, Wolfe Gene Miecz Liktora (SCAN dal 1075) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oni jednak i bez tego wiedzieli chyba, iż niesłusznie nas oskarżają, ponieważ nie poczynili żadnych wrogich kroków, choć kiedy nasze wyspy zbliżyły się nocą do brzegu, słyszeliśmy płacz kobiet.W tamtych czasach pierwszy dzień po pełni księżyca był dniem targowym.Ci z nas, którzy chcieli, udawali się na brzeg po sól i noże.Kiedy nadszedł ten dzień, domyśliliśmy się, że ludzie z brzegu wiedzą już, co stało się z ich dziećmi i zwierzętami, ponieważ byli bardzo poważni i ciągle szeptali o czymś między sobą.Zapytaliśmy wówczas, dlaczego nie wezmą zamku szturmem, ale oni zabrali nam nasze dzieci, a także wielu mężczyzn i dużo kobiet, i przykuli ich łańcuchami przed drzwiami swoich domów, a niektórych pognali nawet do zamku i zo­stawili związanych przed bramą.Spytałem, jak długo trwała taka sytuacja.- Przez wiele lat.Czasem ludzie z lądu walczyli, ale najczęściej nie stawiali żadnego oporu.Dwa razy zjawili się żołnierze z południa, przysłani przed dumnych mieszkańców wysokich wież, które wznoszą się na południowym brzegu jeziora.Przez czas ich pobytu panował spokój, ale nikt nie wie, o czym rozmawiano w zamku.Odkąd został ukończony, jego budowniczy przestał pokazywać się ludziom na oczy.Starzec umilkł, jakby czekał na jakąś reakcję z mojej strony.Od­niosłem wrażenie - towarzyszy mi ono dość często podczas rozmów ze starymi ludźmi - że to, co usłyszałem, różni się znacznie od tego, co mówił, że w jego słowach kryje się mnóstwo aluzji, wskazówek oraz sugestii równie niewidzialnych dla mnie jak jego oddech, zupełnie jakby sam Czas stanął między nami i szerokimi połami szaty wycierał znaczną część tego, co zostało powiedziane.- Może nie żyje? - wymamrotałem wreszcie.- Teraz w zamku mieszka okrutny olbrzym, którego nikt jeszcze nie widział.Z najwyższym trudem powstrzymałem uśmiech cisnący mi się na usta.- A mimo to, jak się domyślam, jego niewidzialna obecność po­wstrzymuje ludzi z brzegu przed atakiem na zamek.- Pięć lat temu wtargnęli tam nocą.Było ich tylu co młodych łososi przy ciele topielca.Spalili zamek i wymordowali wszystkich, których tam zastali.- Czyżby więc walczyli z wami już tylko z przyzwyczajenia?Llibio pokręcił głową.- Tej wiosny, zaraz po stopieniu lodów, w zamku zjawili się mieszkańcy.Mieli ręce pełne podarunków - najrozmaitszych błys­kotek, a także broni, w tym także tej, którą pokonałeś tych, co cię uwięzili.Ciągle przybywają nowi, choć my, ludzie jeziora, nie wiemy, czy jako niewolnicy czy raczej jako panowie.- Z północy czy z południa?- Z nieba - odparł, wskazując w górę, na gwiazdy przyćmione majestatem słońca.Ja jednak pomyślałem, że chciał w ten sposób powiedzieć, iż goście przylatują ślizgaczami i nie pytałem dalej.Przez cały dzień na wyspę docierali kolejni ludzie jeziora.Wielu płynęło takimi samymi łodziami jak te, które ścigały łódź hetmana, ale byli i tacy, co przybywali na własnych wyspach, tak że wkrótce znaleźli­śmy się w samym środku ruchomego archipelagu.Nikt nie poprosił mnie wprost, abym poprowadził ich do szturmu na zamek, lecz w mia­rę jak wschodni horyzont odsuwał się od krawędzi słońca, stawało się dla mnie coraz bardziej jasne, że tego właśnie pragną, oni natomiast nabierali przekonania, iż uczynię zadość ich oczekiwaniom.O ile się nie mylę, w książkach zazwyczaj załatwia się takie sprawy płomiennymi mowami, ale rzeczywistość nie zawsze wygląda w ten sposób.Zaimpo­nowałem im swoim wzrostem i mieczem, Pia zaś powiedziała, że jestem przedstawicielem Autarchy, który przysłał mnie tu, bym ich oswobodził.- Choć to my cierpieliśmy najbardziej, ludzie z brzegu zdołali już raz zająć zamek, mimo że nie mieli przywódcy z południa.Nie wszys­tko, co wtedy spalili, zostało odbudowane - poinformował mnie Llibio.Poprosiłem go i jeszcze paru mężczyzn, żeby opowiedzieli mi o ukształtowaniu terenu wokół fortecy, a następnie powiedziałem, że zaatakujemy dopiero wówczas, kiedy ciemności zapewnią nam osłonę przed wzrokiem strażników na murach.Nie uznałem za stosowne wyjaśnić, iż chcę zaczekać na noc także dlatego, żeby utrudnić obroń­com celowanie; jeżeli pan zamku zdecydował się przekazać hetmanowi grzmiące pociski, to należało się spodziewać, że w swoim arsenale ma znacznie groźniejszą broń.Kiedy wreszcie wyruszyliśmy w drogę, miałem pod swoimi roz­kazami około stu wojowników, choć większość była uzbrojona jedynie w ościenie zakończone zaostrzonymi kawałkami foczych kości, pałki nabijane zębami zwierząt oraz noże.Mógłbym w tej chwili mile połech­tać własną próżność pisząc, że zdecydowałem się poprowadzić tę małą armię z poczucia obowiązku, a także dlatego, że poruszyła mnie niedola tych ludzi, ale byłaby to nieprawda.Do podjęcia decyzji nie przyczyniła się również obawa o to, co zrobią ze mną, jeśli odmówię, choć pode­jrzewałem, że jeśli nie udałoby mi się uczynić tego w sposób dyp­lomatyczny - na przykład ukazując im rzekome korzyści, jakie mog­liby odnieść powstrzymując się od walki - to czekałyby mnie ciężkie przeżycia.Prawda przedstawiała się w ten sposób, że odczuwałem wewnętrzny przymus jeszcze silniejszy od tego, jakiemu oni ulegali.Na szyi Llibia wisiała rybka wyrzeźbiona z zęba jakiegoś zwierzęcia; kiedy zapytałem go o nią, odparł, że to Oannes i zasłonił ją natychmiast ręką, abym nie sprofanował jej swoim wzrokiem.Zdawał sobie sprawę, że nie wierzę w Oannesa, który ponad wszelką wątpliwość był rybim bogiem tych ludzi.Istotnie, nie wierzyłem, ale wydawało mi się, iż wiem o nim wszys­tko, co najważniejsze.Wiedziałem na przykład, że mieszka w najgłęb­szej części jeziora, ale czasem pokazuje się na powierzchni, przeskakując z fali na falę podczas najsilniejszego sztormu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl