, J.Chmielewska Skarby 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Nie zdążymy przelecieć, zanim co?— W żaden sposób, bo pień zacznie prędzej niż my Kamień już się nigdzie nie zaprze, sprawdziłem.— To co? Mam to tak trzymać do skończenia świata’— No nie… Czekaj, muszę pomyśleć…— Pcha mnie okropnie i już mi wszystko drętwieje.Pawełek spotniał na nowo.Rozpaczliwie spojrzał na psa z bezsensowną nadzieją, że może on coś wykombinuje.Chaber był ciągle trochę niespokojny i wciąż domagał się wyjścia ze szczeliny, ale już bez poprzednie gwałtowności.Na myśl, że wobec tego tamta okropność już się nie powtórzy, Pawełek doznał ulgi, zarazem jednak utwierdził się w przekonaniu, iż sam ją spowodował.Wygłosił zaklęcie i od razu zrobiło się coś takiego.Nie do wiary, co to za kraj jakiś niesamowity…Skupił się i zmusił umysł do działania mniej więcej logicznego.— Czekaj.Gdyby tu coś trzymało chociaż przez chwilę, moglibyśmy uciec…— Chabra wybij sobie z głowy od razu — przerwał: zimno Janeczka.— No coś ty…?! Czekaj… O rany, nie ruszaj się! Jakiś ciężar… Ile ty ważysz, bo zapomniałem?— Czterdzieści jeden kilo i dwadzieścia deko.Ale ja to muszę pchać do dołu, bo inaczej samo się pcha do góry.To co?— To tu trzeba zwalić więcej.Czekaj.Sto kilo.No, jakiś ciężar…— Kamienie — zaproponowała Janeczka.— Kamienie! Ale to musi być wielka kupa, żeby się nie porozsuwały… No nic, czekaj… Nawalę wielką kupę, tylko nie wiem… Czekaj, spróbuj potrzymać nie za sam koniec, tylko trochę wyżej.Dasz radę?Zlekceważona klasówka z fizyki sama mu nagle weszła do głowy i Pawełek poczuł, że niepojętym sposobem o dźwigniach wie wszystko.Stosunek długości ramienia do niezbędnej dla jego utrzymania siły jawił mu się jak na dłoni.Z przeraźliwą pewnością wiedział, że pół metra dalej Janeczka już pnia nie utrzyma.Janeczka ostrożnie spróbowała przesunąć ręce nieco wyżej, nadał leżąc brzuchem na pniu.Spróbowała oprzeć się tylko na rękach i pień drgnął mocniej.— Nie ruszaj się!!! — wrzasnął Pawełek, który bez mała już nie znał innych słów.— Czekaj, zwalę coś na koniec! Czekaj…Gorączkowo porwał z dna szczeliny wielki, z jednej strony płaski, odłupany od czegoś kamień i uniósł go z siłą, jakiej by nigdy w życiu po sobie samym nie oczekiwał.Kamień, rzecz jasna, od razu się z pnia zsunął.Pawełek zacisnął zęby i w ciągu kilku chwil skonstruował po obu stronach pnia podpórki.Zwalił na nie kamień.Podgarnął drobniejsze odłamki i zwalił na pień kolejny kamień.Przytrzymał pień i Janeczka z ulgą zmieniła pozycję.Usiadła na pniu tuż przed kamieniem.— Jeszcze mnie pcha — oznajmiła.— Ale już chyba słabiej.Pawełek pracował jak jeszcze nigdy w życiu.Kolejny kamień nie chciał się trzymać, trzeba było ułożyć cały, porządny stos, bez najmniejszego brakoróbstwa.Stękając znosił zewsząd głazy, które ledwo mógł udźwignąć.— I pośpiesz się z tym trochę, bo jak ojciec z matką przyjadą i zobaczą, co się tu dzieje, na krok się więcej nie będziemy mogli ruszyć — powiedziała nielitościwie jego siostra.* * *Ojciec z matką właśnie jechali.W momencie, kiedy pan Chabrowicz kończył ubijać transakcję z handlarzem i syn handlarza, zgodnie z obyczajem, podał na stół oranżadę i szklanki, wszyscy usłyszeli przeciągły, głuchy, przytłumiony ryk.Handlarz zbladł śmiertelnie, pani Krystyna, zdziwiona, spojrzała na męża.— O, do licha! — powiedział z zakłopotaniem pan Roman i pośpiesznie zagarnął ze stołu swoje pieniądze.— Co się stało? — spytała pani Krystyna i prawie od razu poczuła odpowiedź.Podłoga pod jej stopami zadrżała, wszystko zaczęło się trząść.Przez krótki moment pani Krystynie wydawało się, że dom wpadł w rezonans od jakiejś przejeżdżającej wielkiej ciężarówki, ale zaraz uświadomiła sobie, że tu obok nie ma żadnej szosy.Handlarz mieszka w środku zwyczajnego osiedla i wokół rozciągają się różne skwerki i małe uliczki.Stojące na stole szklanki lekko zadzwoniły o siebie.— Co to ma znaczyć? — spytała zaskoczona.— Co to jest?— Trzęsienie ziemi — odparł pan Roman smętnie.— Żartujesz…?!— Nie, naprawdę.Trzęsienie ziemi, daję ci słowo.— Ależ to okropnie głupie! — powiedziała pani Krystyna w lekkim oszołomieniu.— I długo to tak…?— Nie, już koniec…Szesnaście sekund, które ich dzieciom wydawały się szesnastoma wiekami, tutaj przebiegło znacznie szybciej.Pani Krystyna zdenerwowała się tylko dlatego, że spojrzała na handlarza i jego syna.Obaj byli szarzy na twarzach i widać było, jak z całej siły zaciskają zęby.Na zewnątrz zaczęły narastać jakieś krzyki.Pan Roman pożegnał się czym prędzej i wyszedł, za nim zaś wybiegł z domu handlarz z całą swoją rodziną.Dookoła budynków, na ulicach i placykach, było pełno ludzi i wszyscy krzyczeli.— Słuchaj, może będziesz uprzejmy i powiesz mi prawdę — zażądała trochę nerwowo pani Krystyna, wsiadając do samochodu.— Co się tu dzieje i co jeszcze ma być? Czy ja się mam zdenerwować?— Jeszcze nie wiem, ale za chwilę będę wiedział — odparł pan Roman i spojrzał na zegarek.— Jeżeli w ciągu paru minut nie będzie drugiego wstrząsu, to znaczy, że już koniec i następne trzęsienie ziemi odbędzie się dopiero za jakiś czas.— A jeżeli będzie drugi wstrząs?— Jeżeli po pierwszym wstrząsie następuje drugi, to potem zawsze jest trzeci, przy którym zaczyna się wszystko walić [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl