,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.a sami chodźcie sobie, gdzie chcecie, ale starajcie się nie rzucać zbytnio w oczy.Skinąłem głową na znak przyjęcia dobrej rady.– Najtrudniejsze będzie znalezienie jedzenia.Słyszałem, jak Milo narzekał wczoraj w rozmowie z Domicjuszem na nowe ograniczenia racji żywnościowych.Każda porcja w każdym domu będzie jeszcze mniejsza.– Poza moją.Nie martw się o jedzenie, Gordianusie.Dopóki tu jestem, nie dam wam zginąć z głodu.– Doprawdy, Hieronimusie, nie wiem, jak ci.– To nie rób tego, Gordianusie.Nie ma potrzeby.Teraz jednak muszę was opuścić.Ma się odbyć jakaś nużąca ceremonia, którą kapłani Artemidy czują się w obowiązku odprawić tego ranka w domu pierwszego timouchosa.Pewnie ku czci tych, którzy zginęli wczoraj na morzu.Z jakiegoś nie znanego mi powodu mam się tam pojawić i sterczeć gdzieś na dalszym planie.– Odwrócił się, by odejść, ale coś sobie przypomniał.Sięgnął ręką do zawieszonego u pasa woreczka i rzekł: – Byłbym zapomniał.Macie tu dwa gotowane jajka, jeszcze nie obrane.Możecie je sobie zjeść na obiad.Problem jedzenia był rozwiązany, przynajmniej chwilowo.Pozostawała jednak kwestia swobody ruchów.Chodźcie sobie, gdzie chcecie, powiedział Hieronimus.Jak jednak mamy wyjść z domu i potem wrócić? Poprzedniego wieczoru weszliśmy na teren posesji Apollonidesa przez pilnie strzeżoną bramę.Trudno się spodziewać, że warta przepuści nas bez pozwolenia pierwszego timouchosa albo choćby bez okazania jakichś dokumentów.Skorzystałem więc z innej rady Ofiarowanego i odszukałem młodego niewolnika, który zaprowadził nas wczoraj na ucztę.Chłopak przyjął za pewnik, że jesteśmy gośćmi jego pana, i to znaczniejszymi.Po naszym akcencie domyślił się też, że nie jesteśmy miejscowymi i potrzebujemy przewodnika.Kiedy zapytałem go o najłatwiejszy sposób wychodzenia na ulicę, bez wahania wskazał furtkę dla niewolników znajdującą się w tylnej części muru pomiędzy kuchnią a magazynami.Furtka była pilnowana, ale nie przez zbrojnych; stał tam na posterunku stary niewolnik, który spędził na tym zajęciu większość życia.Był to prosty, gadatliwy człowiek, z którym dobrze się rozmawiało, choć z powodu braku uzębienia niełatwo go było zrozumieć.Musiałem często prosić go o powtórzenie jakiegoś słowa czy zdania, taktownie udając, że kiepsko znam grecki.Jak mi powiedział, straż przy głównej bramie była czymś nowym.Wystawiono ją dopiero w wyniku wczorajszego chaosu.W zwykłych okolicznościach willa pierwszego timouchosa nie wymaga większych środków bezpieczeństwa niż domy innych bogaczy, a może mniej; któryż złodziej ośmieliłby się okraść najważniejszego obywatela miasta?– Na ogół to najbezpieczniejszy dom w całej Massilii! – upierał się stary.– No, ale to nie znaczy, że możemy tu wpuszczać każdego, nie? Dlatego kiedy wrócisz, zastukaj do furtki w ten sposób.– Zademonstrował owo „hasło”, trzykrotnie kopiąc nogą w drzwi.– A zresztą, dajmy temu spokój.Krzyknij po prostu swoje imię.Zapamiętam je.Jest dziwne nawet jak na Rzymianina.Nigdy takiego nie słyszałem.A uważaj na siebie w mieście.Zaczynają się tam dziać różne rzeczy.Co masz takiego ważnego do załatwienia, że cię to wygania z bezpiecznego domu? Wiem, wiem, to nie mój interes.Dawus pierwszy wysunął się przez furtkę na biegnącą za murem wąską alejkę.Ruszyłem za nim, ale coś mi się przypomniało i odwróciłem się do odźwiernego.– Znasz chyba zięcia pierwszego timouchosa? – spytałem.– Młodego Zenona? Pewnie.Używa tego wejścia codziennie.Zawsze się spieszy, jakby nie umiał się poruszać inaczej niż biegiem.Tylko kiedy jest z żoną, zwalnia kroku i dostosowuje się do jej tempa.– Zeno wychodzi z Cydimachą do miasta?– Jej lekarz nalega, żeby jak najczęściej odbywała długie spacery, więc Zeno zawsze z nią idzie.To wzruszające, jak on się nią czule opiekuje.– Zauważyłem wczoraj, że trochę utyka.Ma to od dziecka?– Skądże! To bardzo sprawny młodzieniec.Jako chłopiec wygrał wyścigi w gimnazjum.– Ach, więc pewnie ucierpiał we wczorajszej bitwie?– Nie, nie, kuleje już jakiś czas.Już mu lepiej.– Kiedy mu się to przydarzyło?– Niech pomyślę.Ach, tak.To było tego dnia, kiedy ludzie Cezara próbowali zrobić wyłom taranem.Co za szalony dzień! Wszyscy biegali jak opętani.Zeno musiał odnieść kontuzję podczas służby na murach.– Na pewno – przytaknąłem i wyszedłem na uliczkę, by dołączyć do Dawusa, który czekał na mnie z wypisanym na twarzy zadowoleniem z siebie.Rozdział XIX– Dom Arausia? Niedaleko stąd.Skręć w tę ulicę w lewo.Po chwili dojdziesz do domu z niebieskimi drzwiami [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|