, Masterton Graham Zwierciadlo piekiel 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sam pomyśl.Patrzysz w swoje lustro ze znacznie większym skupieniem niż na cokolwiek innego w życiu.Ludzie nawet na żony i mężów nie patrzą z takim napięciem jak na swoje odbicie.– Nie rozumiem – przyznał Martin, i naprawdę nic nie pojmował.– Posłuchaj – wyjaśniał Theo.– Słyszałeś kiedyś o pomieszczeniach, które w nie wyjaśniony sposób zachowują atmosferę strasznych czy tragicznych wydarzeń, jakie miały tam miejsce, i to na długo po ich zakończeniu? Czasem dzieje się to nie tylko z pomieszczeniami, ale też z całymi domami, jak w Amityville.Och, zrobili z tego serię kretyńskich horrorów, ale ten dom naprawdę został czymś dotknięty, podobnie jak wiele innych.Niektórzy ludzie czują to w momencie, gdy przybywają w takie miejsce, inni nie.Cóż, część ludzi ma dobry słuch, a część nie ma.Wrażliwość na wpływy świata po drugiej stronie to nie coś, czego można nauczyć się w szkole.– Co przez to rozumiesz? – spytał Martin.– Czy próbujesz mi wyjaśnić, że to lustro w jakiś sposób zapamiętało to, co przydarzyło się Boofulsowi?Theo skrzywił się.– Prosiłem przecież, żebyś nie wspominał jego imienia.– Przepraszam.Ale i tak musiałeś się domyśleć.– Och, oczywiście.Któż by to mógł być inny? A więc kupiłeś lustro, które należało do Boofulsa, i powiesiłeś je na ścianie? W sensie parapsychologicznym to trochę tak, jakby kupić szczoteczkę do zębów Adolfa Eichmanna i używać jej.Czy wiesz może, gdzie wisiało? To, czego próbuję się dowiedzieć, to czy istnieje jakaś szansa, że mogło być świadkiem tego, co się z nim stało – że lustro widziało śmierć Boofulsa?– Wisiało nad kominkiem w głównym salonie.To tam zginął Boofuls.Theo głęboko zaczerpnął tchu i gwałtownie zabębnił palcami po stole.– To wszystko tłumaczy.Oto źródło twoich kłopotów.To lustro pamięta, jak umarł Boofuls.Teraz wszystkie te uczucia, cały strach, ból, cała nienawiść powraca do ciebie.To po prostu jak opóźnione odbicie.Ale może wydawać się rzeczywiste.Może przybrać realny kształt i może naprawdę zranić.Ten kot, Gałka, z jakiegoś powodu był dla Boofulsa niezmiernie ważny.Boofuls go kochał, lecz jego babcia nie pozwalała mu go trzymać w domu.Zatem cała ta sytuacja stanowiła część ogólnego napięcia.Martin odstawił kieliszek.– Sam już nie wiem.Dla mnie to wygląda jak coś więcej niż tylko odbicia.W końcu ludzie już przedtem musieli mordować innych przed lustrami.No wiesz, prawie w każdym domu wisi jakieś lustro.A jednak nie słyszy się o tym, żeby bez przerwy wyskakiwały z nich koty, potwory i Bóg wie, co jeszcze, prawda?– Prosiłeś o wyjaśnienie.Udzieliłem ci go.– A co z tym trzecim głosem, który słyszałeś? Tym, co brzmiał jak ktoś zamknięty w skrzyni czy coś takiego.Theo zaczynał się pocić.– Nie wydaje ci się, że robi się tu gorąco? Może powinniśmy wejść do środka?Martin sięgnął do kieszonki koszuli i wyjął kluczyk, który dała mu siostra Bonifacja.– Kiedy powiedziałeś „skrzynia”, natychmiast pomyślałem o tym kluczu, bo babka Boofulsa, pani Crossley, dała go jednej z pielęgniarek w Szpitalu Sióstr Miłosierdzia tej samej nocy, kiedy go zabiła.I zastanawiałem się, czy.Theo spojrzał na klucz, wybałuszając oczy.Promyk słońca odbił się od metalu i rzucił jasny refleks na jego czoło.– Mój Boże, schowaj to – szepnął.– Ale chciałbym tylko – skoro jesteś wrażliwy – może mógłbyś dotknąć tego klucza i powiedzieć mi.– Odłóż go! – Polecenie Theo było tak ostre i przenikliwe, że kilkanaście osób obejrzało się.– Theo.ta siostra powiedziała mi, że pani Crossley nie mogła mówić, ale pielęgniarka była całkowicie przekonana, że ten klucz był dla niej bardzo ważny.Gdybyś tylko mógł go dotknąć, potrzymać, zobaczyć, czy nie jest źródłem jakichś wibracji.To może być klucz do całej tej cholernej sprawy.– Scho-waj-ten-klucz – zaczął Theo, wtedy jednak z jego nosa buchnęła krew, zalewając hawajską koszulę i grubo tkane spodnie, plamiąc obrus i zabarwiając jego szampan na kolor mętnego różu.Dziewczyna przy sąsiednim stole krzyknęła.Martin upuścił klucz i natychmiast chwycił Theo w ramiona.– Theo! Co się stało? Theo!– Płuco! – wykrztusił Theo, po czym zwymiotował strumień zaskakująco jaskrawej krwi, która chlusnęła na Martina, ochlapała chodnik wokół nich i zaczęła ściekać po białym krzesełku niczym lepka farba.– Karetkę! – krzyknął Martin.– Na miłość boską, niech ktoś wezwie karetkę!Theo zachybotał się na krześle.Martin starał się utrzymać go w pozycji pionowej, ale był niezwykle ciężki, bezwładny i śliski od krwi.W końcu, przy pomocy jednego z kelnerów, udało mu się ułożyć go delikatnie na ziemi.– On umiera, czy co? – spytał kelner z wystraszoną miną.– Martin, wszystko w porządku? – krzyknął Morris.– Właśnie zadzwonili po pogotowie.Alison także zamachała do niego z niepokojem.Martin pokiwał do nich, co miało oznaczać, że robią wszystko, co tylko się da.Theo leżał na ziemi z twarzą przytuloną do płyty chodnika i zamglonymi oczami.Między jego wargami utworzył się krwawy bąbel.– Klucz.– szepnął.Uniósł prawą rękę i złapał Martina za przegub, przyciągając go bliżej.– Klucz.– Co mówisz? – spytał Martin.– Słuchaj, teraz po prostu odpoczywaj.Wezwali już karetkę.– Klucz.działa jak.detonator.– Co? Co masz na myśli?– Lustro.nie chce.abym się wtrącał.przebiło mi.płuco.Zlokalizowało nas.rozumiesz?.w momencie.gdy powiedziałeś.Boofuls.– Przykro mi, Theo.Nie miałem pojęcia.– Cóż.to nie twoja.wina – mruknął Theo.– Powinienem był.odmówić.na samym początku.wtedy, kiedy poczułem ten chłód.tę ciemność.– Ja też to czułem – potwierdził Martin.Theo wypluł kilka kropel krwi.W oddali słychać już było szybko zbliżające się zawodzenie syreny.– Trzymaj się, Theo – powiedział uspokajająco Martin.– Wszystko będzie dobrze.Pogotowie jest tuż-tuż.– Gdzie jest.ten klucz? – zapytał Theo.– Nie wiem.Chyba go upuściłem.– Znajdź go.daj mi go.Szybko.– Theo, jeśli to niebezpieczne.Theo uniósł głowę.Usta miał tak zakrwawione, jakby przez cały dzień wpychał do nich garściami maliny.Lepkie i czerwone, wyglądały dziwnie dziecinnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl