, Murdelio Kaczkowski 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dlatego wierz mnie, że to wstyd i hańba wieczysta!.Niektórzy ludzie, którzy długo żyją naświecie i mieli dość czasu dać się z każdej strony poznać swoim sąsiadom i ziomkom i nabylidobrej sławy u nich, i ta sława ich niewzruszona stoi już lata i lat dziesiątki, tych dobregoimienia pewno że nie tak łatwo lada plotka się chwyci, lada potwarz splugawi, lada drobnezdarzenie nabawi wstydu  ale wiesz ty, że jeżeli niemałą sztuką jest umieć żyć na tymświecie, toż nierównie większą jest umieć umrzeć w samą porę.Ja tego nie umiałem i dlategojeszcze raz powtarzam, że wstyd i hańba wieczysta!.A kiedy nie wierzysz, to posłuchaj, cobędą gadać Litwini.Bo to u Mazurów świat inny i głowa inna, a niejedno złe, które tam jużod dawna stało się ciałem i zamieszkało, tutaj jeszcze za dziw nad dziwami uchodzi.I u wasto może byłoby nic, ale u nas wstyd i hańba wieczysta!.Ty bo może nie wiesz wszystkiego dodał dziadek po chwili  i dlatego tobie rzecz ta inaczej się wydaje; ty może nie wiesz. tuurwał dziadek i poglądnąwszy na mnie z góry, nagle zapytał: Czy zawsze stały jesteś w afektach dla Zosi? Zawsze i do śmierci, mój kochany jegomość, i mam nadzieję. No! więc ja ci to dawno już miałem powiedzieć, bo i należało się: więc wiesz ty, żeZuzia?. Wiem, wiem, panie dobrodzieju; ale tylko szczególnym przypadkiem dowiedziałem się otym. Ty przypadkiem  rzekł dziadek  a inni na prostej drodze.Więc widzisz, jakokolwiekbądz to się stało, winna ona czy nie winna, nie wstyd to i hańba wieczysta? Ja przed tą hańbąporzuciłem najukochańszą mi Litwę i uciekłem na Wołyń, i diabeł mnie tam wynalazł, iwygnał mnie stamtąd; z Wołynia uciekłem na Mazury, a w Mazurach nie tylko mnie starahańba znalazła, ale jeszcze nową przyprowadziła ze sobą i tak zamiast jednej aż przez dwietakie jędze wiedziony, powróciłem do ojczyzny mojej, do Litwy, która już zapomniała była ohańbie mojej, a pamiętała tylko starego Wita, który z chwałą reprezentował ją po cudzychwojnach, który przez lat tyle cześnikował swojemu powiatowi, który sto spraw osądził, stoprocesów wydarł sądom, stu nieprzyjaciół, zwaśnionych na wieki, pogodził ze sobą!.Imyślałem, że jeżeli mi kiedy Bóg da wrócić na Litwę, to mnie szlachta powita jak ojca, jakotowarzysza swych ojców i dziadów, i myślałem, że moje dobre imię, na które przez latkilkadziesiąt krwawym trudem pracowałem, będzie już dzisiaj wyższe nad niepoczciwe językii złośliwe rozumy i że choć teraz przed grobem zabłyśnie w należącej się jemu chwale.Myślałem, że choć jak ona lampa, która przez cały ciąg swego żywota, to tak, to owakświeciła, jednak przed zgaśnieniem jasnymi na wszystkie ściany zabłysła promieńmi.myślałem, że i ja tak zabłysnę.I prawda, wielu tu znalazłem przyjaciół, wiele czci, wieleposzanowania, wiele gotowości do pomożenia mi w tym nieszczęściu  ale dlaczegóż oni toczynią? Z litości! A czyż nie nędza to ostatnia, kto aż litości doświadczać musi?.Słuchajmnie, Nieczujo! Gdyby nie ona, gdyby nie to dziecko, które pomimo to wszystko, kocham jakdziecko jedyne, ja bym im za tę litość!.ale tak.co ma robić dziś stary? Kilka godzincodziennie z Bogiem, kilka ze samym sobą, a zresztą już tylko pić, pić i upić się, i przez oczymgłą obciągnięte patrzeć się na tych ludzi, którzy nigdy sprawiedliwymi nie byli w sądach inigdy nimi nie będą.Pij, Nieczujo!200 Ja piłem, ale dziwnie mi się jakoś zrobiło na sercu i duszy.Słowa one dziadkowe, które mijawnie wypowiedziały, jakim okiem pogląda szlachta na stolnikową, na matkęnajukochańszej mej Zosi, jakby gwózdz rozpalony zawierciły mi w mózgu.Wstyd i hańbawieczysta! jakimże okiem będzie poglądać na mnie ta szlachta oszmiańska? jakim okiemwspółziemianie i sąsiedzi, którzy się pewnie o wszystkim dowiedzą?.I lubo pewnie takgorąco kochałem Zosię, jak tylko który ze śmiertelnych kochać może kobietę, i lubowiedziałem w głębi, że cóż to dziecko winno obyczajom swej matki? jednakże tak się wtedyzachwiałem, że byłbym się miał za najszczęśliwszego, gdyby mnie kto był nagle w rokminiony przerzucił.Myśl ta tak mi zajęła duszę, jakiś żal łzawy tak mi osmucił serce, żesiedząc koło dziadka, głowę opuściłem na piersi i nie wiem jak długo tak przesiedziałem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl