, Reymont Chlopi I (2) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dzień się dopalał jaskrawo i z wolna przygasał.Ale w Lipcach huczało jakby na jarmarku.Jak tylko przedzwonili na nieszpory, muzyka wywaliła się od wójta na drogę.Najpierwsze szły skrzypki w parze z fletem, a za nimi warczał bębenek z brzękadłami i basy,przystrojne we wstęgi, wesoło podrygiwały.Za muzyką szły oba dziewosłęby i drużbowie - sześciu ich było.A wszystko chłopaki młode, dorodne, kiej sosny śmigłe, w pasie cienkie, w barach rozrosłe, tanecznikizapamiętałe , pyskacze harde, zabijaki sielne, z drogi nieustępliwe - same rodowe, gospodarskie syny.Walili środkiem drogi, kupą całą, ramię przy ramieniu, aż ziemia dudniła pod nogami, a tak radośni,weselni i przystrojeni pięknie, że ino w słońcu grały pasiaste portki, czerwone spencerki, pęki wstęg ukapeluszów i rozpuszczone na wiatr, kiej skrzydła, kapoty białe.Krzykali ostro, podśpiewywali wesoło, przytupywali siarczyście i szli tak szumno, jakby się młody bórzerwał i z wichurą leciał.Muzyka grała polskiego, bo zaś ciągnęli od domu do domu zapraszać weselników - gdzie im wynosiligorzałki, gdzie zapraszali do wnętrza, gdzie zaś śpiewaniem odpowiedzieli - a wszędy wychodziliprzystrojeni ludzie, przystawali do nich i szli dalej społem, i już wszyscy w jeden głos śpiewali podoknami druhen:Wychodz, druhenko, wychodz, Kasieńko,Na wesele czas-Będą tam grały, będą śpiewałySkrzypice i bas-A kto się nie naje, kto się nie napije.Pójdzie do dom wczas!Oj ta dana, dana, oj ta dana, da!.Hukali społem i z mocą taką, aż się po wsi rozlegało, aż na pola szły weselne głosy, pod boramiśpiewały, we świat leciały szeroki.Ludzie wychodzili przed domy, do sadów, na płoty, a jaki taki, choć nie weselny, przystawał do nich, bysię aby napatrzeć i nasłuchać, że nim doszli, już się prawie cała wieś stłoczyła i okrążała weselnikówciżbą, iż coraz wolniej szli, a dzieci chmarą nieprzeliczoną i z wrzaskiem a przyśpiewywaniem przodembiegły.Doprowadzili gości do weselnego domu, przegrali im na godne wejście i zawrócili do pana młodego.A Witek, któren ze wstęgami u spencerka hardo był spólnie z drużbami chodził, skoczył teraz naprzód.- Gospodarzu, a to muzyka z drużbami wali! - krzyknął w okna i poleciał do Kuby.Rzęsisto zagrali na ganku, a Boryna w ten mig wyszedł, drzwi na rozcież wywarł, witał się a do środkazapraszał, ale wójt z Szymonem ujęli go pod boki i już prosto do Jagny powiedli, bo czas było dokościoła.Szedł ostro i aż dziw, tak młodo wyglądał; wystrzyżony, do czysta wygolony, przystrojony weselnie -urodny był, jak mało który, a przez to, że mocno w sobie podufały i rozrosły, to i posturę już miał zdala widną, i powagę w twarzy niemałą; pośmiewał się wesoło z parobkami, pogadywał, a najczęściej z kowalem, bo mu się wciąż na oczy nawijał.Godnie go wprowadzili do Dominikowej; naród się rozstąpił, a oni go wiedli do izby szumno, z graniem iprzyśpiewkami.Ale Jagusi nie było, przystrajały ją jeszcze kobiety w komorze mocno zawartej i pilnie strzeżonej, boparobcy drzwi pchali, to w deskach szparutki czynili i przekomarzali się z druhnami, że ino pisk,śmiechy i babie wrzaski odpowiadały.A matka z synami przyjmowała gości, częstowała gorzałką , usadzała co starsze na ławach i nawszystko oko miała, bo narodu się zwaliło, że i trudno przejść przez izbę, po sieniach stali, w opłotkachnawet.Nie bele jakie to goście, nie! Gospodarze sami, rodowi i co bogatsze, a wszystko krewniacy,powinowaci i kumy Borynów i Paczesi, a drudzy zasie znajomkowie to i z dalszych wsiów zjechali.Juści, że ni Kłęba, ni Winciorków, ni tych morgowych biedot nie było, ni tego drobiazgu, co powyrobkach chodził i zawżdy ze starym Kłębem trzymał.Nie dla psa kiełbasa, nie dla prosiąt miód!Dopiero w jakie dwa pacierze otwarli drzwi komory i organiścina z młynarzową wywiedły Jaguś na izbę,a druhny otoczyły ją wiankiem, a tak strojne i urodne wszystkie, że kwiaty to były, nie kwiaty, a onamiędzy nimi najśmiglejsza i kieby ta róża najśliczniejsza stojała w pośrodku, a cała w białościach, waksamitacln, w piórach, we wstęgach, w srebrze a złocie - że się widziała niby ten obraz, co go naszająna procesjach, aż przycichło z nagła, tak oniemieli i dziwowali się ludzie.Hej ! Jak Mazury Mazurami, nie było śliczniejszej !Wnet drużbowie zrobili rumor i gruchnęli z całych piersi:Rozgłaszaj, skrzypku, rozgłaszaj!A ty, Jaguś, ojca, matkę przepraszaj -Rozgłaszaj, flecie, rozgłaszaj!A ty, Jaguś, siostry, braci przepraszaj!.Boryna wystąpił, ujął ją za rękę i przyklęknęli, a matka obrazem ich przeżegnała i jęła błogosławić, iwodą święconą kropić, aż Jaguś z płaczem padła do nóg macierzy, a potem i drugich podejmowała,przepraszała i żegnała się ze wszystkimi.Brały ją kobiety w ramiona, obejmowały i podawały sobie, ażsię popłakali społem, a Józia najrzewliwiej zawodziła, bo się jej matula nieboszczka przypomniała.Wysypali się przed dom, ustawili w porządku należytym i ruszyli pieszo, bo do kościoła było ze staje.Muzyka szła przodem i rznęła ze wszystkich sił.A potem Jagnę wiedli drużbowie - szła bujno, uśmiechnięta przez łzy, co jej jeszcze u rzęs wisiały,weselna niby ten kierz kwietny i kiej słońce ciągnąca wszystkich oczy; włosy miała zaplecione nadczołem, w nich koronę wysoką, ze złotych szychów, z pawich oczek i gałązek rozmarynu, a od niej naplecy spływały długie wstążki we wszystkich kolorach i leciały za nią, i furkotały kieby ta tęcza;spódnica biała rzęsisto zebrana w pasie, gorset z błękitnego jak niebo aksamitu wyszyty srebrem,koszula o bufiastych rękawach, a pod szyją bujne krezy obdziergane modrą nicią, a na szyi całe sznurykorali i bursztynów aż do pół piersi opadały.Za nią druhny prowadziły Macieja.Jako ten dąb rozrosły w boru po śmigłej sośnie, tak on następował po Jagusi, w biedrach się inokołysał, a po bokach drogi rozglądał, bo mu się zdało, że Antka w ciżbie uwidział.A za nimi dopiero szła Dominikowa ze swatami, kowalowie, Józia, młynarzowie, organiścina i coprzedniejsi.Na ostatek zaś całą drogą waliła wieś cała.Słońce już zachodziło, wisiało nad lasami czerwone, ogromne i zalewało całą drogę, staw i domykrwawym brzaskiem, a oni szli w tych łunach wolno, że aż się w oczach mieniło od tych wstążek, piór pawich, kwiatów, czerwonych portek, pomarańczowych wełniaków, chustek, kapot białych - jakoby tenzagon, rozkwitłymi kwiatami pokryty; szedł i pod wiatr z wolna się kołysał a pośpiewywał, bo druhnyraz w raz zawodziły cieniuśkimi głosami:A jadą, jadą, wozy kołaczą -A moja Jaguś, po tobie płaczą.Hej !A da śpiewają, śpiewają sobie -A da na smutek, Jagusiuu, tobie.Hej !Dominikowa całą drogę popłakiwała i jak w obraz wpatrywała się w córkę, że nic nie słyszała, co do niejzagadywali.W kościele już Jambroży zapalał świece na ołtarzu.Ogarnęli się ino w kruchcie, uporządkowali w pary i ruszyli przed ołtarz, bo i ksiądz już z zakrystiiwychodził.Prędko się odbył ślub, bo ksiądz się do chorego spieszył [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl