, Łoziński Władysław Oko proroka 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale kiedyby nie twój dukat, może bymja i był przepadł.Oddam ci go, Bóg to da, dziesięćkrotnie, stokrotnie może! A łatwie wam uciec było? Tom ci już rzekł, że nad moje spodziewanie.Kiedy w nocy topczowie spali, jam odpi-łował łańcuch i do monasteru Zwiętej Trójcy pobiegł, bo wiedziałem, że tam jest czerniecjeden, który mnie dobrze znał, kiedy w Kijowie w Aawrze przebywał, ale on mnie przecho-wać nie mógł, bo kaługery byliby mnie ze samego strachu Turkom wydali, tak się boją.Chciał ma dać ten znajomy kaługer mnisze ubranie, abym się przebrał, alem nie chciał, bokaługery z brodami chodzą i z długimi włosy, a gdybym się nie był ostrzygł i ogolił, Turcyby mnie byli snadno poznali.Ale ty, skąd ty się taki wziął, hołubczyku, że tak śpiewaćumiesz? Jeden Kozak mnie nauczył  rzekę. Kozak, Kozak cię nauczył  powtórzył Pańko, jakby do siebie mówił. Wart i ty byćKozakiem, wart; łepski by był mołojec z ciebie!Ja bym się był rad z nim szeroko rozgadał, ale on skąpy był w słowach; ani rusz pociągnąćgo za język.Pan Harbarasz zrazu na niego krzywym okiem patrzył, jakby mu nie bardzo wie-rzył, ale im dłużej z nim jechał, tym mniej był nieufny, aż w końcu i chwalić go zaczął, oso-bliwie kiedy zapuściliśmy się w najdziksze góry i między odludne i przepaściste skały, o któ-rych pan Harbarasz dobrze wiedział, że się w nich zbóje na podróżnych zasadzają, a już naj-bardziej na karawany kupieckie, bo się na nich dobrze obłowić można.Taki był jeden kawałek drogi, który zgrozą najśmielszego przejmował, bo się ciągle naty-kało na kości końskie, a nawet i ludzkie, jeszcze świeże, około których sępy krążyły, albo naszczątki skrzyń rozbitych, jakby na ślady zabójstwa i rabunku, a szlak ten nazywał się haj-ducki, bo trzeba wiedzieć, że tam zbójców nazywają hajdukami, com ja rad bardzo słyszał,jako że i nasz podborski hajduk Kajdasz jako prawdziwy zbójca sobie z nami poczynał, a takowa nazwa cale mu się godziła.Jechaliśmy przez te hajduckie wąwozy w pogotowiu jakby wojennym; co było broni, topan Harbarasz porozdawał, tak że każdy kupiec i każdy furman miał nabity samopał, a Pańko78 najlepiej w tym szedł na rękę, osobliwie w nocy; kiedy się pod gołym niebem dnia czekało.Wtedy Pańko wozy nasze dziwnie w tabor ustawiał, konie wyprzęgnąwszy, że się z tego jak-by mała forteca robiła, w której się i całej kupie opryszków bronić i odstrzeliwać można było;czaty rozstawiał, sam boczne skały obchodził, czy zasadzki nie odkryje, a tak zawsze urzą-dzić nam nocleg umiał, że tył i boki mieliśmy skałami zakryte i bezpieczne, a kiedyby napadjaki na nas był, to tylko od jednej strony i z przodu.Jednej nocy stał się nawet popłoch i kto wie czyby nas byli owi hajducy nie opadli.Stałwtedy Pańko na czatach, bo jego kolej była; obaczył, jak spoza wysokiej skały wychylił sięna chwilę zbójca, jak rozglądnął się i umknąwszy za skałę, świsnął, jakby znak dawał towa-rzyszom.Pańko dał ognia z rusznicy, a na odgłos strzału porwiemy się wszyscy na równenogi i jak nas było kilkunastu, wypalimy wszyscy razem z rusznic, że aż skały na milę jakbyjednym grzmotem zahuczały  acz żaden z nas nie wiedział, po co strzelił i do kogo.Rozgniewał się o to srodze pan Harbarasz, który sam jeden nie strzelił, przypadł do nas ibardzo złajał, bo  mówi  jaki to wiwat był, czy to księżyc wam zawadza, chcieliście go znieba ustrzelić; a tak gdyby teraz ci hajducy na nas z góry spadli, hanczarami by nas jak ba-rany porzezali, bo żaden z was kuli w rusznicy nie ma.I kazawszy nam prędko rusznicenabić, mówi do Pańka: Myśmy tu tylko dwaj żołnierze: ty, żeś strzelał, ja żem nie strzelał.Nie może być ina-czej, jeno żeś kiedyś żołnierzem bywał? Może i bywał  odrzekł Pańko i na tym przestał.Szóstego dnia rankiem wjechaliśmy na miejsce, którędy droga wiedzie wśród najwyż-szych garbów tych gór bałkańskich, a pan Harbarasz zawiódł nas ku jednej skale i kazał namwdrapać się na sam jej wierzch, co mozolna rzecz była, i sam na nią wszedł, a kiedyśmy sta-nęli już na samym szczycie, ukazał nam góry, przez które przeprawiliśmy się byli, a wyglą-dało to jakoby ogromne zwalisko skał i kamieni, a potem rzekł: A teraz patrzcie dobrze na lewo i na prawo, daleko, daleko, a obaczycie dwa morza; polewej Czarne, po prawej Egejskie.A ta wieża na lewo, co widnieje tam wśród sinej mgły, tojest Warna, ta sama Warna, pod którą dwa wieki temu znalazł śmierć w bitwie z Turkami,sławnej w całym Chrześcijaństwie pamięci, król polski Władysław.Jam to wszystko, co pan Harbarasz mówił i pokazywał, oczami pił, a uszyma łykał  i ca-łego żywota mego nie zapomnę tej drogi i tego wszystkiego, com na niej widział i słyszał kuciekawości mojej i wielkiemu podziwieniu, a dziś jeszcze, po tylu latach, kiedy do czego in-nego głowy nie mam albo gdy w nocy się obudzę, przechodzę myślą przez te same góry iskały, wędruję pamięcią, kędym za młodo wędrował nogami, i tak wszystko jasno widzę,jakby to wczoraj dopiero było, i rzecz każdą dobrze pamiętam, choć jej nazwy zapomniałem.Zaczęliśmy się teraz spuszczać ku dołowi i podróż nam już razno szła i bezpiecznie, aledla mnie już nie była taka wesoła, bo mi się niebawem rozstać trzeba było i samemu, bezcudzej rady, i własną tylko głową myśleć o sobie i o tym, co sprawić mam, jakom sobie ślu-bował.W Kaloferze, nieznacznym bardzo miasteczku, uścisnąłem kolana pana Harbarasza iprosiłem, aby mnie tu już ze służby swojej odpuścił, bo stąd do Mezembrii pójdę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl