, Andre Norton Klucz spoza czasu (2) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ross postanowił w końcu posłużyć się tą bronią, skoro nie miał innej pod ręką.- Ty.- Tułacz jako pierwszy przerwał ciszę.- Ty nie jesteś Foanna.- Zamilkł, jakby w oczekiwaniu na jakąkolwiek odpo­wiedź.Ross wybrał jednak milczenie.- Nie, ty nie jesteś Foanna, nie należysz też do tej hołoty z wybrzeża.- Znowu pauza.- Zaraz sprawdzimy, co za ryba wpadła w sieci Torgula.Dawać no tu linę! - zawołał do góry.- Wyciągniemy tę rybkę i jego kamrata.Rossa i Loketha wydobyto na górny pokład i ciśnięto w sam środek zgromadzonych tłumnie żeglarzy.Leżącego tubylca na ra­zie zignorowano.Agenta, na skinienie kapitana, postawiono na nogi.Miał nareszcie okazję przyjrzeć się swoim więzom: szare powro­zy, skurczone i cuchnące, trzymały nadal mocno, chociaż po raz któryś z kolei spróbował wyswobodzić ręce.- Hejże! - wyszczerzył zęby kapitan.- Rybce nie w smak na­sza sieć! Masz zęby, rybo.Użyj ich, przegryź się na wolność!W odpowiedzi na to łagodne szyderstwo załoga wydała po­mruk zadowolenia.Ross doszedł do wniosku, że to najlepsza pora do kontrataku.- Widzę, że nie zbliżacie się zbyt blisko do tych zębów! - Wy­myślił najbardziej zaczepną odpowiedź, na jaką pozwalała mu ogra­niczona znajomość hawaikańskiego języka.Na krótko zaległo milczenie, a potem kapitan klasnął w dło­nie, co zabrzmiało w ciszy jak eksplozja.-A więc masz zamiar użyć zębów, rybo? - zapytał, a w jego tonie czaiła się groźba.Kierowany ślepą wściekłością Ross zrobił następny krok.Miał wrażenie - jak zwykle, kiedy popadał w tarapaty - że z jakiegoś ukrytego w nim głęboko miejsca, siedziby determinacji i odwa­gi, wydobywają się właściwe słowa, wybrane spośród wielu moż­liwych.Przez moment był w rozterce, czy powinien potraktować dosłownie pytanie Tułacza, ale zaraz rozsunął wargi, odsłaniając zęby.- Na kim z was mam je wypróbować?- Vistur! Vistur! - krzyknęło kilka głosów.Jeden z członków załogi postąpił dwa kroki do przodu.Był, podobnie jak Torgul, wysoki i mocno zbudowany, mięśnie prężyły się na długich kończynach.Sieć blizn pokrywała przedramiona, obok szczęki biegła długa szrama.Wyglądał na zabijakę i był nim zapewne, skoro wybrali go równie jak on zaprawieni w bojach i nie­bezpieczni ludzie.- Chcesz, by Vistur sprawdził, ile jest warte twoje słowo, rybo? - W pytaniu kapitana zabrzmiała oficjalna nuta, jakby od­prawiał nieznany ceremoniał.- Pod warunkiem, że spotka się ze mną jak stoi, bez żadnej broni - odparował Ross.Zauważył zmianę w reakcjach załogi.Ten i ów jeszcze pokpiwał albo miotał pogróżki, ale niektórzy, a wśród nich Torgul, umil­kli i teraz patrzyli na niego uważnie.Vistur parsknął śmiechem.- Dobrze powiedziane, rybo.Niech i tak będzie.Torgul wysunął w stronę Rossa otwartą dłoń, na której leżał niewielkich rozmiarów przedmiot, niezbyt dobrze widoczny z da­leka.Czyżby nowa broń? Kapitan nie zamierzał jednak dotykać nim więźnia, ręka nakreśliła w powietrzu jakiś dziwny znak.- Nie ma żadnej niedozwolonej magii - obwieścił na koniec kapitan.Vistur skinął głową.- Zatem to nie Foanna.A szczury lądowe nie napawają mnie strachem.W końcu jestem Vistur!Znowu rozległy się entuzjastyczne okrzyki.W prostym stwier­dzeniu przebijała większa pewność siebie niż w jakiejkolwiek słow­nej przechwałce.- A ja jestem Ross Murdock! - zakomunikował Ziemianin nie mniej hardym tonem.- Czy ryby pływają ze związanymi płetwa­mi? A może Vistur boi się walczyć z jedną wolną rybą?Ta drwiąca uwaga przyniosła oczekiwany skutek.Więzy, roz­cięte na plecach, opadły z chrzęstem na ziemię niczym zwiędłe, bezużyteczne pnącza.Ross rozprostował ramiona.Na szczęście sznury nie zatamowały obiegu krwi.Ziemianin był gotów stawić czoło Visturowi.Nie wątpił, że zawodnik Tułaczy jest niezwykle groźnym przeciwnikiem, ale przecież nie miał okazji uczestniczyć w treningu agentów.Rossowi wpojono dawno temu każdą sztukę walki wręcz, jaką znano na Ziemi.Jego dłonie i stopy mogły stać się równie śmiercionośną bronią, jak haczykowate miecze czy pi­stolety - zakładając, że zbliży się na dostateczną odległość, aby mógł ich prawidłowo użyć.Vistur odpiął pas z bronią, a gdy odłożył na bok hełm, ukazały się włosy splecione w warkocz, tak skręcony na czubku głowy, by tworzył swoistą wyściółkę dla wąskiego hełmu.Teraz wojownik zdjął zbroję - zdarł ją właściwie, chwytając za dolny brzeg łuskowatego okrycia i ściągając go przez głowę, jak się ściąga sweter.Kiedy stanął naprzeciwko Ziemianina, miał na sobie niewiele wię­cej niż Ross, ubrany tylko w kąpielówki, bo odrzucił pas i skrzelopak.Wstąpił w środek kręgu, jaki uformowała załoga.Silne świa­tło spłynęło z góry, chyba z głównego masztu, pozwalając mu dobrze przypatrzyć się przeciwnikowi.Piraci zagrzewali do szybkiej rozprawy z lekkomyślnym śmiał­kiem, wykrzykiwali wskazówki i słowa zachęty [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl