, Ludlum Robert Przesylka z salonik 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Położył książkę na nocnym stoliku.Wymienili uścisk dłoni; Victor uzmysłowił sobie, że taksują się nazwajem spojrzeniem.Land nie przekroczył pięćdziesiątki.Był średniego wzrostu, szeroki w klatce piersiowej i ramionach.Miał ostre angielskie rysy twarzy i orzechowe oczy patrzące spod krzaczastych brwi, o ton ciemniejszych od krótko ostrzyżonych siwiejących włosów.Była to miła twarz o inteligentnym spojrzeniu.— Obawiam się, że to zwykły panegiryk.Wedle wątpliwej wartości obyczaju panującego na przełomie wieków.Już od bardzo dawna jej nie wznawiano.Napisana włoskim.— Północnym dialektem, który wyszedł już z użycia — wszedł mu w słowo Land.— Coś w rodzaju odpowiednika dworskiej angielszczyzny z czasów królowej Victorii.Coś pomiędzy “jejmością" a zwykłą “panią".— Ma pan nade mną przewagę.Moja wiedza o języku nie jest nawet w przybliżeniu tak erudycyjna.— Wystarczyła do prowadzenia operacji “Loch Torridon".— Tak, to prawda.Proszę usiąść, monsignore.— Victor wskazał gestem krzesło obok łóżka.Prałat usiadł.Zmierzyli się spojrzeniami.Fontine przerwał milczenie.— Kilka miesięcy temu odwiedził mnie pan w szpitalu.Dlaczego?— Chciałem poznać człowieka, którego życie tak dokładnie przestudiowałem.Czy mogę mówić szczerze?— Nie przyszedłby pan tu dzisiaj, gdyby nie miał pan tego zamiaru.— Powiedziano mi wówczas, że może pan umrzeć.W swej zarozumiałości miałem nadzieję, że pozwoli mi pan udzielić sobie ostatniego namaszczenia.— Jest pan rzeczywiście szczery.I rzeczywiście okazał pan zarozumiałość.— Zdołałem to sobie uświadomić.Dlatego też więcej pana nie nachodziłem.Jest pan niezwykle uprzejmy, panie Fontine, ale nie potrafił pan ukryć swych uczuć.Victor obrzucił badawczym spojrzeniem twarz księdza.Znalazł w niej ten sam smutek, co wtedy w szpitalu.— Dlaczego studiował pan moje życie? Czy Watykan nadal prowadzi dochodzenie? Czy działalność Donattiego nie została potępiona?— Watykan nigdy nie ustaje w studiach.Badaniach.Prowadzi je nieustannie.A Donattiego nie tylko potępiono.Ekskomuniko-wano go.Jego szczątkom odmówiono katolickiego pochówku, złożenia w poświęconej ziemi.— Odpowiedział pan na dwa ostatnie pytania.Nie na pierwsze.Dlaczego pan tak się mną interesował?Prałat założył nogę na nogę i objął splecionymi dłońmi kolano.— Zajmuję się historią polityczną i społeczną.Co innymi słowy oznacza, że badam sprzeczności w strosunkach Kościoła z otoczeniem w określonych przedziałach czasowych.— Land uśmiechnął się, w jego oczach pojawiła się zaduma.— Pierwotnie celem tej działalności było wykazywanie słuszności stanowiska Kościoła i błędności stanowisk tych, którzy mu się przeciwstawiali.Ale tej słuszności nie zawsze dawało się dowieść.A już z pewnością nie tam, gdzie na jaw wydobyto sądy błędne lub budzące wątpliwość z moralnego punktu widzenia.— Uśmiech zniknął z twarzy Landa; przyznanie się do winy było zupełnie jasne.— Rozstrzelanie rodziny Fontini-Cristich wynikło z błędnej oceny? Czy niedostatku moralności?— Bardzo pana proszę — powiedział szybko ksiądz, cicho, ale dobitnie.— Tak pan, jak i ja wiemy, jak nazywać ten czyn.To było zwykłe morderstwo.Nie dające się wytłumaczyć i niewybaczalne.Victor ponownie ujrzał smutek w jego oczach.— Przyjmuję to, co pan powiedział.Nie rozumiem tego, ale przyjmuję.Tak więc stałem się przedmiotem pańskich polityczno-socjologicznych studiów?— Wśród wielu innych zagadnień tamtych lat.Jestem pewien, że nie trzeba dokładniej ich panu przedstawiać.Choć dokonano wówczas wiele dobrego, wydarzyło się też wiele rzeczy niewybaczalnych.Sprawa pana i pańskiej rodziny należy do tej właśnie kategorii.— Zainteresował się pan moją osobą?— Stał się pan moją obsesją.— Land znów się uśmiechnął, tym razem nieporadnie.— Niech pan pamięta, że jestem Amerykaninem.Studiowałem w Rzymie, a nazwisko Victor Fontine było mi dobrze znane.Czytałem o pańskiej działalności w powojennej Europie; pisano o tym we wszystkich gazetach.Zdawałem sobie sprawę z pańskich wpływów, w sektorze publicznym i w prywatnym.Może pan sobie wyobrazić moje zdumienie, kiedy przy okazji studiów nad tym okresem dowiedziałem się, że Vittorio Fontini-Cristi i Victor Fontine to jedna i ta sama osoba.— Czy wasze watykańskie archiwa zawierały wiele informacji?— O Fontini-Cristich, tak.— Land wskazał głową oprawny w skórę wolumen, który położył na nocnym stoliku.— Obawiam się jednak, że podobnie jak ta książka nieco stronniczych.Naturalnie znacznie mniej pochlebnych [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl