, Dick Philip K Trzy stygmaty Palmera Eldritcha 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie - odparł Palmer Eldritch.- Dałoby ci to pewne pojęcie, na co się tam natknąłem.To trójwymiarowe zdjęcia robione na czas, bardzo dobre.- Nie, dziękuję.- Znaleźliśmy tę strzałkę zaszytą w twoim języku - powie­dział Eldritch - i usunęliśmy ją.Jednak podejrzewamy, że możesz mieć coś jeszcze w zanadrzu.- Zadajecie sobie wiele trudu - powiedział Leo.- Więcej, niż na to zasługuję.- Przez te cztery lata na Proximie sporo się nauczyłem.Sześć lat podróży, cztery pobytu.Proxi zamierzają zaatako­wać Ziemię.- Żarty sobie stroisz - rzekł Leo.- Rozumiem twoją reakcję - powiedział Eldritch.- ONZ, a szczególnie Hepburn-Gilbert też tak zareagowali.Jednak to prawda.Nie w konwencjonalnym znaczeniu tego słowa, rzecz jasna, ale w głębszy bardziej wyrafinowany sposób, którego nie mogę pojąć, chociaż przebywałem wśród nich tak długo.To może być związane z ociepla­niem się klimatu Ziemi, o ile wiem.A może będzie jeszcze gorzej.- Porozmawiajmy o tych porostach, które przywiozłeś ze sobą.- Zdobyłem je nielegalnie; Proxi nic o tym nie wiedzieli.Oni też je stosują podczas orgii religijnych.Tak jak nasi Indianie używali meskaliny i peyotlu.Czy to dlatego chciałeś się ze mną widzieć?- Jasne.Wchodzisz mi w drogę.Wiem, że już utworzyłeś konkurencyjną korporację, prawda? Co za bzdura o Proxach atakujących Układ Słoneczny: to ty mi zagrażasz tym, co robisz.Nie możesz znaleźć jakiejś innej dziedziny handlu oprócz zestawów?Pokój zawirował mu przed oczami.Zalało go oślepiająco białe światło i Leo zamknął powieki.Jezu, pomyślał.I tak nie wierzę w tych Proxów; on po prostu usiłuje odwrócić naszą uwagę od tego, o co mu naprawdę chodzi.To jest jego strategia, moim zdaniem.Otworzył oczy i stwierdził, że siedzi na trawiastej skarpie.Obok jakaś dziewczynka bawiła się jo-jo.- Ta zabawka - powiedział Leo Bulero - cieszy się popularnością w układzie Proximy.Odkrył, że ręce i nogi ma wolne.Wstał niepewnie i poru­szył kończynami.- Jak masz na imię? - zapytał.- Monika - odparła dziewczynka.- Proxi - rzekł Leo - a przynajmniej ci humanoidalnego typu, noszą peruki i sztuczne szczęki.Chwycił za kosmyk puszystych blond włosów i pociągnął.- Auu! - wykrzyknęła dziewczynka.- Jesteś złym czło­wiekiem.Puścił ją.Cofnęła się nie przestając bawić się jo-jo i spoglądając na niego nieufnie.- Przepraszam - wymruczał.Te świetliste włosy były prawdziwe.Może nie znajdował się w układzie Proximy.W każdym razie, obojętnie gdzie był, Palmer Eldritch próbował mu coś powiedzieć.- Czy zamierzacie napaść na Ziemię? - zapytał Leo dziewczynkę.- Chcę powiedzieć, że nie wygląda mi na to.Czy Eldritch mógł się mylić? - zastanawiał się.Źle zrozumieć Proxów? Mimo wszystko, o ile wiedział, Palmer Eldritch nie ewoluował i nie posiadał potężnego, rozbudo­wanego umysłu będącego efektem Terapii E.- Moje jo-jo - powiedziało dziecko - jest zaczarowane.Mogę zrobić wszystko, co chcesz.Co byś chciał? Powiedz mi, wyglądasz na miłego człowieka.- Zaprowadź mnie do swojego wodza - powiedział.- To stary dowcip, nie zrozumiesz.Sprzed stu lat.Rozejrzał się wokół i nie dostrzegł żadnych śladów ludzkiej obecności, tylko trawiastą równinę.Za zimno na Ziemię, uświadomił sobie.Niebieskie niebo nad głową.Dobre powietrze, pomyślał.Gęste.- Czy współczujesz mi - zapytał - dlatego że Palmer Eldritch wpycha się na mój rynek, a kiedy mu się uda, będę zrujnowany? Muszę zawrzeć z nim jakąś umowę.Jednak wygląda na to, pomyślał posępnie, że nie uda mi się go zabić.- Tylko że nie mogę wymyślić żadnej umowy, którą on mógłby zaakceptować.Zdaje się, że trzyma wszystkie karty w ręku.Na przykład zobacz, jak mnie tu sprowadził.Nawet nie wiem, gdzie jestem.Co i tak nie ma znaczenia.Gdziekolwiek by to było, na pewno jest to miejsce kontrolowane przez Eldritcha.- Karty - powiedziało dziecko.- Mam talię kart w waliz­ce.Nie widział żadnej walizki.- Gdzie?Klęknąwszy dziewczynka dotknęła trawy tu i tam.Na­tychmiast fragment murawy rozsunął się bezszelestnie; mała sięgnęła do otworu i wyciągnęła walizeczkę.- Chowam ją tu - wyjaśniła - przed sponsorami.- Co to znaczy: „sponsorami”?- No, żeby tu być, musisz mieć sponsora.Każdy z nas go ma.Myślę, że oni płacą za wszystko, dopóki nie wyzdrowie­jemy.Wtedy możemy wracać do domu, jeżeli go mamy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl