, Watt Evans Lawrence Niedoczarowany miecz (SCAN dal 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Była niemal ta­ka, jaką sobie wyobrażał cztery miesiące temu, kiedy zaznaczał kołkami swoje prawo do ziemi przy rozsta­jach.W oknach były okiennice, ponieważ nie zdobył do nich szyb, a meble były niedobrane i proste.Stoły zbito z desek, a za siedzenia krzeseł służyły płaty płótna z wojskowych namiotów, lecz szerokie kamienne palenisko, dębowa półka i białe otynko­wane ściany wyglądały właśnie tak, jak sobie wymarzył.Ogień płonął w palenisku, nie dopuszczając do wnętrza pomieszczenia jesiennego chłodu, a tuzin lamp oświetlał salon.Całą resztę gospody, każdy pokój na górze czy na dole zaję­to na noc.Nikt nie narzekał na noclegi czy na jedzenie, chociaż jedyne wino, jakie zdobył, smakowało obrzydliwie, a na razie nie miał jeszcze piwa.Najpopularniejszym napojem była woda rzeczna, przefiltrowana przez pięć warstw płótna - sytuacja nie­wyobrażalna w jakiejkolwiek przydrożnej gospodzie.Zastanawiał się, czy nie wykopać studni.Woda w rzece wy­dawała się wystarczająco bezpieczna i miała niezły smak przed i po filtrowaniu, ale nie ufał jej całkowicie.W górze rzeki było zbyt wielu ludzi, którzy mogli wyrzucać do wody odpadki, wy­lewać ścieki albo trucizny.Zdobycie piwa i porządnego wina było oczywiście ważniej­sze.Kilku swoich robotników budowlanych zatrudnił jako agen­tów i we wszystkie strony wysłał na poszukiwanie dostawców.Jeden został na stałe w Ethsharze Azrada - bez pensji, lecz z obietnicą trzech sztuk złota, jeśli znajdzie godnego zaufania dostawcę.To była przyzwoita suma, zwłaszcza teraz, kiedy ceny spadły do rozsądniejszego poziomu, choć wciąż były wyższe niż w czasie wojny.Pozostała piątka dostała pieniądze na wydatki i rozjechała się po całej Hegemonii Trzech Ethsharów, jak teraz ją nazywano, i po Małych Królestwach.Początkowe rezerwy pieniężne Valdera skończyły się już dawno, ponieważ płacił hojnie, aby zyskać na czasie.Lecz nim jeszcze gospodę przykrył dach, przy drzwiach już tłoczyli się chętni, by zapłacić za nocleg.Nie przewidywał żadnych kło­potów w zarabianiu na życie; bez trudu powinno mu też wystar­czyć na wszelkie udoskonalenia, jakie chciałby wprowadzić.Oczywiście, początkowy tłok na drodze nie trwał długo.W ciągu miesiąca od końca wojny rzeka podróżnych, ciągną­cych na południe do Ethsharu Azrada, zmieniła się w wąski strumyk.Jednak wtedy pełną falą ruszył exodus na północ, gdy nowo przybyli wreszcie się przekonali, że miasto nie jest krainą złota i nieograniczonych możliwości.To także minęło i Valder przeżył ciężki tydzień czy dwa, kie­dy interes w ogóle nie szedł.Wykorzystał to jako pretekst, by zwolnić połowę swych leniwych i przepłacanych pracowników.A potem jeszcze połowę.Na początku chciał mieć tylu ludzi, dla ilu tylko znajdzie pracę, ponieważ tempo budowy było waż­niejsze niż oszczędności, a przeciąganie kamieni z rzeki wyma­gało wielu robotników.Kiedy jednak stanęły ściany i dach, tem­po nie było już tak ważne, gdyż większość klientów chciała tylko schronić się przed deszczem i chłodem nocy.Sześćdzie­sięciu pracowników skuszonych perspektywą miedziaka dzien­nie, wody za darmo i jedzenia, jakie zdoła dla nich znaleźć, by­ło już niepotrzebnym wydatkiem.Był zadowolony, że pozbył się większości z nich.Człowiek nie potrzebuje specjalnych zalet charakteru czy inteligencji, by prze­ciągać kamienie z rzeki na budowę i układać je na miejscu.Dla­tego wziął wszystkich, którzy się zgłosili, gdy wykrzyczał swoją propozycję.Jednak praca wewnątrz gospody, przygotowanie me­bli i wyposażenia, wymagała pewnych zdolności, których więk­szość ludzi nie posiadała i nie potrafiła szybko opanować.Zatrzymał piętnastu, nawet jeśli to oznaczało, że musiał płacić więcej, niż zarabiał.Nie uległ pokusie i ustalił ceny dla klien­tów mniej więcej na poziomie z czasów wojny, a nie w absur­dalnych wysokościach, jakich żądano w Ethsharze Azrada pod­czas wielkiego zamieszania.Był przekonany, że ruch znowu wzrośnie, a dokończenie gospody okaże się opłacalne.Miał ra­cję.Uciekinierzy i wędrowni weterani nie przybywali już w wiel­kiej liczbie, choć wciąż kilku dryfowało tu i tam.Zaczęli się za to pojawiać kupcy i handlarze.Dowozili zapasy do miasta, wy­wozili towary.Od jednego z nich kupił paskudną ciecz, która udawała wino; płótno pochodziło od przedsiębiorczego młode­go eks-sierżanta, który kupił tanio setki starych namiotów, kie­dy opustoszały nadgraniczne obozy.Po kupcach nadeszli rolnicy, kierujący się na targowiska, i in­ni, szukający ziemi.Na razie było ich niewielu, a ich produkty niezbyt imponujące; dopiero planowali karierę, więc zwykle byli ubodzy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl