, Simak Clifford D W pulapce czasu (SCAN dal 1141) (4) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kufer specjalnie podniszczono, aby sprawiał wrażenie niepotrzebnego przedmiotu.Stary, odrapany, z kluczem w zamku - samym swoim wyglądem mówił: “Nie ma we mnie nic ważnego, ale jeżeli chcesz tracić czas, to cóż, bardzo proszę, szukaj''.A gdyby ktoś faktycznie zaczął szukać, śmietnik okazałby się tym, czym był w rzeczywistości, oprócz jednego wyjątku: bezwartościowym zbiorem starych wspomnień.Sutton postukał palcem w pękatą kopertę leżącą na stole.John H.Sutton, przodek sprzed sześciu tysięcy lat.Jego krew choć wielokrotnie rozcieńczona, płynie w moich żyłach.Był jednak człowiekiem, który żył i oddychał, jadł i umarł.Oglądał wschód słońca nad zielonymi wzgórzami Wisconsin.Jeżeli w Wisconsin, gdziekolwiek to było, znajdowały się jakieś wzgórza.Czuł żar lata i dygotał w mrozie zimy.Czytał gazety i rozmawiał z sąsiadami o polityce.Martwił się o wiele spraw, wielkich i małych, z których większość okazała się rzeczywiście mała, tak jak zazwyczaj to bywa z kłopotami.Łowił ryby w rzece oddalonej o kilka mil od jego domu i może pod koniec swoich dni, kiedy miał już niewiele do roboty, krzątał się w ogrodzie.Człowiek jak ja, choć były prawdopodobnie niewielkie różnice.Miał wyrostek robaczkowy, który mógł sprawiać mu kłopoty.Miał zęby mądrości, które także mogły sprawiać mu kłopoty.Najprawdopodobniej zmarł w wieku osiemdziesięciu lat albo później, choć równie dobrze mógł umrzeć o wiele wcześniej.A kiedy ja będę miał osiemdziesiąt lat, pomyślał Sutton, będę dopiero w kwiecie wieku.Ale krótkość życia wynagradzało Johnowi H.Suttonowi co innego.Żył w o wiele bliższym kontakcie z Ziemią, ponieważ Ziemia była wszystkim, co miał.Nie dręczyła go pozaziemska psychologia; Ziemia stanowiła dlań prawdziwe miejsce zamieszkania, nie zaś tylko siedzibę rządu, gdzie nie miało prawa rosnąć nic, co nie przedstawiałoby wartości gospodarczej, a każde działanie musiało mieć cel ekonomiczny.Mógł wybrać pracę na całe życie spośród wielu zawodów, jakie były wtedy dostępne, nie ograniczając się do działalności rządowej i zarządzania kruchym imperium galaktycznym.Gdzieś, przed nim i po nim, istnieli zapomniani już Suttonowie, wielu innych Suttonów.Łańcuch życia ciągnął się nieprzerwanie od jednego pokolenia do drugiego i żadne ogniwo nie wyróżniało się spomiędzy innych, chyba że przez przypadek.Przypadek historii, przypadek mitu czy przypadek polegający na tym, że ktoś nie otworzył listu?Zadźwięczał dzwonek przy drzwiach.Sutton drgnął, schwycił list i schował go do wewnętrznej kieszeni marynarki.- Proszę wejść! - zawołał.Wszedł Herkimer.- Dzień dobry, proszę pana - powiedział.Sutton spojrzał na niego ostro.- Czego chcesz? - zapytał.- Należę do pana - odparł beznamiętnie android.- Jestem częścią przypadającej panu jednej trzeciej majątku Bentona.- Mojej jednej trzeciej.- I nagle sobie przypomniał.Według prawa zwycięzca w pojedynku dziedziczy jedną trzecią majątku zabitego.Zupełnie o tym zapomniał.- Mam nadzieję, że nie ma pan nic przeciwko temu - odezwał się znowu Herkimer.- Jestem łatwy we współżyciu, szybko się uczę i lubię pracować.Potrafię gotować, szyć, załatwiać różne sprawy, a także czytać oraz pisać.- I wydać mnie.- Och, nie, nigdy bym tego nie zrobił.- Dlaczego?- Bo jest pan moim panem.- Zobaczymy - stwierdził kwaśno Sutton.- Ale moja osoba nie wyczerpuje masy spadkowej - oznajmił Herkimer.- Jest jeszcze asteroida, asteroida łowiecka z najlepszą zwierzyną, oraz statek kosmiczny.Co prawda niewielki, lecz zupełnie sprawny.Poza tym kilka tysięcy dolarów w gotówce, nieruchomość na zachodnim wybrzeżu, trochę fantastycznych akcji rozwoju planetarnego oraz całe mnóstwo drobiazgów, zbyt licznych, aby je tu wymieniać.Wsunął rękę do kieszeni i wyjął notes.- Jeżeli chce pan posłuchać, mam wszystko zapisane.- Nie teraz - odparł Asher.- Mam coś do załatwienia.Herkimer się rozpromienił.- Niewątpliwie coś, co mogę zrobić.W czym mogę pomóc?- Nie możesz - rzekł Sutton.- Idę zobaczyć się z Adamsem.- Mogę nieść pańską walizeczkę.Tę, która tam stoi.- Nie biorę jej.- Ale proszę pana.- Usiądziesz tu z założonymi rękami i będziesz na mnie czekał.- Pewnie coś popsuję - ostrzegł android.- Wiem, że tak będzie.- A więc dobrze.Możesz coś zrobić.Chodzi o tę walizeczkę.Możesz jej pilnować.- Tak jest, proszę pana - odparł wyraźnie rozczarowany Herkimer.- Nie trać czasu i nie próbuj przeczytać, co znajduje się w środku - uprzedził jego nowy pan.- Nie potrafisz.- Och - westchnął android, coraz bardziej rozczarowany.- Jeszcze jedna sprawa.W tym hotelu mieszka dziewczyna, która nazywa się Eva Armour.Czy wiesz coś o niej?Herkimer pokręcił głową.- Ale mam kuzynkę.- powiedział.- Kuzynkę?- Tak.Powstała w tym samym laboratorium co ja i dlatego jest moją kuzynką.- Masz więc wielu kuzynów i kuzynek.- Tak - przyznał Herkimer.- Wiele tysięcy.I trzymamy się razem.Tak przecież - dodał świętoszkowatym tonem - powinno być w rodzinie.- Czy sądzisz, że twoja kuzynka może coś wiedzieć?Android kiwnął głową.- Pracuje w hotelu.Może więc coś wiedzieć.Wziął ulotkę z leżącego na stole stosu.- Widzę, proszę pana - powiedział - że już pana dopadli.- O czym mówisz? - spytał z gniewem Sutton.- Liga Równości - odparł.- Czatują na każdego ważnego człowieka.Mają ze sobą petycję.- Owszem - przyznał Sutton.- Wspominali coś o petycji.Chcieli, żebym ją podpisał.- I nie zrobił pan tego?- Nie - odparł krótko Asher.Spojrzał na Herkimera.- Jesteś androidem - oznajmił bez osłonek.- Spodziewałbym się raczej, że będziesz się z nimi solidaryzował.- Proszę pana - padła odpowiedź - oni mają dobre intencje, ale podchodzą do sprawy od niewłaściwej strony.Proszą dla nas o łaskę, o współczucie, lecz my nie chcemy ani jednego, ani drugiego.- A czego chcecie?- Uznania za równych ludziom - wyjaśnił Herki-mer - ale uznania wynikającego z naszych zalet, a nie będącego rezultatem jakiejś dyspensy czy ludzkiej tolerancji.- Rozumiem - powiedział Sutton.- Mam wrażenie, że tak właśnie pomyślałem, kiedy zaczepili mnie w holu.Ale nie potrafiłem wyrazić tego słowami.- Rasa ludzka nas stworzyła - mówił dalej android.- Na tym polega problem, to jest źródłem bólu.Stworzyła nas dokładnie w tym samym celu, w jakim rolnik hoduje swoje bydło.Ludzie wykonali nas właśnie po to i traktują zgodnie z przeznaczeniem.Może są dla nas dobrzy, lecz jest to dobroć spowodowana litością.Nie pozwalają nam korzystać z naszych umiejętności.Nie mamy prawa dziedziczenia.Tak, nie pozwolono nam dziedziczyć, a przecież jest to podstawowe prawo ludzkości.My.Przerwał.Błysk w jego oczach zniknął, twarz się wygładziła.- Nudzę pana - wyraził obawę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl