,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Za rufą, w pianie, płynęły okręty tureckie.Na pierwszym znajdował się przyboczny, Hassan-pasza pozostał w Kerczu w ostatniej chwili prosił, abymu choć dano świadectwo na piśmie, że carski poseł jedzie samowolnie, a on, Hassan, odradzał.Ale i tego muodmówiono.W pobliżu Bałakławy przyboczny siadł na łódkę, zrównał się z okrętem Kriepost'" i jął zapraszać, byzatrzymali się w Bałakławie nabrać świeżej wody.Rozpaczliwie wywijał rękawem chałata w kierunkurudych wzgórków: Piękne miasto, wstąpcie z łaski swo- jej! Wsparty łokciami o nadburcie, kapitanPamburg basem z góry: Czy my to nie rozumiemy, że przyboczny chce wstąpić do Bałakławy ściągnąć z mieszkańców sutybakszysz na zaopatrzenie posłów.Ha! A wody mamy pełne beczki.Odmówiono przybocznemu.Wiatr ochłodził się.Pamburg rozejrzał się po niebie i kazał rozpiąć więcejżagli.Ciężkie tureckie okręty zaczęły znacznie pozostawać w tyle.Nfl pierwszym z nich uniosły się sygnały: Ująć żnqll. Pamburg wpatrzył się w lunetę, zaklął po portugalsku.Zbiegł na dół, do messy bogato wyłożonejdrzewem orzechowym.Tam przy stole, na woskowanej ławce, siedział wielki poseł Jemielian Ukraińcówcierpiąc od kołysania okrętu " oczy przy*mknięte, peruka zmięta w garści.Pamburg wściekle:-7 Te diabły nakazują mi ująć żagli.A ja nie posłucham.Wychodzę na pełne morze.Ukraincew jeno słabo machnął na niego peruką. Idz, dokąd chcesz.Pamburg wyszedł na rufę, na kapitański mostek.Podkręcił wąsy, by mu nie przoszka- dzały w ryku. Wszyscy na pokład! Słuchać komendy.For-bom-bramsel staw.Grot, krus-bom-bram- sel.For-stonga-sztaksel, foka-sztaksel.Obrót na lewą burtę.Trzymać kurs. Kriepost*" skrzypiąc i pochylając się zrobiła obrót, chwyciła wiatr pełnymi żaglami 1 uciekając odTurków, którzy stali niby nieruchomi, ruszyła przez odmęty Euksynu prosto na Carogród.Mocno pochylony okręt leciał po ciemnoniebieskim morzu, wzburzonym przez wiatr północno-wschodni.Zdawało się, że fale podnosiły spienione grzbiety, aby zobaczyć, czy długo jeszcze muszą toczyć się samotniodo wypalonych słońcem brzegów.Szesnastu Judzi załogi Holendrzy, Szwedzi, Duńczycy, wszystko włóczęgimorskie spoglądali na fale, ćmili fajeczki: lekko było płynąć, zabawka.Ale za to połowa załogi wojskowej żołnierze i puszkarze poniewierali się pod pokładem, między beczkami z wodą i solo-mmnym mięsem.Pamburg kazał wszystkim chorym wydawać wódkę trzy razy dziennie: SgBJljs Do morzatrzeba przywyknąć!Płynęli dzień i noc, drugiego dnia zerwał się szkwał okręt zapadał mocno, czerpiąc wodę, przez całypokład przelatywał pienisty całun.Pamburg jeno wyparskiwał z wąsów krople.Wielkie poselstwo, bardzo cierpiało od kołysania.Ukraincew i diak Czerediejew, leżąc w komorze na rufie w malutkiej, świeżo malowanej kajucie odejmowali głowy od poduszek, spoglądali w kwadratowe okien-ko.Oto spada ono na dół, w odmęty, zielone wody syczą, wspinają się ku czterem szybkom, | ciężkim pluskiemzasłaniają w kajucie światło.Skrzypią przepierzenia, niziutki sufit zapada się.Poseł i diak z jękiem przymykająoczy.Drugiego września jasnym rankiem Kałmu- czek.chłopiec okrętowy, krzyknął z masztu z bocianiegogniazda: Ziemia! Zbliżały się błękitnawe, pagórkowate zarysy brzegów Bosforu.W dali skośne żagle.Nadleciały mewy, z krzykiem krążyły nad wysoką, rzezbioną rufą.Pamburg kazał wszystkich wywołać napokład: Myć się.Oczyścić kaftany.Wdziać peruki.W południe Kriepost' " pod wszystkimi żaglami wtargnęła do Bosforu mijając starożytne strażnice.Nafortecznym wale, na maszcie wznosiły się sygnały: Czyj okręt?" Pamburg kazał odpowiedzieć: Trzeba znaćflagę 2no*skiewską".Z brzega: Wezcie locmanal" Pamburg zasygnalizował: Płyniemy bez locma- na".Ukraincew wdział malinowy kaftan ze złotymi galonami, kapelusz z piórami, a diak Czerediejew (kościsty,cienkonosy, podobny do męczennika z suzdalskiego malunku) włożył kaftan zielony ze srebrem i kapelusz zpiórami.Puszkarze stali przy działach, żołnierze z muszkietami na pokładzie.Okręt ślizgał się po zwierciadle cieśniny.Na lewo, pośród suchych wzgórz jeszcze nie sprzątnięte polakukurydzy, pompy wodne, owce na zboczach, rybackie chaty z kamienia, kryte kukurydzianą słomą.Na prawymbrzegu wspaniałe sady, białe ogrodzenia, ceglane dachówki, schody biegnące ku wodzie.Ciemnozielonedrzewa " cyprysy, wysokie, wrzecionowate.Zwaliska zamku zarośnięte krzewami.Spoza drzew okrągłakopuła i minaret.Zbliżając się do brzegu ujrzeli dziwne owoce.Dolatywał zapach oliwek i róż.Rosjaniedziwili się bogactwu tureckiej ziemi: Gadają ciągle golone łby i bisurmanie, a widzicie, jak to żyją!Rozlał się daleki, jakby poza siódmą górą, złoty zachód.Prędko spurpurowiał, przygasał, zabarwiał krwiąwody Bosforu.Stanęli na kotwicy o trzy mile od Konstantynopola.Na ciemny błękit nocy wyległy ogromnegwiazdy, jakich w Moskwie nigdy nie widziano [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|