, Norton Andre Gwiezdny lowca (SCAN dal 773) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To stwierdzenie znowu przywołało krótkotrwały błysk zamazanego wspomnienia - zadymione pomieszczenie, w którym przy stołach tłoczyli się ludzie i przesuwali jakieś figurki na planszach.Było to jedno z jego własnych wspomnień, a nie spreparowana pamięć Brodiego.Rynch wstał, ruszył w górę zbocza, lecz zanim dotarł na szczyt, obejrzał się.Rozbita skrzynka wciąż dymiła.Mężczyzna starał się wychylić jak najdalej, usiłując schwycić kamień, jego palcom brakowało zaledwie kilku cali.Miał szczęście, że nora była pusta.Po jakimś czasie uda mu się z niej wydostać.Rynch zaś wiedział, jak znaleźć sobie kryjówkę - nikt go nie znajdzie wbrew jego woli.Maszerował przed siebie, usiłując złożyć w jedną całość swoje wspomnienia i skąpe informacje uzyskane od człowieka z Nahuatl.A więc „skanalizowano mu mózg”, wyposażono w zbiór fałszywych wspomnień, by zrobić z niego Ryncha Brodie, którego obecność na tym świecie warta była dla kogoś miliard kredytek.Nie sądził, by człowiek ze statku prowadził tę grę w pojedynkę, bo czy wszak nie użył słowa „my”?Miliard kredytek! Ogromna kwota, niewiarygodnie ogromna, jak cała reszta tej historii.W podbiciu stopy poczuł ukłucie palącego bólu.Krzyknął głośno i tupnął z całej siły nogą, miażdżąc kąsającego go insekta.W porę uskoczył w bok, unikając wejścia w kłąb robactwa, uwijającego się pracowicie przy jakiejś nierozpoznawalnej padlinie.Krzyknął z obrzydzenia, przypatrzywszy się bezładowi łuskowatych, segmentowatych ciał i ruchliwych odnóżyW pobliżu mężczyzny złapanego w pułapkę leżały ciała trzech kotów wodnych.Przynęta, która może naprowadzić żarłoczne insekty na trop więźnia.Rynch poczuł, jak kłębi mu się w wygłodniałym żołądku.Obrócił się i pobiegł trawiastym brzegiem rzeki, mając nadzieję, że nie jest jeszcze za późno.Omal nie upadł i nie ześlizgnął się do wody, ale z ulgą zauważył, że mężczyzna zdołał przyciągnąć do siebie uprząż z dymiącą skrzynką.Cierpliwie rzucał ją teraz przed siebie, bezowocnie starając się zaczepić paski na najbliższym kamieniu.Rynch dobiegł, złapał koniec uprzęży i wbił pięty w luźny żwir, ciągnąc z całej siły.Dzięki jego pomocy mężczyzna wypełzł w końcu z nory.Położył się, ciężko dysząc, lecz Rynch schwycił go za ramię i błyskawicznie odciągnął od ciała martwej kocicy.Był pewien, że zauważył już ruch przy zwłokach jej dziecka.Mężczyzna wyprostował się i spojrzał na Ryncha, który cofnął się i wymierzył do niego z pistoletu.- Teraz kolej na moje pytania.Jego spojrzenie powędrowało za linią wzroku Ryncha.Zwłoki najmniejszego kociaka skręcały się z boku na bok.Nie oznaczało to jednak, że jakimś cudem kot ożył: atakowały go padlinożerne insekty.W stronę drugiego kociaka już szarżowały następne kolumny.- Dziękuję! - Obcy wstał na nogi.- Nazywam się Ras Hume.Zdaje się, że nie przedstawiłem się podczas naszego ostatniego spotkania.- To niczego nie zmienia.Nie jestem waszym człowiekiem, nie nazywam się Brodie! Hume wzruszył ramionami.- Przemyśl to wszystko, Brodie, przemyśl to starannie.Chodź ze mną do obozu, to…- Nie! - przerwał mu Rynch.- Ty pójdziesz swoją drogą, a ja swoją.Mężczyzna znowu się zaśmiał.- To nie jest takie proste, chłopcze.Zaczęliśmy coś, czego nie da się zatrzymać tak łatwo, jak jakąś maszynę.Zrobił krok w stronę Ryncha.Młodszy mężczyzna podniósł pistolet strzałkowy.- Stój tam, gdzie stoisz! Twoja gra, Hume? W porządku, rozgrywaj ją sobie, ale bez mojego udziału.- A co masz zamiar robić, schować się w lesie?- Co ja robię, to moja sprawa, Hume.- Bynajmniej.Ostrzegam cię, chłopcze, z wdzięczności za twoją pomoc.- Skinął głową w stronę jamy.- W tych lasach coś jest, coś, czego Gildia nie wykryła podczas swoich wcześniejszych badań.- Obserwatorzy.- Rynch cofał się krok po kroku, cały czas trzymając pistolet gotów do strzału.- Widziałem ich.- Widziałeś ich! - Hume ożywił się.- Jak oni wyglądają?Pomimo pragnienia pozbycia się Hume’a, Rynch mimo woli opowiedział wszystko, bez trudu przypominając sobie dokładne szczegóły wyglądu zwierzęcia ukrytego na drzewie oraz tego, które czekało przy szałasie, a także tych, które otoczyły polanę.- Nie są inteligentne.- Hume odwrócił głowę, by spojrzeć w stronę odległego lasu.- Weryfikator nie odnotował żadnych inteligentnych stworzeń.- A więc przegapiliście obserwatorów?- Nie.Nie podoba mi się też, co ty zobaczyłeś, Brodie.Dlatego proponuję rozejm.Gildia uznała Jumalę za nie zamieszkaną planetę, nasze sprawozdania to potwierdziły.Jeżeli okaże się, że jest inaczej, możemy znaleźć się w niezłych tarapatach.Jako Poszukiwacz Ścieżek jestem odpowiedzialny za bezpieczeństwo uczestników safari.Słowa Hume’a brzmiały sensownie, choć Rynch nie chciał tego przyznać.Łowca musiał jednak dostrzec przyzwolenie w wyrazie jego twarzy, bo skinął głową i dodał pospiesznie:- Najbezpieczniejszym miejscem jest w tej chwili obóz safari.Najlepiej chodźmy tam od razu.Nie wiedział jednak, że ich czas się skończył.Usłyszeli donośny, jakby metaliczny dźwięk [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl