, Moorcock Michael Zemsta Rozy Sagi o Elryku Tom VI (SCAN dal 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Historie ich żywotów były odmienne, ale losy nader podobne.Powoli ruszyli dalej kamienną granią, z dołu zaś znów dobiegł ich złowrogi szum wody wyrzynającej sobie łożyska w zalegających dolinę śniegach.ROZDZIAŁ 5Aluzje tyczące wyższych sfer; jak to się układa międzypatronami a ich podopiecznymi; ofiara z szaleńca i nie tylko.Książę Gaynor Przeklęty przystanął na skalistym zboczu ostatniej góry i zerknął ponad granią na porośnięte mizerną trawą nieużytki po drugiej stronie i widniejący w oddali kolejny łańcuch górski.- Nic tylko góry i góry - powiedział.- Ale istnieje szansa, że to ostatnie, nadbrzeżne pasmo.Siostry nie mogą być daleko, a na stepie nie powinniśmy ich przeoczyć.Zjedli mizerne ostatki prowiantu, wciąż nie dostrzegając wkoło ani śladu żadnego zwierzęcia.- Zupełnie jakby ten ląd nigdy nie był zamieszkały -zauważył Esbern Snare.- Lub jakby życie wypędzono stąd ze szczętem.- Widywałem już takie miejsca - mruknął Elryk.- Podejrzana to sprawa i ponure rzeczy sugeruje, bo można by pomyśleć, że albo Ład zwyciężył ostatecznie w takich krainach, albo w skryty sposób rządzi nimi Chaos.Pozostali zgodzili się, że odnoszą podobne wrażenie, Gaynor zaś zdradzać zaczął coraz większe zniecierpliwię i usilnie nalegał, by jak najszybciej ruszać ku tym drugim górom.- Żeby tylko siostry nie wsiadły tam na jakiś statek -poganiał ich, ale Esbern, który nie czerpał sił życiowych ani z mocy nieczystych, ani ze smoczego jadu, był już solidnie głodny i zdradzać zaczął oznaki zmęczenia.Coraz częściej gładził na dodatek przytulony do piersi tobołek i Elrykowi zdawało się nawet raz i drugi, że słyszy z jego strony ciche zawodzenie i powarkiwanie, a gdy usiłował spojrzeć w oczy siwowłosego, dostrzegł w nich jedynie cierpienie.Nad ranem rozbili obóz, i wówczas okazało się, że Esbern Snare, Wilkołak Północy, zniknął gdzieś, ulegając najwyraźniej pokusie, która nie dość, że odebrała mu niegdyś nadzieję, to wciąż nie chciała go opuścić.Dwakroć zdawało się Elrykowi, że słyszy odległe, pełne żalu wycie, ale głos odbijał się echem od zboczy gór i nie sposób było ustalić kierunek, z którego dochodził.Potem zaległa cisza.Przez cały dzień i noc Gaynor i Elryk nie zamienili nawet słowa, maszerowali tylko niczym w transie ku górom.Następnego ranka stwierdzili jednak, że grunt podnosi się nieco, przechodząc w łagodne wzgórza, spomiędzy których sączy się z wolna stłumiony zgiełk mogący zwiastować osadę, a może nawet i spore miasto.Podniesiony na duchu Gaynor klepnął Elryka w ramię.- Już niedługo, Elryku - powiedział niemal radośnie.- Znajdziemy, czego szukamy.Albinos nic nie odpowiedział zastanawiając się, czy nie szukają przypadkiem tego samego, jeśli nie zawartości, to przynajmniej opakowania.To ostatnie znów skierowało jego myśli ku Róży i posmutniał.- Może powinniśmy powiedzieć sobie dokładnie, czego oczekujemy od trzech sióstr - mruknął Elryk.- Żeby nie było nieporozumień, jeśli faktycznie je tu spotkamy.Gaynor wzruszył ramionami i zwrócił hełm ku Elrykowi.Wyglądał na o wiele pogodniejszego niż jeszcze parę chwil temu.- Nie pożądamy tej samej rzeczy, Elryku z Melniboné, tego możesz być pewien.- Ja szukam pudełka z drewna różanego -wyjawił albinos.- A ja kwiatu - rzucił Gaynor.- Kwiatu, który kwitnie od początku Czasu.Byli już blisko szczytu wzgórza, gdy ziemia zatrzęsła się, omal nie zwalając ich z nóg.Huk powtórzył się, donośny, wibrujący, zupełnie jakby ktoś uderzał w gigantyczny gong.Elryk zakrył uszy, Gaynor opadł na jedno kolano, niczym przyciśnięty do ziemi gigantyczną dłonią.Dźwięk i wstrząsy powtórzyły się po dziesięciokroć, ale drgania i echa nie milkły, chwiejąc szczytami pobliskich gór.Mogąc wreszcie uczynić krok, podeszli na szczyt wzgórza, by po drugiej jego stronie ujrzeć osobliwą konstrukcję, przy czym obaj byli gotowi przysiąc na cokolwiek, że istnieje ona w tym miejscu dopiero od paru chwil, chociaż wyglądała nad wyraz solidnie.Była to skomplikowana maszyneria złożona z drewnianych legarów i monstrualnych kół zębatych, a wszystko to skrzypiało i jęczało, obracając się powoli, ale niewstrzymanie, pobłyskując metalowymi częściami z miedzi i brązu, srebrnymi drutami, lewarami i przeciwwagami układającymi się w osobliwe wzory i struktury.W środku zaś kręciły się tysiące ludzkich postaci przesuwających się po masywnych wspornikach, obracających dźwignie, chodzących w wielkich młynach kieratów, przenoszących piasek i wodę w cebrach, przemykających ostrożnie pomiędzy wyważonymi starannie sworzniami [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl