,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To, czego się dowiedział, wypełniło go mieszanymi uczuciami.Facet był dobry, ale nieortodoksyjny.Nikt w policji nie lubi współpracować z dziwakiem, niezależnie od tego, jak bardzo może on być utalentowany.Postanowił, że nie pojedzie na Heathrow na spotkanie z Quinnem.Zobaczy się z nim później i wtedy przedstawi mu dwóch nadinspektorów, którzy będą siedzieli razem z nim i służyli mu radą podczas negocjacji - jeżeli do nich dojdzie.Teraz musiał znowu jechać do Whitehall i zapoznać Komitet COBRA z nowymi danymi - a było ich diablo mało.Tak, ta sprawa na pewno nie skończy się szybko.Na wysokości sześćdziesięciu tysięcy stóp Concorde wszedł w strumień powietrza pozostawiony przez odrzutowiec i przybył do Londynu piętnaście minut przed rozkładem, dokładnie o szóstej po południu.Quinn wziął do ręki swoją małą walizkę i skierował się rękawem w kierunku hali przylotów, holując za sobą agentów Somerville i McCrea.Kilka jardów dalej czekało na niego cierpliwie dwóch “cichociemnych” odzianych w szare garnitury.Jeden z nich wystąpił do przodu.- Pan Quinn? - zapytał cicho.Quinn kiwnął głową.Mężczyzna nie machnął mu tuż przed oczyma swoją legitymacją, jakby to uczynił Amerykanin; zakładał, że sam jego wygląd i maniery świadczą o tym, że reprezentuje władze.- Oczekiwaliśmy pana, sir.Jeśli byłby pan łaskaw pójść razem z nami.Mój kolega weźmie pańską walizkę.Nie czekając na słowo sprzeciwu, ruszył w dół korytarzem, minął strumień pasażerów podążających ku głównemu wyjściu i wszedł do oznaczonego tylko numerem na drzwiach małego pokoju.Jego bardziej barczysty kolega, którego wygląd na milę zdradzał byłego podoficera, skłonił się uprzejmie Quinnowi i wziął jego walizkę.W pokoju “cichociemny” szybko przekartkował paszport Quinna i jego “asystentów”, wyjął z kieszeni pieczątkę i ostemplował je.- Witamy w Londynie, panie Quinn - powiedział.Wyszli innymi drzwiami.Kilka schodków niżej czekał na nich samochód.Ale Quinn mylił się, jeśli myślał, że pojadą nim prosto do Londynu.Ruszyli ku stojącym nie opodal pomieszczeniom zarezerwowanym dla bardzo ważnych osobistości.Quinn wszedł do środka i rozejrzał się wokół lodowatym wzrokiem.Nie powinienem rzucać się w oczy, powiedział w Waszyngtonie.Całkowita dyskrecja.W pokoju znajdowali się przedstawiciele ambasady amerykańskiej, Home Office, Scotland Yardu, Foreign Office, CIA i FBI.Z tego co widział, brakowało tylko reprezentantów Coca-Coli i Woolworthsa.Kawalkada samochodów zmierzających do Londynu była jeszcze gorsza.Jechał na samym przedzie, w amerykańskiej limuzynie z proporcem, długiej jak połowa bloku mieszkalnego.Torowali jej drogę dwaj motocykliści.Za nim jechał Lou Collins, wraz ze swym kolegą z CIA, Duncanem McCrea, zaznajamiając go przy okazji ze sprawą.W następnym wozie Patrick Seymour udzielał podobnych instrukcji Sam Somerville.W ślad za nimi w swoich Jaguarach, Roverach i Fordach Granada pędzili Brytyjczycy.Kawalkada sunęła w kierunku Londynu autostradą M4, potem skręciła na North Circular Road, a z niej na Finchley Road.Zaraz za rondem Lord's prowadzący samochód wjechał do Regent’s Park, podążał przez chwilę aleją Outer Circle, potem skręcił i przejechał przez bramę mijając dwóch salutujących strażników.Całą podróż Quinn spędził przyglądając się światłom miasta, które znał tak dobrze jak żadne inne w świecie i zachowując milczenie tak długo, aż w końcu przestał się do niego odzywać nawet przekonany o ważności swojej osoby doradca ministra.Kiedy samochody zbliżały się do iluminowanego wejścia do pałacyku, Quinn przemówił.Dokładniej rzecz biorąc, wrzasnął.Pochylił się do przodu - miał do pokonania dużą odległość - i krzyknął kierowcy prosto w ucho:- Zatrzymaj się!Kierowca, amerykański żołnierz piechoty morskiej, był tak zaskoczony, że zrobił dokładnie to, co mu kazano, natychmiast.Kierowca z tyłu nie był taki szybki.Zabrzęczały stłuczone lampy, przednie i tylne.Następna limuzyna, żeby uniknąć kolizji, wjechała w krzaki rododendronu.Kawalkada złożyła się jak wachlarz i stanęła w miejscu.Quinn wysiadł i przyglądał się rezydencji.U szczytu schodów prowadzących do portyku stał mężczyzna.- Gdzie jesteśmy? - zapytał Quinn.Wiedział to doskonale.Za nim wygrzebał się z tylnego siedzenia dyplomata.Ostrzegano go przed Quinnem.Nie wziął tego serio.Stopniowo podchodzili do niego inni, którzy wysiedli z samochodów.- To Winfield House, panie Quinn.A to oczekujący pana ambasador Fairweather.Wszystko jest gotowe na pana przyjęcie; ma pan do dyspozycji pokoje.wszystko zostało zapięte na ostatni guzik.- Możecie go odpiąć - powiedział Quinn.Otworzył bagażnik, wyjął walizkę i zaczął iść w dół podjazdu.- Dokąd pan się wybiera, panie Quinn? - płaczliwym głosem zawołał dyplomata.- Z powrotem do Hiszpanii - odkrzyknął Quinn.Zastąpił mu drogę Lou Collins.Kiedy Concorde był w powietrzu, rozmawiał przez specjalną kodowaną linię z Davidem Weintraubem.,,To dziwak - powiedział mu wtedy zastępca dyrektora - ale daj mu wszystko, czego będzie chciał”.- Mamy dla pana apartament - powiedział - Bardzo intymny, bardzo dyskretny.Czasami używamy go, żeby przesłuchać Rosjan, którzy przechodzą na naszą stronę.Czasami mieszkają tam goście z Langley.Zatrzymuje się tam zastępca dyrektora do spraw operacyjnych.- Adres - powiedział Quinn.Collins dał mu go.Boczna uliczka w Kensington.Quinn kiwnął głową w podziękowaniu i poszedł dalej Aleją Outer Circle przejeżdżała taksówka.Quinn zatrzymał ją, powiedział, dokąd chce jechać i zniknął.Piętnaście minut zajęło zrobienie porządku na podjeździe.Potem Lou Collins zabrał McCrea i Somerville do swojego samochodu i pojechali do Kensington.Quinn zapłacił taksówkarzowi i przyjrzał się budynkowi [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|