, Terry Pratchett 11 Kosiarz 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ani spadających jak kamienie - dodał Windle.Trącił jeden nogą.Kamień wydawał się całkiem zadowolony z roli, jaką wyznaczyła mu grawitacja.- Jesteś magiem.- Byłem.- Byłeś magiem.Jaka jest tego przyczyna?- Myślę, że to prawdopodobnie jakieś niewyjaśnione zjawisko - odparł Windle.- Z jakichś powodów ostatnio często się zdarzają.Chciałbym wiedzieć dlaczego.Raz jeszcze szturchnął stopą kamień.Ten wyraźnie nie zdradzał żadnych skłonności do ruchu.- Chodźmy stąd lepiej - zaproponował Lupine.- Jakie to życie, kiedy się jest człowiekołakiem? - zainteresował się Windle po chwili.Lupine wzruszył ramionami.- Samotne.- Słucham?- Rozumiesz, nigdzie nie pasujesz.Kiedy jestem wilkiem, pamiętam, jak byłem człowiekiem, i odwrotnie.Na przykład.no wiesz.czasami.tak, czasami, kiedy mam postać wilka, biegnę w góry.Zimą, kiedy sierp księżyca błyszczy na niebie, śnieg pokrywa się zmarzniętą skorupą, a góry ciągną się w nieskończoność.Inne wilki, cóż, one czują, jak to jest, oczywiście, ale nie wiedzą, jak ja wiem.Czuć i wiedzieć jednocześnie.Nikt tego nie zna.Nikt na całym świecie nie może wiedzieć.To jest najgorsze: wiedzieć, że nie ma nikogo.Windle zdał sobie sprawę, że chwieje się na krawędzi otchłani smutku.W takich chwilach nigdy nie wiedział, co powiedzieć.Lupine poweselał jednak.- A skoro już o tym mowa.Jak to jest, kiedy się jest zombie?- W porządku.Całkiem nieźle.Lupine skinął głową.- No to do zobaczenia - rzucił jeszcze i odszedł.Ulice zaczynały się wypełniać - to mieszkańcy Ankh-Morpork rozpoczynali nieoficjalną zmianę między ludźmi nocy i ludźmi dnia.Wszyscy jednak unikali Windle'a - nikt nie wpada na zombie, jeśli może tego uniknąć.Dotarł do bramy Niewidocznego Uniwersytetu, teraz już otwartej, i ruszył do swojej sypialni.Jeśli ma zamiar wychodzić, będzie potrzebował pieniędzy.Przez lata sporo ich zebrał.Czy spisał testament? Przez ostatnie mniej więcej dziesięć lat umysł miał nieco zamglony.Mógł jakiś napisać.Czy miał umysł zamglony w dostatecznym stopniu, by wszystkie pieniądze pozostawić sobie? Liczył, że tak.Nie słyszał jeszcze o przypadku, by komuś udało się obalić własny testament.Podważył deskę podłogi obok łóżka i wyjął worek monet.Pamiętał, że oszczędzał je na stare lata.Znalazł też swój terminarz na pięć lat.Mógłby go używać jeszcze przez trzy lata.Trzy piąte tego, co zapłacił, poszło na marne.Albo i więcej, jeśli się dobrze zastanowić.W końcu na stronach nie było wiele.Od lat nie zrobił nic wartego zanotowania, a w każdym razie nic, o czym by pamiętał wieczorem.W dzienniku były tylko zaznaczone fazy księżyca, wpisane rozmaite święta religijne i od czasu do czasu przyklejony do strony cukierek.Pod podłogą tkwiło coś jeszcze.Pogmerał wśród kurzu i znalazł dwie gładkie kule.Wyjął je i przyjrzał się zaskoczony.Potrząsnął nimi, obserwując maleńkie śnieżyce.Przeczytał napis, zauważając, że właściwie nie jest to napis, ale rysunek napisu.Sięgnął na dół i wyciągnął kolejny przedmiot: trochę skrzywione metalowe kółko.Jedno małe metalowe kółko.A obok pęknięta kula.Windle przyglądał im się przez chwilę.Oczywiście, przez ostatnie trzydzieści lat był trochę otępiały, może też nosił bieliznę na ubraniu i czasem się ślinił, ale.czyżby kolekcjonował pamiątki? I małe kółeczka?Za nim rozległo się chrząknięcie.Windle upuścił tajemnicze obiekty i obejrzał się.Pokój był pusty, ale za otwartymi drzwiami dostrzegł jakby cień.- Kto tam? - zawołał.Głęboki, dźwięczny, ale bardzo nieśmiały głos odpowiedział:- To tylko ja, panie Poons.Windle zmarszczył brwi w umysłowym wysiłku.- Schleppel? - upewnił się.- Zgadza się.- Strach?-Tak.- Za moimi drzwiami?- Tak jest.- Dlaczego?- To przyjazne drzwi.Windle podszedł do drzwi i zamknął je ostrożnie.Za nimi nie było nic, tylko stary tynk, choć miał wrażenie, że wyczuwa ruch powietrza.- Jestem teraz pod łóżkiem, panie Poons - odezwał się głos Schleppela spod.tak, spod łóżka.- Mam nadzieję, że to panu nie przeszkadza.- No.Nie, raczej nie.Ale nie powinieneś siedzieć w jakiejś szafie? Kiedy byłym dzieckiem, tam właśnie czaiły się strachy.- Niełatwo jest znaleźć dobrą szafę, panie Poons.Windle westchnął.- Zgoda.Dolna strona łóżka jest twoja.Czuj się jak w domu czy co tam.- Wolałbym wrócić do czajenia się za drzwiami, panie Poons, jeśli nie ma pan nic przeciw temu.- No dobrze.- Czy mógłby pan na chwilę zamknąć oczy?Windle posłusznie zamknął oczy i znowu wyczuł ruch powietrza.- Może pan już patrzeć, panie Poons.Windle otworzył oczy.- O rany - odezwał się głos Schleppela.- Ma pan tu nawet hak na płaszcz i wszystko.Windle patrzył, jak mosiężne gałki z jego łóżka odkręcają się powoli.Drżenie wstrząsnęło podłogą.- Co się dzieje, Schleppel? - zapytał.- Wzbiera siła życiowa, panie Poons.- To znaczy, że ty wiesz?- Oczywiście.Hej, zaraz.Tu jest zamek i klamka, i mosiężna płytka, i w ogóle.- Co to znaczy, że wzbiera siła życiowa?-.i zawiasy, prawdziwe szarniery! Nigdy nie miałem drzwi.- Schleppel!- Po prostu siła życiowa.No, wie pan.To taka siła, którą ma pan w rzeczach, które są żywe.Myślałem, że magowie wiedzą o takich sprawach.Windle Poons otworzył już usta, by powiedzieć coś w stylu "Oczywiście, że wiemy", po czym dyplomatycznie próbować ustalić, o czym ten strach opowiada, ale przypomniał sobie, że teraz nie musi się już tak zachowywać.Tak by postąpił, gdyby był żywy, ale mimo wszystkich sloganów Rega Shoe trudno być dumnym, kiedy jest się martwym.Trochę sztywnym, owszem, ale nie dumnym.- Nigdy o tym nie słyszałem - przyznał.- Po co ona wzbiera?- Nie wiem.To całkiem nieodpowiednia pora - wyjaśnił Schleppel.- Teraz powinna raczej wygasać.Podłoga znów zadygotała [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl