, King Stephen Lsnienie 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jest się daleko odtych ludzi, którzy rzucają grozne spojrzenia i mówią, żeby się nie zgrywać alborobić to w innym mieście.Widziany z perspektywy rynsztoka jest to najpiękniej-szy wóz, jaki zdarzyło ci się oglądać, Lloyd, mój chłopcze.Cały udekorowanychorągiewkami, przed nim kroczy orkiestra dęta, z każdej strony idą trzy umun-durowane dziewczyny, kręcą batutami i pokazują ci majtki.Człowieku, musiszwlezć na ten wóz i odjechać od ochlapusów, którzy obciągają denaturat i wąchająwłasne rzygowiny, żeby znów się zalać, i wygrzebują z rynsztoka pety z resztątytoniu przy filtrze. Wychylił jeszcze dwie wyimaginowane szklanki i cisnął jeza siebie.Prawie słyszał, jak się roztrzaskują na podłodze.I niech to diabli, jeślinie zaczynał mieć rausza.To excedryna. Więc włazisz  powiedział Lloydowi i czyż nie jesteś szczęśliwy, że się tam znalazłeś? Mój Boże, tak, naturalnie.Ten wóz to największa i najlepsza platforma w całym pochodzie, a ludzie tworząszpaler, biją brawo, wznoszą okrzyki i machają, wszystko dla ciebie.Z wyjątkiempijaczków w trupa zalanych w rynsztoku.Ci faceci to byli kiedyś twoi przyjaciele,ale ten etap masz już za sobą.Uniósł pustą dłoń do ust i opróżnił kolejną szklankę  czwartą  zostałomu więc szesnaście.Szybko ich ubywa.Zachwiał się nieco na stołku.Niech pa-trzą, jeśli to ich skłoni do zejścia z wozu.Zróbcie zdjęcie, ludziska, będzie trwałodłużej. Potem zaczynasz dostrzegać różne rzeczy, Lloyd, mój chłopcze.Takie, ja-kich nie widziałeś z rynsztoka.Na przykład to, że platforma jest z nie heblowa-nych sosnowych desek, całkiem świeżych, jeszcze ociekających żywicą, i gdybyśzdjął buty, na pewno wbiłbyś sobie drzazgę.I że na wozie stoją tylko te długieławy z wysokimi oparciami, bez poduszek, na których można by usiąść, i że wła-ściwie są to ławki kościelne z porozkładanymi co jakieś pięć stóp śpiewnikami.I że w tych ławkach siedzą same płaskie jak decha babki w długich sukniachz odrobiną koronki przy kołnierzyku i z włosami upiętymi w koki, ściągnięty-mi tak mocno, że prawie słychać, jak te włosy krzyczą.A wszystkie twarze sąbezduszne, blade i lśniące.Kobiety śpiewają chórem. Zbierzmy się nad rzeką,piękną, piękną rzeeeką , z przodu zaś siedzi ta śmierdząca suka z włosami blond,gra na organach i każe im śpiewać głośniej, wciąż głośniej.Ktoś wciska ci śpiew-nik do rąk i mówi:  Zpiewaj, bracie.Jeśli chcesz zostać na tym wozie, musiszśpiewać rano, w południe i z wieczora.Zwłaszcza z wieczora.Właśnie wtedyzdajesz sobie sprawę, czym jest w istocie ten wóz, Lloyd.To kościół z zakratowa-nymi oknami, kościół dla kobiet, dla ciebie więzienie.Urwał.Lloyd zniknął.Co gorsza, nigdy go tu nie było.Nigdy nie było tudrinków.Tylko ludzie w lożach, uczestnicy balu kostiumowego.Jack słyszał nie-mal ich stłumiony śmiech, kiedy podnosili dłonie do ust i z okrutnymi błyskamiw oczach wskazywali na niego.214 Znów okręcił się na stołku. Zostawcie mnie.(w spokoju?)Wszystkie loże świeciły pustkami.Zmiech zamarł niczym szelest jesiennychliści.Jack przez krótką chwilę obserwował opustoszałą salę rozszerzonymi, po-ciemniałymi oczami.Pośrodku jego czoła dostrzegalnie pulsowała żyłka.Nara-stała w nim chłodna pewność, że traci rozum.Gwałtownie zapragnął chwycić są-siedni stołek, obrócić go do góry nogami i przelecieć z nim przez bar niby mściwatrąba powietrzna.Zamiast tego jednak z powrotem się okręcił i siedząc przodemdo kontuaru, zaryczał.Na tym sianieNiech się stanie,Na tym sianie połóż mnie.Ukazała mu się twarz Danny ego, nie ta normalna, żywa i czujna, z roziskrzo-nymi otwartymi oczami, lecz katatoniczna, trupia twarz obcego człowieka, z ocza-mi bez blasku, zmętniałymi, z ustami w niemowlęcy sposób zaciśniętymi na kciu-ku.Co on robi, dlaczego siedzi tu i gada do siebie jak naburmuszony nastolatek,gdy tymczasem jego syn przebywa gdzieś na górze i zachowuje się niczym lo-kator pokoju bez klamek, tak samo jak  według relacji Wally ego Hollisa zachowywał się Vix Stenger, zanim mężczyzni w białych kitlach przyszli zabraćgo z domu?(Ale nawet go nie tknąłem! Niech to diabli, ja tego nie zrobiłem!) Jack?  głos brzmiał niepewnie, lękliwie.Jack zaskoczony okręcił się na stołku i o mało z niego nie spadł.Wendy sta-ła tuż za drzwiami barowymi, kołysząc w ramionach Danny ego, podobnego dowoskowej kukiełki z teatrzyku grozy.We trójkę tworzyli żywy obraz, który bar-dzo silnie przemawiał do Jacka; ukazywali się tuż przed spuszczeniem kurtyny poakcie drugim jakiejś dawnej sztuki propagującej abstynencję, tak kiepsko wysta-wionej, że rekwizytor zapomniał pozapełniać półki w jaskini zepsucia. Nawet go nie tknąłem  powiedział ochryple Jack. Nie tknąłem go odtego dnia, kiedy złamałem mu rękę.Nie dałem mu nawet w skórę. Teraz nie chodzi o to, Jack.Chodzi o. Właśnie że chodzi!  krzyknął.Jedną pięścią tak mocno walnął w bar, żeaż podskoczyły puste miski po orzeszkach. Chodzi o to, do cholery, chodzi o to! Musimy zwiezć go na dół, Jack.On.Danny zaczął się poruszać w jej objęciach.Senna, pozbawiona wyrazu ma-ska, powlekająca jego twarz, zaczęła pękać niby skorupa lodowa na ukrytej pod215 spodem powierzchni.Wykrzywił usta, jakby poczuł w nich dziwny smak.Szerokorozwarł powieki.Uniósł ręce, jakby chcąc osłonić oczy, po czym znów je opuścił.Nagle zesztywniał.Grzbiet mu się wygiął tak silnie, że Wendy aż się zachwia-ła.I niespodziewanie rozwrzeszczał się na całe gardło.Szalone dzwięki wydoby-wały się z jego ust raz za razem, budziły echo.Krzyk zdawał się wypełniać pustyparter i powracać do nich niczym zwiastun śmierci.Jakby stu Dannych darło sięrównocześnie. Jack!  zawołała przerażona. O Boże, Jack, co mu jest?Jack zsunął się ze stołka, zdrętwiały od pasa w dół, przestraszony jak jeszczenigdy w życiu.W jaką to dziurę jego syn wetknął palec? W jakie ciemne gniazdo?I co go użądliło? Danny!  ryknął. Danny!Danny go dostrzegł.Wyrwał się z objęć matki z nagłą siłą, tak wielką, żeWendy nie zdołała go utrzymać.Zatoczyła się na jedną z lóż i o mało nie wpadłado środka. Tato!  wrzeszczał Danny i podbiegł do Jacka z przerażeniem w ogrom-nych oczach. Och, tato, tato, to była ona.Ona! Ona! Ona, taaaato [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl