,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jest tak dobrym naśladowcą, że czasami całkowicie utożsamia się z rolą.Mówiła do siebie, nie do Kapitana-emeryta.Jemu już żadne wyjaśnienia nie były potrzebne.Wcześniej widywał już takie rzeczy.Panie zdobędą jednak wszystkie informacje, których nam potrzeba.Santaraksita namierzył je, oznaczył i teraz nasi ludzie właśnie je gromadzili.Tobo był zupełnie gdzie indziej, ciężko pracował.Jeden z jego przyjaciół-duchów udawał Shikhandini.Co w sumie oznaczało, że Śpioszka była znacznie lepiej przygotowana do kampanii, niźli przypuszczałem.Tyle się traci, leżąc do góry brzuchem.W kątach widmowe istoty poruszały się niestrudzenie.Na krawędzi mego pola widzenia trwała nerwowa krzątanina.I jak zawsze, gdy patrzyłem prosto, niczego nie byłem w stanie zobaczyć.Niemniej.Khang Phi zostało zdobyte.Niezwyciężona forteca mądrości padła, a jej obrońcy nawet o tym nie wiedzieli.Być może nigdy się nie dowiedzą - zakładając, że prawdziwa Shikhandini z powodzeniem zakończy prawdziwą misję zleconą Tobo przez Śpioszkę i Sahrę.Trudno sobie wyobrazić, że można porządnie się zadyszeć, schodząc na dół.Mnie się to udało.Schody ciągnęły się w nieskończoność, z pozoru znacznie dłuższe niż podczas drogi pod górę, pokonanej w znacznie bardziej leniwym tempie.Powoli zaczynały mnie chwytać skurcze.Idące z tyłu Sahra i Śpioszka od razu zaczęły śmiać się, szydzić i naciskać na mnie, jakby nie były prawie równie wiekowe.Przez większość czasu zastanawiałem się, co też mnie podkusiło, by tu przybyć.Byłem już za stary na te gierki.Kroniki nie muszą przecież odnotowywać wszystkich najdrobniejszych szczegółów.Mogłem je prowadzić na sposób Jednookiego: “Udali się do Khang Phi i zdobyli tam wszelką wiedzę, której potrzebowaliśmy do naprawienia bram cienia.”Nad nami jakiś dzwon zaśpiewał głębokim głosem.Nikt nie miał dość tchu, żeby to wyjaśnić, ale żadne wyjaśnienia nie były konieczne.Bito na alarm.Nasz błąd?A niby czyj? Chociaż nietrudno wyobrazić sobie scenariusz, w którym to Szereg Dziewięciu podjął próbę załatwienia trustu mózgów Kompanii.Nieważne.Powtarzałem sobie, że w Khang Phi obowiązuje zakaz noszenia broni.Że mnisi nienawidzą przemocy.Że zawsze najpierw ulegali sile, a potem uwodzili ją rozumem i mądrością.Tak.To musi zabrać trochę czasu.Jednak nie bardzo odzyskałem ducha.Zbyt długo zadawałem się z takimi facetami jak ja sam.Powietrze zaczęło szeptać i szeleścić, jakby powiał lekki wiatr w porze spadających liści.Dźwięk ten miał swe źródło w mglistych ciemnościach, daleko pod naszymi stopami.Wznosił się ku nam, potem ogarnął nas i umilkł, zanim na dobre zdołałem się wystraszyć.Odniosłem przelotne wrażenie, jakby mijały mnie dwuwymiarowe, czarne, przezroczyste kształty, którym towarzyszyło tchnienie chłodu i woń zastarzałej pleśni - a potem jesień odeszła, zmierzając ku przygodom czekającym daleko w górze.Miejscami schody biegły w zewnętrznym licu Khang Phi.W ścianach ziały otwory okien, z każdego z nich roztaczał się wspaniały widok na szarą mgłę.W szarości tej poruszały się kształty, zawsze nieokreślone.Niepotrzebny był mi jednak żaden szczególnie wyraźny widok, żebym wiedział, iż nie mam zamiaru zawierać bliższej znajomości z niczym, czemu nie przeszkadza tysiąc stóp mokrego powietrza pod łapkami.Kilka razy widziałem Shikhandini dryfującą w dół lub unoszącą się w górę pośród mgły.Raz zobaczyła, że jej się przyglądam.Zatrzymała się, uśmiechnęła i pomachała w delikatnym geście trzema szczupłymi palcami.Prawdziwemu Tobo nie brakowało żadnych palców.Kogo jednak nie widziałem podczas naszego zejścia, to bodaj jednego przedstawiciela wspólnoty zamieszkującej Khang Phi.Zapewne kiedy akurat przechodziliśmy, każdy miał coś ważnego do załatwienia.- Jak daleko jeszcze? - wydyszałem, myśląc, że zrzucenie wagi podczas rekonwalescencji było dobrym pomysłem.Nikt mi nie odpowiedział.Nikt nie chciał marnować oddechu.Okazało się, że kres drogi jest znacznie dalej, niźli miałem nadzieję.Tak jest zawsze, gdy się ucieka.Kiedy zataczając się, wybiegliśmy z nie strzeżonej Niższej Bramy, dziesięciopalca Shikhandini czekała już na nas przy koniach wraz z resztą bandy.Zwierzęta i eskorta gotowi byli do drogi.Wszystko, co powinniśmy zrobić, to wsiadać i ruszać.Tobo nie zrezygnuje z roli Shiki, póki nie dotrzemy do domu.Synowie Umarłych nie muszą wiedzieć, kto jest kim.Zwrócił się do matki:- Sri Santaraksita nie chciał iść.- Nie przypuszczałam, że zechce.W porządku [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|