, Forsyth Frederick Negocjator (SCAN dal 809) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To, czego się dowiedział, wypełniło go mie­szanymi uczuciami.Facet był dobry, ale nieortodoksyjny.Nikt w po­licji nie lubi współpracować z dziwakiem, niezależnie od tego, jak bardzo może on być utalentowany.Postanowił, że nie pojedzie na Heathrow na spotkanie z Quinnem.Zobaczy się z nim później i wtedy przedstawi mu dwóch nadinspektorów, którzy będą siedzieli razem z nim i służyli mu radą podczas negocjacji - jeżeli do nich dojdzie.Teraz musiał znowu jechać do Whitehall i zapoznać Komitet COBRA z nowymi danymi - a było ich diablo mało.Tak, ta sprawa na pewno nie skończy się szybko.Na wysokości sześćdziesięciu tysięcy stóp Concorde wszedł w strumień powietrza pozostawiony przez odrzutowiec i przybył do Londynu piętnaście minut przed rozkładem, dokładnie o szóstej po południu.Quinn wziął do ręki swoją małą walizkę i skierował się ręka­wem w kierunku hali przylotów, holując za sobą agentów Somerville i McCrea.Kilka jardów dalej czekało na niego cierpliwie dwóch “cichociemnych” odzianych w szare garnitury.Jeden z nich wy­stąpił do przodu.- Pan Quinn? - zapytał cicho.Quinn kiwnął głową.Mężczyzna nie machnął mu tuż przed oczyma swoją legitymacją, jakby to uczy­nił Amerykanin; zakładał, że sam jego wygląd i maniery świadczą o tym, że reprezentuje władze.- Oczekiwaliśmy pana, sir.Jeśli byłby pan łaskaw pójść razem z nami.Mój kolega weźmie pańską walizkę.Nie czekając na słowo sprzeciwu, ruszył w dół korytarzem, minął strumień pasażerów podążających ku głównemu wyjściu i wszedł do oznaczonego tylko numerem na drzwiach małego pokoju.Jego bardziej barczysty kolega, którego wygląd na milę zdradzał byłego podoficera, skłonił się uprzejmie Quinnowi i wziął jego walizkę.W po­koju “cichociemny” szybko przekartkował paszport Quinna i jego “asystentów”, wyjął z kieszeni pieczątkę i ostemplował je.- Witamy w Londynie, panie Quinn - powiedział.Wyszli innymi drzwiami.Kilka schodków niżej czekał na nich sa­mochód.Ale Quinn mylił się, jeśli myślał, że pojadą nim prosto do Londynu.Ruszyli ku stojącym nie opodal pomieszczeniom zarezer­wowanym dla bardzo ważnych osobistości.Quinn wszedł do środka i rozejrzał się wokół lodowatym wzrokiem.Nie powinienem rzucać się w oczy, powiedział w Waszyngtonie.Całkowita dyskrecja.W pokoju znajdowali się przedstawiciele ambasady amerykańskiej, Home Office, Scotland Yardu, Foreign Office, CIA i FBI.Z tego co widział, brakowało tylko reprezentantów Coca-Coli i Woolworthsa.Kawalkada samochodów zmierzających do Londynu była jeszcze gorsza.Jechał na samym przedzie, w amerykańskiej limuzynie z proporcem, długiej jak połowa bloku mieszkalnego.Torowali jej drogę dwaj motocykliści.Za nim jechał Lou Collins, wraz ze swym kolegą z CIA, Duncanem McCrea, zaznajamiając go przy okazji ze sprawą.W następnym wozie Patrick Seymour udzielał podobnych instrukcji Sam Somerville.W ślad za nimi w swoich Jaguarach, Roverach i Fordach Granada pędzili Brytyjczycy.Kawalkada sunęła w kierunku Londynu autostradą M4, potem skręciła na North Circular Road, a z niej na Finchley Road.Zaraz za rondem Lord's prowadzący samochód wjechał do Regent’s Park, podążał przez chwilę aleją Outer Circle, potem skręcił i przejechał przez bramę mijając dwóch salutujących strażników.Całą podróż Quinn spędził przyglądając się światłom miasta, które znał tak dobrze jak żadne inne w świecie i zachowując milcze­nie tak długo, aż w końcu przestał się do niego odzywać nawet prze­konany o ważności swojej osoby doradca ministra.Kiedy samochody zbliżały się do iluminowanego wejścia do pałacyku, Quinn prze­mówił.Dokładniej rzecz biorąc, wrzasnął.Pochylił się do przodu - miał do pokonania dużą odległość - i krzyknął kierowcy prosto w ucho:- Zatrzymaj się!Kierowca, amerykański żołnierz piechoty morskiej, był tak zasko­czony, że zrobił dokładnie to, co mu kazano, natychmiast.Kierowca z tyłu nie był taki szybki.Zabrzęczały stłuczone lampy, przednie i tylne.Następna limuzyna, żeby uniknąć kolizji, wjechała w krzaki rododendronu.Kawalkada złożyła się jak wachlarz i stanęła w miej­scu.Quinn wysiadł i przyglądał się rezydencji.U szczytu schodów prowadzących do portyku stał mężczyzna.- Gdzie jesteśmy? - zapytał Quinn.Wiedział to doskonale.Za nim wygrzebał się z tylnego siedzenia dyplomata.Ostrzegano go przed Quinnem.Nie wziął tego serio.Stopniowo podchodzili do niego inni, którzy wysiedli z samochodów.- To Winfield House, panie Quinn.A to oczekujący pana amba­sador Fairweather.Wszystko jest gotowe na pana przyjęcie; ma pan do dyspozycji pokoje.wszystko zostało zapięte na ostatni guzik.- Możecie go odpiąć - powiedział Quinn.Otworzył bagażnik, wyjął walizkę i zaczął iść w dół podjazdu.- Dokąd pan się wybiera, panie Quinn? - płaczliwym głosem zawołał dyplomata.- Z powrotem do Hiszpanii - odkrzyknął Quinn.Zastąpił mu drogę Lou Collins.Kiedy Concorde był w powietrzu, rozmawiał przez specjalną kodowaną linię z Davidem Weintraubem.,,To dziwak - powiedział mu wtedy zastępca dyrektora - ale daj mu wszystko, czego będzie chciał”.- Mamy dla pana apartament - powiedział - Bardzo intymny, bardzo dyskretny.Czasami używamy go, żeby przesłuchać Rosjan, którzy przechodzą na naszą stronę.Czasami mieszkają tam goście z Langley.Zatrzymuje się tam zastępca dyrektora do spraw opera­cyjnych.- Adres - powiedział Quinn.Collins dał mu go.Boczna uliczka w Kensington.Quinn kiwnął głową w podziękowaniu i poszedł dalej Aleją Outer Circle przejeżdżała taksówka.Quinn zatrzymał ją, po­wiedział, dokąd chce jechać i zniknął.Piętnaście minut zajęło zrobienie porządku na podjeździe.Potem Lou Collins zabrał McCrea i Somerville do swojego samochodu i po­jechali do Kensington.Quinn zapłacił taksówkarzowi i przyjrzał się budynkowi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl