, Wagner Karl Pierscien Z Krwawnikiem (SCAN d 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sumiennie wysłał kuriera do Selonari, by poinformować Lorda Dribecka o tym tajemniczym działaniu magii.Ale w chwili, gdy goniec dotarł na miejsce, przyczyna nagłej budowy kanału nie była już tajemnicą.O szarej godzinie przed wschodem słońca Breimen obudziło się w kleszczach grozy.Pod osłoną mgły przedświtu dziwaczna flota odbiła od odbudowanych nabrzeży Arellarti, których kamienne mola po raz pierwszy od stuleci poznały pieszczotę głębokiej wody.Wśród błyszczących wałów ze spiętrzonego mułu i gnoju, poszarpanej roślinności i parującego błota, wzdłuż nadal ociekającej rany w brzuchu Kranor-Rill, flotylla posuwała się świeżo wyrwanym kanałem, otwierającym się na nieruchome wody południowego ramienia Neltoben, aż do głębszego północnego, ciągle wzburzonego od katastrofalnej zmiany kierunku prądu.Wypłynąwszy wreszcie na otwartą rzekę, dziwne statki pomknęły przez zgwałcony nurt z fantastyczną szybkością, ledwie ją zmniejszając, gdy opuściły spływ Neltoben i Macewen i skierowały się w górę rzeki Clasten.Okolica wzdłuż rzeki była dzikim pustkowiem, przerywanym tylko przez parę maleńkich osiedli, które przysiadły na brzegach jak wyschnięte strupy.Gęsta mgła zasłaniała koryto rzeki, księżyc w ostatniej kwadrze już zaszedł.Z wyjątkiem istot, do których należała noc, ludzie spali.Tak więc niewielu było takich, którzy ujrzeli przepływanie piekielnych statków spowitych w mgłę.Widać było jedynie niewyraźne kontury, niejasne mignięcia tam, gdzie nagłe porywy nocnego wiatru rozwiewały opary.To zaś, co można było zobaczyć, wystarczyło, by widzowie uciekali z brzegów poganiani strachem.Widmowa flota płynęła rzeką, a jej pokłady wypełniały diabły.Długie, błyszczące kadłuby ze srebrzystego metalu nadawały statkom kształty olbrzymich grotów włóczni, których ostre jak topór dzioby drżały w górze nad smukłymi zastrzałami.Strumienie piany płynęły wzdłuż płatów nośnych, połykane przez wirującą kipiel za rufami, gdzie ciche turbiny napędzały dwie niewidoczne śruby.Widmowe pokłady były otwarte, a ich płyty niosły na sobie ciężar trzydziestu i więcej potwornych pasażerów - niezgrabnych wojowników Rillyti w pełnych zbrojach bitewnych.Blisko dwadzieścia tych dziwacznych statków mknęło przez noc z szybkością przekraczającą galop najszybszego konia.Płynęły rzędem za czołowym, który sunął nurtem, nie powstrzymywany ani ciemnością, ani mgłą.Potężną męską sylwetkę w powiewającym płaszczu można było przelotnie dostrzec na dziobie prowadzącego statku.I tak zguba dosięgła Breimen.Strach szybko zastąpił zdumienie w oczach strażników, którzy sprawowali senną wartę nad breimeńskimi murami z kamienia i drewna.Z wirującej mgły wynurzyła się diabelska flota; srebrne płaty nośne zanurzyły się pod kadłubami, gdy dziwne statki zwolniły i wbiły swe obce dzioby w brzeg rzeki.Z ich pokładów wylały się hordy Rillytich, a ciszę przedświtu rozdarły dzikie ryki i grzmiące pluski, gdy stwory zeskakiwały przez burty.Gdy armia płazów zbliżała się do zaciemnionego miasta, gdzie pierwszy wrzask alarmu przerwał jego ludności sen, by pogrążyć ją w koszmarnym czuwaniu, mętnie zabłysły w powietrzu miecze z brązowego stopu.Przerażający widok oczekiwał zdesperowanych żołnierzy, pośpiesznie obsadzających mury miejskie.Otuleni mgłą jak widma z narkotycznego zwidu, żabiokształtni najeźdźcy człapali ku bramie nadrzecznej.Potężną belką zaryglowano zagrożone wrota, których grube bale zabezpieczały przed wszystkim, z wyjątkiem ciężkich machin oblężniczych - a najeźdźcy takich nie mieli.Łucznicy zmrużywszy oczy wypatrywali celów w ciemności i wypuszczali chaotycznie strzały w następujące szeregi.Na swych guzowatych ciałach błotne stwory niosły ciężkie pancerze i strzały trafiały z niewielkim skutkiem.Od nich zaś wzleciało na mury nieco zatrutych włóczni, zmuszając obrońców do skrycia się za osłonami.Ale ta broń lepiej nadawała się do pchnięć niż do celnych rzutów.Choć nie spodziewano się ataku, wieści o zdradzieckim spisku Kane'a stały się w ostatnich dniach tematem większości rozmów i powtarzano sobie barwne relacje o dokonanej przez niego rzezi ludzi Dribecka, o przerażających możliwościach jego magicznych sił.Dlatego też, pomimo początkowego przerażenia, żołnierze Breimen szykowali się do odparcia nieludzkiego najazdu.Łucznicy, trzymając strzały w gotowości, czujnie wypatrywali wśród mroku sylwetki Kane'a, którego śmierć przerwałaby szturm Rillytich.Ale mimo przeraźliwych opowieści, nikt nie był przygotowany na to, co ujrzano, gdy Kane wreszcie się pojawił.Na czele ataku ziemnowodnych stała płonąca postać - człekokształtne widmo, uformowane z żywej energii - a może człowiek zamknięty w drgającej zbroi przerażającego, zielonego ognia.Migocząca postać podeszła jak mściwy demon do bramy nadrzecznej, z armią oszalałych od żądzy krwi szatanów za plecami.Łucznicy posyłali strzałę za strzałą w lśniącą sylwetkę, stanowiącą w ciemnościach pewny cel.Ale nie powstrzymali jej złowieszczego marszu, choć trzaskające błyski na jej energetycznej powłoce dowodziły dokładności strzałów.Żołnierze popatrzyli na swą broń, by nabrać odwagi, rzucili okiem na ciężkie drewniane wrota - i czekali, aż stwory zaatakują mury.Ich oczekiwanie niedługo trwało.Ledwo zaalarmowani strażnicy zdążyli wybiec z koszar i dopaść murów, gdy dosięgnął ich koszmar.Demoniczna postać zatrzymała się przed barbakanem i wyciągnęła lewe ramię.Z ognistego koła na jego pięści trysnął płomień skrzącej się energii - lanca świetlna barwy szmaragdu nakrapianego szkarłatem.Gdy ten niezwykły piorun światła uderzył w barbakan, całą ścianę rozdarł wibrujący wstrząs.Wrota z poczerniałymi i roztrzaskanymi belkami zapadły się do środka, a żelazne zasuwy zmieniły się w rozżarzony do czerwoności żużel.Żołnierzy stojących obok rozwalonej bramy wybuch odrzucił do tyłu.Przez tlącą się wyrwę przypuścili szarżę Rillyti, wielkimi susami spadając na osłupiałych obrońców.Nim oszołomieni i przerażeni żołnierze pomyśleli, by powstrzymać ich atak, płazy były już pośród nich, siekąc morderczo złocistymi klingami i dźgając zatrutymi grotami bezładne szeregi.Nagły atak zaskoczył Breimen niemal nie przygotowane, a teraz Rillyti w szale bitewnym przebili sobie przejście do zaskoczonego miasta.Wobec tej krwiożerczej przemocy obrońcy cofali się prawie zdruzgotani.Gdy tylko błotne stwory zapewnią sobie swobodne wejście do Breimen, ciężki los obrońców stanie się beznadziejny.Z tą ponurą świadomością żołnierze bili się desperacko, by powstrzymać napór nieprzyjaciela [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl