, Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal (3) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Rozmawiałem ze Sterlingiem z Londynu i z Menkowem z Moskwy.Możesz im przekazać, że Menkow spotkał się z rosyjskim odpowiednikiem Gale'a i wie mniej więcej tyle samo co my.Londyn do czasu mojej rozmowy ze Sterlingiem nie nawiązał jeszcze żadnego kontaktu.Możesz przekazać także, że mam zamiar rozmawiać z przywódcami innych krajów jeszcze dzisiaj.- A co z posiedzeniem gabinetu? Na pewno padnie takie pytanie.- W ciągu ostatnich kilku godzin spotykałem się z osobna z wszystkimi członkami gabinetu.Teraz, po raz pierwszy od chwili, gdy się to zaczęło, zostałem tutaj sam.Oczywiście, mam zamiar w najbliższym czasie uczestniczyć w posiedzeniu gabinetu.Czy to już wszystko, Steve?- Prawdopodobnie padnie jeszcze wiele innych pytań, ale chyba sobie poradzę.Nie potrafię przewidzieć wszystkiego, co zresztą bardzo ich cieszy.- Co myślisz o Gale'u, Steve? Chciałbym usłyszeć twoją opinię.- Trudno powiedzieć - odparł Wilson.- Raczej nie mam wyrobionego zdania.Nie umiem sobie wyobrazić, co mógłby zyskać, okłamując nas, a w każdym razie przedstawiając nam swoją wersję wydarzeń.Jakkolwiek na to patrzeć, ci ludzie znaleźli się w poważnych tarapatach i oczekują od nas pomocy.Możliwe, że ukrywają coś przed nami.Być może opowieść Gale'a nie jest do końca prawdziwa.Sądzę jednak, że nie kłamał.Jestem skłonny mu uwierzyć, chociaż sytuacja jest dość trudna do zaakceptowania.- Mam nadzieję, że się nie mylisz - powiedział prezydent.- W przeciwnym razie możemy wyjść na skończonych głupców.18.Limuzyna okrążyła kolisty placyk i zajechała przed fronton okazałej rezydencji, stojącej z dala od ulicy w otoczeniu kwiatów i drzew.Kiedy zatrzymała się przed portykiem, wyskoczył szofer i otworzył tylne drzwi.Ze środka, wspierając się na lasce, zaczął wysiadać starszy człowiek.Bezceremonialnie odsunął wyciągniętą mu do pomocy rękę szofera.- Potrafię jeszcze wysiąść z samochodu o własnych siłach - wysapał, gramoląc się z samochodu.Wysiadł w końcu i stanął chwiejnie na nogach.- Zaczekaj tu na mnie - dodał.- To może trochę potrwać, ale masz czekać.- Oczywiście, senatorze - odparł kierowca.- Te schody, sir.wyglądają na dość strome.- Zostań na miejscu - rzucił senator Andrew Oakes.- Siadaj za kierownicą.Kiedy nadejdzie taki dzień, że nie będę mógł wejść na schody, wrócę do domu i pozwolę, by ktoś młodszy zajął moje miejsce.Ale jeszcze nie teraz.- Zasapał się nieco.- Nie teraz.Może za rok lub dwa.Zobaczymy.Zależy od tego, jak będę się czuł.Powlókł się w stronę schodów, precyzyjnie wybierając na żwirowym podjeździe miejsca do oparcia laski.Wszedł na pierwszy stopień, postał tam przez chwilę, zanim uczynił następny krok.Przy każdym takim przystanku rozglądał się na lewo i prawo, jakby szukał kogoś, kto oceniłby jego wspinaczkę.Bezskutecznie jednak - w pobliżu nie było nikogo prócz szofera, który usiadł z powrotem za kierownicą i starał się nie patrzeć w stronę wkraczającego na schody mężczyzny.Kiedy senator stanął między kolumnami portyku, otworzyły się drzwi.- Cieszę się, że pana widzę, senatorze - rzekł Grant Wellington - ale niepotrzebnie zadawał pan sobie trud tej podróży.Mogłem przybyć do pana.Senator zatrzymał się przed gospodarzem i oparł ciężko na lasce.- Piękny dzień na przejażdżkę - powiedział.- Poza tym twierdził pan, że będzie sam.Wellington skinął głową.- Rodzina jest w Nowej Anglii, a służba ma dziś wolne.Będziemy zupełnie sami.- To świetnie.U mnie nigdy nie ma spokoju.Ciągle ktoś się kręci, telefony dzwonią bez przerwy.Tu będzie lepiej.Wszedł do środka.- Proszę na prawo - powiedział Wellington, zamykając drzwi.Starzec wkroczył do gabinetu, szurając nogami, przeszedł po dywanie i zapadł się w głęboki, miękko wyściełany fotel, stojący przy kominku [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl