuł dla niej litość, że nie zna swego prawdziwego rywala.I impulsywnie, nim jeszcze zabrałem się do wypracowań, nabazgrałem do niej liścik.Allie, kochanie, nie można powiedzieć, komuś “postanawiam, że będę cię kochał”.Mam tysiąc powodów, dla których powi­nienem cię kochać, zresztą (jak próbowałem ci to wytłuma­czyć) na swój sposób, niewątpliwie skurwysyński, kocham cię.Na Parnasie było cudownie, proszę cię, nie uważaj, że był to dla mnie tylko seks, że kiedykolwiek będę w stanie o tym zapomnieć.Na litość boską, nie dajmy sobie tego wspomnie­nia odebrać.Rozumiem, że to koniec.Ale parę chwil nad tym jeziorkiem, żebyśmy mieli w życiu nie wiem ile przygód, pozostanie na zawsze czymś żywym.Liścik ten ulżył trochę memu sumieniu i wysłałem go nazajutrz rano.I tylko w ostatnim zdaniu dopuściłem się pewnej przesady.W sobotę już za dziesięć czwarta byłem przy bramie Bourani i zobaczyłem, że naprzeciwko mnie zmierza ścieżką Conchis.Miał na sobie czarną koszulę, długie szorty khaki, ciemnobrązowe buty i zielone wypłowiałe skarpety.Szedł takim krokiem, jakby się dokądś śpieszył, jakby chciał zniknąć z domu, nim nadejdę.Ale zobaczywszy mnie, uniósł do góry ramię.Obaj przystanęliśmy o jakieś sześć stóp od siebie.- O, Nicholas.- Hallo,Skinął leciutko głową.- Miałeś miłe wakacje?- Nieszczególnie.- Byłeś w Atenach?Z góry postanowiłem, co na to odpowiem.Mógł prze­cież dowiedzieć się od Hektora lub od Patarescu, że wy­jechałem na weekend.- Mojej przyjaciółce nie udało się przyjechać.Linia lotnicza wyznaczyła jej w ostatniej chwili inną trasę.- Aha.Bardzo przykre.Wzruszyłem ramionami i spojrzałem na niego.- Większość czasu spędziłem zastanawiając się, czy powinienem tu wrócić.Nigdy dotąd nie byłem hipnotyzo­wany.Uśmiechnął się, zrozumiał, o co mi naprawdę chodzi.- Tylko od ciebie zależy, czy przyjmiesz moje suge­stie, czy też je odrzucisz.Uśmiechając się blado w odpowiedzi przypomniałem sobie, że znów jestem w świecie, gdzie każde słowo ma bardzo wiele znaczeń.- Od tej strony jestem spokojny.- Nie ma innej.- Niezbyt życzliwie przyjął mój sce­ptyczny wzrok i dorzucił dość szorstko: - Jestem leka­rzem i obowiązuje mnie przysięga Hipokratesa.Gdybym zamierzał wypytywać cię o coś, kiedy znajdujesz się w stanie hipnozy, poprosiłbym cię najpierw o pozwolenie.Niezależnie od wszystkiego mijałoby się to z celem.Wie­lokrotnie już udowadniano, że pacjenci w stanie hipnozy kłamią jak najęci.- Wszystkie te ponure historie o hipnotyzerach, którzy zmuszają człowieka.- Hipnotyzer może zmusić każdego do jakichś niedo­rzecznych uczynków.Ale nie może wpłynąć na superego pacjenta.Zapewniam cię o tym najsolenniej.Parę sekund milczałem.- Wychodzi pan?- Cały dzień pisałem.Muszę się przejść.Ale miałem nadzieję, że cię spotkam.Ktoś czeka na ciebie z herbatą.- Jak mam się zachowywać?Obejrzał się w stroną niewidocznego domu, wziął mnie pod ramię i poprowadził z powrotem w stronę bramy.- Nasza pacjentka nie umie w tej chwili ukryć miesza­nych uczuć.Podniecenia, że cię znów zobaczy.I zawodu, że znam waszą tajemnicę.- Jaką?Spojrzał na mnie spod oka: - Badanie jej pod hipnozą stanowi cząstkę mojej kuracji [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl