,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dean zakląłgłośno. Harry, co się stało? Nie mam pojęcia.164Ron przyglądał się uważnie szatom Harry ego.Wszystkie kieszenie były wy-wrócone na lewą stronę. Ktoś tu czegoś szukał powiedział. Zginęło ci coś?Harry zaczął zbierać swoje rzeczy i wrzucać je do kufra.Dopiero kiedy wrzu-cił ostatni tom dzieł zebranych Lockharta, zdał sobie sprawę, czego brakuje. Nie ma dziennika Riddle a powiedział półgłosem Ronowi. Co?!Harry w milczeniu wskazał głową drzwi i obaj wyszli z dormitorium.Pobieglina dół, do pokoju wspólnego Gryffindoru, w którym było niewiele osób.Hermio-na siedziała samotnie, czytając książkę pod tytułem Starożytne runy wcale nie sątrudne.Była przerażona, kiedy usłyszała, co się stało. Ale.tylko któryś z Gryfonów mógł to zrobić.przecież nikt inny niezna naszego hasła. No właśnie powiedział Harry.Kiedy obudzili się następnego dnia, świeciło słońce i wiał lekki, odświeżającywietrzyk. Doskonałe warunki do quidditcha! zawołał z entuzjazmem Wood przystole Gryfonów, nakładając góry jajecznicy na talerze członków drużyny. Har-ry, wsuwaj, musisz się dobrze najeść!Harry spoglądał po twarzach zgromadzonych przy stole Gryfonów, zastana-wiając się, czy nowy właściciel dziennika Riddle a nie siedzi akurat naprzeciwniego.Hermiona nalegała, aby doniósł o rabunku, ale jemu ten pomysł nie bardzosię podobał.Musiałby opowiedzieć wszystko o dzienniku, co oznaczało, że całaszkoła dowiedziałaby się, dlaczego pięćdziesiąt lat temu wyrzucono Hagrida zeszkoły.Nie chciał być tym, który wywleka całą sprawę na nowo.Kiedy razem z Ronem i Hermioną opuścił Wielką Salę, aby pójść po swójsprzęt do quidditcha, na rosnącej liście jego zmartwień przybyła kolejna pozycja.Właśnie postawił stopę na marmurowych schodach, kiedy usłyszał ponownie: Tym razem zabić.rozedrzeć.rozerwać na strzępy.Krzyknął, a Ron i Hermioną odskoczyli od niego, przerażeni. Głos! zawołał, oglądając się przez ramię. Właśnie znowu go usłysza-łem.a wy nie?Ron potrząsnął głową; przyglądał się Harry emu rozszerzonymi oczami.Her-miona klasnęła się dłonią w czoło. Harry.chyba coś zrozumiałam! Muszę iść do biblioteki!I pobiegła po schodach. Co ona zrozumiała? zapytał Harry, wciąż rozglądając się i próbującustalić, skąd mógł dochodzić głos.165 W każdym razie więcej ode mnie odpowiedział Ron, kręcąc głową. Ale dlaczego musiała polecieć do biblioteki? Bo ona zawsze to robi powiedział Ron, wzruszając ramionami. Niepamiętasz? Kiedy masz jakieś wątpliwości, idz do biblioteki.Harry stał niezdecydowany, nasłuchując, czy głos odezwie się jeszcze raz, aleza jego plecami wybuchł gwar, bo wszyscy opuszczali już Wielką Salę i wymie-niali głośne uwagi na temat meczu. Lepiej się pospiesz mruknął Ron. Zbliża się jedenasta.Mecz.Harry popędził na wieżę Gryffindoru, wziął swojego Nimbusa Dwa Tysiącei wkrótce dołączył do wielkiego tłumu zdążającego łąkami w stronę stadionu, alemyślami wciąż był w zamku, a w uszach dzwięczał mu tamten głos.Kiedy znalazłsię w szatni i nałożył szkarłatną szatę, pocieszał się tylko tym, że teraz wszyscybędą na zewnątrz, by obserwować mecz.Drużyny wkroczyły na boisko wśród ogłuszających okrzyków.Oliver Woodzrobił krótką rozgrzewkę, oblatując bramki, pani Hooch uwolniła piłki.Puchoni,ubrani na żółto, stali w zbitej gromadce, po raz ostatni omawiając taktykę.Harry dosiadł już miotły, kiedy na boisko prawie wbiegła profesor McGona-gall z ogromnym purpurowym megafonem.Harry poczuł, że serce ciąży mu jak kamień. Mecz został odwołany! zawołała profesor McGonagall przez megafon.Widownia zawyła, rozległy się krzyki i gwizdy.Oliver Wood wylądował natrawie i biegł ku profesor McGonagall, nie zsiadając z miotły. Ale.pani profesor! krzyknął. Musimy zagrać.Puchar.Gryffindor.Profesor McGonagall nie zwróciła na niego uwagi i nadal wołała przez mega-fon: Wszyscy uczniowie mają wrócić do swoich pokojów wspólnych, gdzieczłonkowie kierownictwa szkoły podadzą im kolejne informacje.Proszę to zro-bić jak najszybciej!Potem opuściła megafon i gestem przywołała do siebie Harry ego. Potter, myślę, że będzie lepiej, jak pójdziesz ze mną.Zastanawiając się, co tym razem go czeka i czego McGonagall mogła się do-wiedzieć, Harry zobaczył, że Ron odrywa się od rozżalonego tłumu i biegnie w ichkierunku.Ruszyli w stronę zamku.Ku jego zdziwieniu, profesor McGonagall niesprzeciwiła się, by Ron im towarzyszył. Tak, Weasley, ty też chodz z nami.Niektórzy z otaczających ich uczniów nie kryli, co sądzą o odwołaniu me-czu, inni wyglądali na przestraszonych.Profesor McGonagall zaprowadziła ichdo zamku, a tam powiodła marmurowymi schodami na pierwsze piętro.Tym ra-zem nie zabrała ich jednak do któregoś z gabinetów profesorskich.166 Uprzedzam, że to może być dla was wstrząsem powiedziała zaskakującołagodnym tonem, kiedy zbliżyli się do skrzydła szpitalnego. Doszło do kolejnejnapaści.do kolejnego podwójnego ataku.Wnętrzności Harry ego wykonały gwałtowne salto.Profesor McGonagallotworzyła drzwi.Weszli do środka.Pani Pomfrey pochylała się nad wysoką dziewczyną z piątej klasy.Harry po-znał ją: była to owa Krukonka z długimi, kręcącymi się włosami, którą przypad-kowo zapytał o drogę do pokoju wspólnego Zlizgonów.A na sąsiednim łóżku. Hermiona! jęknął Ron.Hermiona leżała bez ruchu, oczy miała otwarte i szkliste. Znaleziono je w pobliżu biblioteki powiedziała profesor McGonagall. Może któryś z was potrafi mi to wyjaśnić? To leżało obok nich na podłodze.Pokazała im małe okrągłe lusterko.Harry i Ron pokręcili głowami, wciąż gapiąc się na Hermionę. Zaprowadzę was do waszej wieży oznajmiła profesor McGonagall po-nurym głosem. Zresztą i tak muszę przemówić do uczniów. Od dzisiaj wszyscy uczniowie wracają do pokojów wspólnych w swoichdomach przed szóstą wieczorem.Po tej godzinie nikomu nie wolno opuszczaćdomów.Na każdą lekcję będzie was prowadził nauczyciel.Z łazienki można ko-rzystać tylko w obecności nauczyciela.Odwołuje się wszystkie treningi i meczequidditcha.Nie będzie też żadnych zajęć wieczornych.Stłoczeni w pokoju wspólnym Gryfoni wysłuchali słów profesor McGonagallw głębokiej ciszy [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|