, Wszystko dla pan Zola E 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Liczyła już lat trzydzieści pięć, chociaż przyznawała się tylko do dwudziestu dziewięciu, ibyła zrozpaczona, że Mouret jest od niej młodszy.Drżała, aby go nie utracić. Czy on wie, o co chodzi?  zapytał. Nie, sam pan opowie mu o całej sprawie  odpowiedziała przestając mówić do niego poimieniu.Przyglądała mu się, przekonana, że Mouret prosząc ją o poparcie barona z pewnością niedomyśla się, jakie stosunki łączyły ją z nim kiedyś, i że uważa ich za parę starych przyjaciół.On jednak nie puszczał jej ręki i czule powtarzał jej imię.Serce topniało w niej z tkliwości.W milczeniu podała mu usta i przycisnęła je mocno do jego warg, a pózniej szepnęła: Muszę już iść.Czekają na mnie.Wejdz zaraz za mną.Z wielkiego salonu dochodził stłumiony szmer głosów.Pani Desforges pchnęła drzwizostawiając je szeroko otwarte.Podała wachlarz jednej z czterech pań siedzących pośrodkusalonu. Znalazłam go nareszcie  powiedziała. Sama nie wiedziałam, gdzie go położyłam, ipokojówka nie mogła go odszukać. Następnie odwróciwszy się zawołała wesoło:  Niechpan będzie łaskaw wejść przez mały salonik, to będzie mniej ceremonialne.Mouret przywitał się z paniami; znał je wszystkie.Salon umeblowany był w stylu LudwikaXVI.Obite kwiecistym brokatem meble, złocone brązy i zielone rośliny w doniczkach mimowysokiego sufitu nadawały temu wnętrzu przytulność buduaru.Przez okna widać byłokasztany w Tuileriach, z których pazdziernikowy wiatr zmiatał liście. Ta koronka chantilly jest wcale niebrzydka  zawołała pani Bourdelais trzymając w rękuwachlarz.Pani Bourdelais była niską trzydziestoletnią blondynką o cienkim nosku i żywych oczach.Była koleżanką szkolną Henrietty Desforges i żoną zastępcy naczelnika wydziału wMinisterstwie Skarbu.Pochodziła ze starej mieszczańskiej rodziny i posiadała niezwykły darprowadzenia domu i wychowywania trojga dzieci w sposób energiczny, sprawny i zarazempraktyczny. Czy to możliwe, że zapłaciłaś za nią tylko dwadzieścia pięć franków?  ciągnęła dalej,51 uważnie oglądając każde oczko koronki z osobna. Gdzieś ty to kupiła? Mówisz, że ukoronczarki w Luc?.Tak, to doprawdy niedrogo.Ale musiałaś dać zrobić ten wachlarz. Naturalnie  odpowiedziała pani Desforges. Oprawa kosztuje mnie dwieście franków.Słysząc to pani Bourdelais zaczęta się śmiać.I to się nazywa okazja.Dwieście franków zazwykłą oprawę z kości słoniowej z monogramem.I taki wydatek dla kawałka koronki, naktórej kupnie zaoszczędziło się parę groszy.Takie same wachlarze można kupić jużoprawione po sto dwadzieścia franków.Wymieniła nawet nazwę firmy na ulicy Poissonniere.Wachlarz przechodził z rąk do rąk.Pani Guibal ledwo na niego spojrzała.Była to wysoka iszczupła kobieta o rudych włosach i zawsze jednakowo obojętnym wyrazie twarzy.W jejszarych oczach czaiły się pod maską sztucznego chłodu błyski zachłannego egoizmu.Nigdynie widywano jej w towarzystwie męża, znanego w Paryżu adwokata, który  jak mówiono wiódł, podobnie jak żona, nader swobodny żywot, pochłonięty pracą zawodową irozrywkami. Nie kupiłam chyba w życiu więcej niż dwa wachlarze  powiedziała stłumionym głosem,oddając koronkę pani de Boves. Otrzymuje się je przecież w prezencie przy każdej okazji.Hrabina odpowiedziała jej w sposób subtelnie ironiczny: Szczęśliwa jesteś, moja droga, że posiadasz tak szarmanckiego męża. I pochylając siędo swojej córki, wysokiej dwudziestoletniej panny, rzekła: Spójrz na ten monogram.Blanko.Jaka śliczna robota!.To dlatego oprawa kosztowałatak drogo.Pani de Boves przekroczyła już czterdziestkę, lecz mimo to zachowała wspaniałą postawębogini.Miała regularne rysy i duże, senne oczy.Mąż jej, generalny inspektor stadniny,poślubił ją dla jej urody.Zainteresowała się bardzo delikatnym wykonaniem monogramu, a wjej spojrzeniu błysnęła pożądliwość.Niespodziewanie zwróciła się do Moureta: Niechże nam pan powie swoje zdanie.Czy cena dwustu franków za oprawę jestdoprawdy zbyt wygórowana?Mouret stał pośrodku pięciu kobiet, udając zaciekawienie tym, co je interesowało.Wziąłdo ręki wachlarz i zaczął go oglądać.Miał właśnie zamiar powiedzieć coś na ten temat, gdysłużący otwierając drzwi zaanonsował: Pani Marty.Weszła chuda i brzydka kobieta o twarzy zeszpeconej ospą.Ubrana była z wyszukanąelegancją.Na pierwszy rzut oka trudno było określić jej wiek.Chwilami, gdy ogarniało jąpodniecenie, wyglądała na lat trzydzieści, a chwilami znów na czterdzieści; naprawdę miałatrzydzieści pięć.W prawej ręce trzymała czerwoną skórzaną torebkę.52  Droga pani Henrietto  powiedziała witając się z gospodynią  niech mi pani wybaczy,że wchodzę z tą torbą.Proszę sobie wyobrazić, że idąc do pani wstąpiłam do magazynu Wszystko dla Pań i znów popełniłam szaleństwo.Nie chciałam zostawiać tego w powozie,żeby mi nie skradziono. W tej chwili spostrzegła Moureta i śmiejąc się powiedziała: Zupełnie niechcący zrobiłam panu reklamę, nie wiedząc, że pan tutaj jest.Ma pan teraz wswoim magazynie naprawdę niezwykły wybór koronek.Przyjście pani Marty odwróciło uwagę obecnych od wachlarza.Mouret odłożył go nastoliczek.Zebrane kobiety paliła teraz ciekawość i chęć obejrzenia zakupów pani Marty [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl