, Quinn Julia Wszystkie nasze pocalunki 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znacznie bardziej niż matka i siostra Daniela, które, zdaniem Hugh, miały o wiele większe podstawy, by się na niego wściekać.Hugh odwrócił się.Lady Sarah stała zaledwie kilka stóp od niego, trzęsąc się zwściekłości.Zaciskała pięści i wysunęła podbródek w sposób przywodzący na myśl rozgniewane dziecko, które wdało się w absurdalną kłótnię, ale za wszelką cenę chce postawić na swoim.– Lady Saro – powiedział, siląc się na uprzejmość.Była kuzynką Daniela i mimowszystkiego, co wydarzyło się w ciągu ostatnich kilku minut, postanowił traktować ją z szacunkiem.– Nie zostaliśmy sobie oficjalnie przedstawieni.– Raczej nie potrzebujemy…– Niemniej jednak – przerwał jej, zanim zdążyła wygłosić kolejne melodramatyczne oświadczenie – wiem, kim pani jest.– Najwyraźniej nie – mruknęła.– Jest pani kuzynką lorda Winstead – stwierdził.– Znam panią z nazwiska, choć nie z wyglądu.Skinęła głową – to był jej pierwszy gest, który dało się uznać za uprzejmy.Również głos miała bardziej opanowany, kiedy się w końcu odezwała.Ale tylko odrobinę.– Nie powinien pan tu dzisiaj przychodzić.Milczał przez chwilę.– Znam Charlesa Dunwoody’ego od ponad dziesięciu lat.Chciałem mu pogratulować z okazji zaręczyn.Raczej nie zrobiło to na niej wrażenia.– Pańska obecność jest nadzwyczaj stresująca dla mojej ciotki i kuzynki.– I bardzo mi przykro z tego powodu – mówił szczerze i robił wszystko, co w jego mocy, by naprawić tę sytuację.Ale nie mógł o tym powiedzieć Smythe-Smithom, dopóki nie będzie pewien sukcesu.Byłoby okrucieństwem rozbudzać przedwcześnie nadzieje rodziny Daniela.A co być może ważniejsze, nie sądził, że przyjęliby go, gdyby złożył im wizytę.– Przykro panu? – spytała kpiąco lady Sarah.– Trudno mi w to uwierzyć.Znowu zamilkł.Nie chciał odpowiadać wybuchem na prowokację.Nigdy tego nie lubił, co czyniło jego zachowanie wobec Daniela tym bardziej irytujące.Gdyby nie pił, zachowałby się bardziej racjonalnie i nie doszłoby do tego wszystkiego.Nie stałby teraz tutaj, w ciemnym kącie domu rodziców Dunwoody’ego, w towarzystwie kobiety, która najwyraźniej odszukała go tylko po to, by zmieszać z błotem.– Może pani wierzyć, w co tylko zechce – odparł.Nie był jej winien żadnych wyjaśnień.Przez chwilę żadne z nich się nie odzywało, aż w końcu lady Sarah powiedziała:– One już wyszły, jeśli chce pan wiedzieć.Spojrzał na nią pytająco.– Ciocia Virginia i Honoria.Wyszły, kiedy tylko się zorientowały, że pan tu jest.Hugh nie miał pojęcia, co chciała przez to powiedzieć.Czy chodziło jej o to, żeby poczułsię winny? Może one wolałyby zostać na przyjęciu? A może to była raczej obelga? Może lady Sarah próbowała mu powiedzieć, że jest tak odpychający, iż jej rodzina nie była w stanie znieść jego obecności.Zatem nie odpowiedział.Wolał nie udzielić niewłaściwej odpowiedzi.A jednak coś nie dawało mu spokoju.Coś w rodzaju zagadki.Po prostu pytanie bez odpowiedzi, ale tak osobliwe, że musiał się dowiedzieć.Dlatego spytał:– Co pani miała na myśli, mówiąc wcześniej o czternastu mężczyznach?Usta lady Sarah wygięły się w ponury łuk.Może nawet bardziej niż ponury, jeśli to w ogóle możliwe.– Kiedy mnie pani zobaczyła – przypomniał, chociaż przypuszczał, że doskonalewiedziała, o co mu chodzi – powiedziała pani coś o czternastu mężczyznach.– To nic takiego – rzuciła lekceważąco, lecz jej spojrzenie przesunęło się nieznacznie w prawo.Kłamała.Albo była zakłopotana.A najprawdopodobniej jedno i drugie.– Czternaście to nie nic – wiedział, że jest pedantem, lecz ona już poddała jego cierpliwość wszelkim możliwym próbom z wyjątkiem matematycznych.14≠0, ale co ważniejsze– po co ludzie wspominają o czymś, o czym nie chcą dalej rozmawiać.Skoro nie zamierzała wyjaśnić tej cholernej uwagi, to byłoby lepiej, gdyby zachowała ją dla siebie.Usunęła się wyraźnie w bok.– Proszę – powiedziała.– Może pan iść.Nawet nie drgnął.Rozbudziła jego ciekawość, a niewiele było rzeczy na tym świecie bardziej nieustępliwych niż Hugh Prentice w obliczu pytania bez odpowiedzi.– Przez ostatnią godzinę starał się pan mnie stąd pozbyć – warknęła.– Pięć minut – uściślił.– I chociaż tęsknię za spokojem własnego domu, intryguje mnie sprawa pani czternastu mężczyzn.– Nie chodziło o moich czternastu mężczyzn – wycedziła.– Taką miałem nadzieję – mruknął.– Nie, żebym zamierzał panią oceniać – dodał.Tu szczęka jej opadła.– Proszę mi opowiedzieć o tych czternastu mężczyznach – zachęcił.– Powiedziałam już panu – upierała się, a jej policzki przybrały satysfakcjonujący odcień czerwieni.– To nic takiego.– Ale zaciekawiło mnie.Czternastu mężczyzn na kolacji? Na herbatce? Do drużynykrykieta za dużo, ale…– Proszę przestać! – nie wytrzymała.Przestał.I nawet uniósł brew.– Skoro musi pan wiedzieć – powiedziała głosem łamiącym się ze wściekłości –czternastu mężczyzn zaręczyło się w 1821 roku.Nastąpiła długa chwila ciszy.Hugh nie był nieinteligentny, lecz nie miał pojęcia, co to może mieć do rzeczy.– Czternastu mężczyzn zawarło związki małżeńskie? – spytał uprzejmie.Wpatrywała się w niego intensywnie.– Powiedziała pani, że czternastu mężczyzn się zaręczyło.– To nieistotne.– Przypuszczam, że dla nich raczej istotne.Miał nadzieję, że skończyli już z teatralnymi zachowaniami, lecz lady Sarah wydała cichy okrzyk frustracji.– Niczego pan nie rozumie! Och, na miłość… Czy pan w ogóle ma pojęcie, co zrobił? –spytała.– Podczas kiedy pan sobie siedzi spokojnie w wygodnym domu w Londynie…– Zamknij się – powiedział, choć sam nie był pewien, czy na głos.Chciał po prostu, żeby przestała.Przestała mówić, przestała się kłócić, przestała robić cokolwiek.Ona jednak zrobiła krok w jego stronę i patrząc na niego z nienawiścią, spytała:– Czy wie pan, ilu osobom zrujnował życie?Wziął głęboki oddech.Powietrza.Potrzebował powietrza.Nie chciał tego dłużej słuchać.Nie od niej.Dokładnie wiedział, ilu osobom zrujnował życie, ale ona do tych osób nie należała.Lady Sarah jednak nie rezygnowała.– Czy pan w ogóle nie ma sumienia? – syknęła.W końcu nie wytrzymał.Nawet nie myśląc o nodze, zrobił krok naprzód, aż znalazł się na tyle blisko, że mogła poczuć jego oddech.Samą furią swojej obecności, przyparł ją do ściany.– Wcale mnie pani nie zna – warknął.– Nie może pani wiedzieć, co myślę, co czuję, ani jakie piekło przechodzę każdego dnia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl