, Uroki zycia Zeromski 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Już ta sprawa z jego rąk przechodzi w inne, wzgoła inne, że tamci już są na tropie.Wobec tego obecny casus on może jeszcze ogar-nąć rękoma, lecz za nic już nie ręczy i stanowczo umywa ręce.Jeżeli zaś po takichprośbach, jakie ja doń zaniosłem, on umywa ręce, to znaczy, że te ręce już będąumyte na pewno.Wobec tego cóż wasza wielebność mi powie? To pytanie ma znaczyć, że godziny moje są już policzone na tym płaskim Podla-siu. Niestety, ja tak sądzę. Czyżbym miał już zaraz kij brać w rękę i bez zwłoki uchodzić? Niestety, ja tak sądzę.159  Ale czyż wytykano palcami mnie właśnie? Wytykano nie tylko palcami, ale całym plikiem papierów.Widziałem czarno nabiałym. mruknął hrabia dobitnie.Po chwili dodał jeszcze: Gdyby nie obawa o bezpieczeństwo domu szanownego sąsiada, nie ośmieliłbymsię tych wszystkich drobiazgów i szczególików tak otwarcie wyłuszczać.Proszę odyskrecję i przebaczenie.Pan Oścień uścisnął rękę hrabiego.Ten ciągnął: Z drugiej strony i władza duchowna już sarka, a nawet zżyma się.Wiem o tym znajpewniejszego zródła, z samego zródła.Rzeczy te  mówią tam  szły nie z ramie-nia prawowitego.Być może.stały w sprzeczności z aktualnymi zamierzeniami, zpewnego rodzaju dyplomacją, niezbędną w czasie i miejscu.Nie wiemy.Jesteśmy jakw lesie. Tak, tak  jesteśmy na Podlasiu. kiwał głową ksiądz Wolski. Musimy zaś tutaj skłaniać głowę w pokorze, bo nie jest to sprawa naszego entu-zjazmu, który dziś jest, a jutro może wygasnąć, lecz sprawa głębokości żywota ludu,żywota ludu, którego nasz entuzjazm nie jest mocen ani nakarmić, ani wyrwać z objęćśmierci, gdy tę śmierć szerzyć pocznie ręka żelazna.Mówiono mi tam właśnie, u zró-dła, że kościół jest jak matka, która w mądrości swej, przez wieki wypróbowanej,wciągnie w siebie nieraz i zatai na długi czas oddech  zamknie oczy na cierpienieumiłowanego syna, niema, zimna i nieczuła na pozór nad skrwawionym zasiądzie,póki mściwa nienawiść nie wypali się w oczach nieprzyjaciela, a kroki jego przejdą ioddalą się. Ja wiem, ja wiem. mówił z uśmiechem Wolski. Mówiono mi jeszcze, że mądrość tej matki, która zamkniętymi oczyma widzigodzinę daleką, przyszłą, gdzie zatajona jej miłość zaświeci i rozpali się w ogień wy-soki a szeroki  mówiono mi, że mądrość ta jest większa niż głośny entuzjazm. Z tą tylko jedną poprawką, że temu synowi, co dziś tuła się i gaśnie w mroku, niechce ona dać ani jednej iskierki ze swego wielkiego stosu.A jeżeli on nie przetrzymamęki i zginie, jakaż jest miłość tej matki, pełnej zbyt wielkiej mądrości. mówiłWolski. Moje posłuszeństwo względem tego zródła władzy duchownej i moja głębokapokora nie pozwalają mi wznosić oczu aż do tej wyżyny, ażebym śmiał narzucać jejrozstrzygnięcie takiego pytania, ja, pospolity wierny. A wszakże pan hrabia przykładałeś ręki nie tylko do rozstrzygnięcia samego za-gadnienia, lecz także do jego na jedną wyrazną stronę wcielenia w uczynku.Hrabia spojrzał na księdza surowo, jakby mu tym spojrzeniem chciał zamknąćusta. Jeżeli tak było, jak p a n mówisz, to niewątpliwie ważne mię do tego skłoniłypowody.W żadnym jednak razie nie należałoby tych rzeczy poruszać.Niespodziewanie panna Małgorzata podniosła głowę.Patrzyła hrabiemu Nastawieprosto w oczy, Piotr zobaczył teraz jej oczy, takie właśnie, jakie mu się przyśniwaływ gorączce.Były to oczy przygasłe a głębokie.Powiedziała ze spokojem: Powody, które pana skłoniły do zajmowania się tymi sprawami, musiały byćdość rzeczywiście ważne, skoro pan to mówi.Lecz powody te już ustały.Toteż możeto będzie dla pana daleko lepiej, żeby w ogóle już nie zajmować się tą kwestią.Takmi się wydaje.Powiedziawszy to spuściła oczy i zamilkła.Hrabia przybladł.Pan Oścień również.Zaraz też skierował rozmowę na inne tory? a wybierając tematy zdawał się zabiegaćdrogę potężnemu gościowi, schylać się przed każdą jego myślą.Panna Małgorzatabyła znowu zażenowaną panną na wydaniu.Zajęła się bawieniem gościa, a gdy poda-160 no herbatę, usługiwała wszystkim z wdziękiem, rumieniąc się za lada okazją.Nadwieczorem hrabia zabrał się do odjazdu.Zaznaczył mimochodem, że jedzie wprost doSiedlec.Piotr powstał również i zaczął żegnać się prosząc jednocześnie księdza Wol-skiego o pomoc w wyszukaniu i wynajęciu koni także do Siedlec.Hrabia Nastawazwrócił się do Rozłuckiego z gorącą prośbą, ażeby wsiadł do jego powozu i odbył znim razem drogę do miasta.Piotr uprzejmie dziękował, lecz hrabia nastawał dopóty,aż uzyskał zgodę.Napomknął w przelocie, że będzie to nawet z korzyścią dla Piotra idla Ościeniowskiego domu  w razie przypuszczalnych przykrości , jeżeli się oświad-czy, że pan Rozłucki, oficer artylerii, chwilowo goszcząc na Podlasiu, wyjechał w ka-recie i w towarzystwie hrabiego Nastawy.Piotr zżymał się wewnętrznie, lecz zewzględu na bezpieczeństwo tego domu natychmiast przystał na ów wyjazd.Pożegnałpana Ościenia i księdza Wolskiego uściskiem ręki, pannę Małgorzatę ukłonem dale-kim i wsiadł do karety.Hrabia Nastawa siedział obok grzecznie wyprostowany, sta-rając się zajmować jak najmniej miejsca.Zaraz za bramą dworską, w piaszczystej alei i dalej na gościńcu otoczyły pojazdtumany kurzu.Trzeba było podnieść okna karety.Ale pył wdzierał się i tak do wnę-trza.Było duszno.Pojazd kołysał się od szybkiego biegu koni i zdawał unosić w tu-manie kurzawy.Kilkakrotnie hrabia stukał w przednie okienko dając, widocznie,znak, żeby jechać wolniej.Kilkakrotnie również przepraszał Piotra za ów nieznośnykurz, którego uniknąć nie było sposobu.Oficer tłumaczył się, że jest aż nadto przy-zwyczajony do pyłu na musztrach artylerii, że to dla niego rzecz powszednia.Po pewnym czasie wydobyto się na twardszą drogę, a wreszcie na szosę.Wtedyjuż wieczór zapadał.Konie na chwilę stanęły: lokaj zapalił latarnie.Gdy wskoczył zpowrotem na kozioł, ruszono bardzo szybko.Wehikuł unosił się lekko, miarowo,usypiająco.Latarnie rzucały przed się kręgi światła, w których przedmioty przydrożneukazywały się i ginęły, jakby przerażone tą nagłą, iście pańską światłością.Obadwaj podróżni zachowywali milczenie.Było ono tak długie, że Piotra zaczęłodławić.Z rozkoszą byłby jechał najgorszą żydowską biedą, byleby mieć za towarzy-szów swe myśli i wrażenia zamiast tego tak cudzego człowieka.Nareszcie hrabiaprzerwał milczenie. Rozmyślam  rzekł  nad tym, jak niezwykłego człowieka miałem szczęście po-znać w szanownym panu. We mnie?  zdziwił się Piotr. Właśnie. Jestem człowiekiem bardzo pospolitym, panie hrabio. Pozwoli pan, że będę innego zdania. Nie ma we mnie nic takiego, co by wykraczało poza szranki najzwyklejszej po-spolitości [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl